Może kiedyś dotrwam do końca tego filmu. Na razie zawdzięczam mu 3-godzinną popołudniową drzemkę. Ja pardon, ale pokazywać przez 10 minut jak kobieta się opycha, a ty i tak wiesz, że pójdzie to zwymiotować, to jaki to sens?
Scena jest bardzo długa, ale pokazuje siłę depresji po stracie najbliższej osoby. A jeśli ktoś nie jest wstanie przebrnąć przez scenę z ciastem (czytałam komentarze, nie jesteś sam), to ot, wystarczy przewinąć i już. Potem jest już żywiej, jeśli ktoś nie może znieść dłużyzn. A warto obejrzeć do końca nie zrażając się powolnym początkiem, chociaż to zdecydowanie film dla cierpliwych.
Pisząc "a ty i tak wiesz, że pójdzie to zwymiotować" mówię, że wiem o co chodzi, a że nie umiem oglądać filmów przewijając je, to fakt. Mocno naciągane to pokazywanie siły depresji moim zdaniem.
Ale wrócę do tego filmu i to od początku. Może wczoraj nie miałem dnia na takie kino, nawet na pewno nie miałem. Strasznie mi się podobał format 4:3, bo to tak jakby jakiś taki film zrobiony samemu w domu oglądać.
Nie obejrzałeś filmu do końca, ba nawet nie dotrwałeś do połowy, a mimo to oceniasz... Nieładnie.
Dokładnie, ocenianie filmu, którego się nie widziało, to jest intelektualne dno.
Ta scena i kilka dookoła (w tej części filmu) ma inny cel niż pokazywanie depresji, chociaż one się nie wykluczają. Da się to zrozumieć ale dopiero później.