Nie rozumiem co się stało. Czy moje oczekiwania względem Bizego były za duże? A może to aktorzy byli za słabi? A być może tym razem scenariusz kulał? W każdym razie trzeci film reżysera, jaki miałem możliwość zobaczyć okazał się jego najsłabszym i boleśnie rozczarowującym.
Po świetnej "Sobocie" i niewiele gorszym "W łóżku" wydawało mi się prawie pewne, że znów zobaczę skromny ale pomysłowy obraz będący obserwacją ludzkiego życia. Tymczasem dostałem film, w którym materiału jest ledwie na jakąś etiudę. Bize rozciągnął ją do gargantuicznych rozmiarów, co i tak daje fabułę dość krótką.
Najgorsze są jednak dialogi. Ich teatralność aż oślepia. Na deskach, wypowiadane na żywo być może sprawiałyby inne wrażenie, tu, na ekranie są pretensjonalne i nabrzmiałe o patosu, który zabija wszelki potencjał filmu.
Szkoda. Z drugiej jednak strony, wpadka prędzej czy później musiała nastąpić. Być może Bize powróci do Chile, gdzie zdaje się robić lepsze niż w Hiszpanii filmy.