Film przesycony cytatami, choćby nie wiem jak wyszukanymi i mądrymi, staje się pretensjonalny, pseudointelektualny i bełkotliwy. Zauważyłem, że Japończycy mają zamiłowanie do szastania cytatami (co mocno zaszkodziło m.in. serialowi Ergo Proxy) na lewo i prawo. Rozumiem ich intencje, ale moim skromnym zdaniem taki zabieg nigdy nie wyszedł żadnemu filmowi na dobre.

Rażące są również animacje komputerowe, które można zauważyć już w pierwszych miutach. Są paskudne, kiczowate, kompletnie nie pasują do rysunkowych (albo przynajmniej tak wyglądających) scen. Fragmenty łączące w sobie jednocześnie jedną i drugą technikę, są chyba najgorsze. Takie nie wiadomo co - ni to filmowe efekty specjalne, które w wielu produkcjach filmowych powstałych przed 2004 r. stały na o wiele, wiele wyższym poziomie, ni to animacja mająca pozostawać wierna kanonom filmu rysunkowego. Dziwię się, że Japończycy, którzy zawsze wyprzedzali pod względem technologicznym resztę świata, stworzyli takiego potworka. I jeszcze poświęcili na stworzenie go całe 9 lat! Nie znam się na tym, piszę to jako laik, który po prostu bardzo lubi kino... Może zastosowano tu jakieś rewolucyjne techniki animacji... Nie mam pojęcia. W każdym razie efekt okropny.

Jeśli chodzi o samą historię, to bardzo ciekawa. Potencjał był ogromny, ale wykonanie nie najlepsze niestety. Nie liczyłem na film na poziomie tego z 1995 r., bo to chyba niemożliwe do wykonania, ale miałem nadzieję, że będzie porównywalny. Niestety się zawiodłem.