Dawno się tak nie zmęczyłem w kinie. Specjalnie przed pójściem nie czytałem opisu, żeby się nie nastawić w jakikolwiek sposób. Znudził mnie bardzo i rozczarował.
Zrobiłam dokładnie tak samo - opisy i opinie na forach omijałam szerokim łukiem (ostatnie polskie hity kinowe albo się uwielbia albo nienawidzi, opinie są szalenie skrajne i naładowane emocjami). Stawiłam się w kinie bez żadnego nastawienia, z wielką nadzieją na dobry film. I co? Dupa, jak zwykle. Oprócz fajnego odwzorowania szarej rzeczywistości lat 60-tych, w tym filmie nie ma fabuły! Kolejne pseudoartystyczne kino z długawymi scenami, które męczą i bolą widza. Nuda, brak emocji, statyczność, która odrzuca. Liczyłam na to, że wyjdę z kina oszołomiona, że zakręci mi się w głowie od ukazanej surowości natury człowieka, niestety - wyszłam zażenowana.
O tak, pełna zgoda. Zerowe emocje, męczący film, sceny często bezsensowne, choć ładne ujęcia. Przesłanie tego filmu można było zmieścić w krótkometrażówce. Ostatnia scena jest tylko bardzo dobra, gdzie morderca zazdrości sławy "podrabianemu" mordercy. Ogólnie przesłanie to jest trafne, wzbudziło we mnie refleksje i nawet pokiwałem głową z uznaniem. Jednak... ogólny obraz filmu to żenada, trzeba było się wymęczyć psychicznie przez ciągnące się flaki z olejem, bezjajecznych bohaterów, niepotrzebne sceny, żeby dojść finalnie do wniosku: "Tak, tu chodzi o pragnienie sławy, konsekwencje i zazdrość winnego". Na pewno nie wrócę do tego filmu, bo to trochę pusty, bezemocjonalny obraz bardzo ciekawej przecież puenty, do której można było jednak doprowadzić w inny sposób, nie tak męczący dla widza.
Ciekawa interpretacja. Ja miałam myśl, że facet poczuł, że zabił koleną osobę nie czerpiąc z tego przyjemności. Ale ja w ogole chyba nie zrozumiałam tego wyjątkowo głębokiego filmu... ;)