Spore zaskoczenie, bo spodziewałam się po tytule totalnej tandety, a dostałam niezły klimacik i fajnie budowane napięcie.
Wszystko zaczyna się na głębokiej wodzie, zmaganie ze sztormem i wreszcie wylądowanie grupki ludzi na bezludnej wyspie. Cała wyspa jest spowita mgłą, co bardziej potęguje ponurą atmosferę, a sceny pod koniec są lekko psychodeliczne. Same grzybki wyglądają całkiem fajnie jak na swoje lata, a ujęć z ich udziałem nie jest za dużo i chyba dobrze.
Mocne 6/10 ode mnie.