Frasier rzeczywiście dał ciała, ale za to Ford zagrał oryginalnie i bardzo dobrze - zamiast typowego, hollywodzkiego charyzmatycznego i dowcipnego doktorka przedstawił aspołecznego gbura, zamkniętego w swoim świecie, mającego w d... wszystkich dookoła - w sam raz na genialnego naukowca. Taka postać nie będzie lubiana przez widzów, ale jest bardzo realna (a nie wyidealizowana!) i za to plus.

Widzowie za to wolą takich House'ów, typ ludzi, którzy nie mają prawa bytu ("depresant" nienawidzący ludzi z wielka charyzmą... ahmmmm, prawdziwe niczym sucha woda).

Chodziło mi raczej o sposób gry Forda, a nie o to, jaką postac on stworzył. Przyznasz, że to nie jest jego najlepsza rola. Co do Frasiera jesteśmy zgodni :-)

aktorzy się męczą ponieważ grają tak idiotyczne role, że nie sposób się NIE męczyć
Ford w roli genialnego naukowca z filmu familijnego powoduje parskanie śmiechem co i rusz

Właśnie, właśnie, w tych realiach jest taki niewiarygodny ten nasz Ford.