Człowiek odpowiedzialny za muzykę w tym filmie nie wykazał się choćby odrobiną gustu estetycznego. Utwory stanowiące ścieżkę dźwiękową tego filmu są mdłymi wydmuszkami bez wyrazu, nie współgrającymi w żaden sposób z klimatem filmu czy jego poszczególnymi scenami i nie oddziałującymi też w żaden sposób na emocje widza, a tym samym na odbiór filmu. Równie dobrze można by tu wstawić utwory Abby albo Modern Talking i na jedno by wyszło.
O tym, że muzyka filmowa ma znaczenie świadczy przykład arcygenialnego pod tym względem "Drive", gdzie każdy fragment wybrzmiewającego utworu idealnie współgra z obrazem pojawiającym się na ekranie, przez co ścieżka dźwiękowa ma ogromne znaczenie w emocjonalnym odbiorze całości. Nie wiem, czy kiedykolwiek w ogóle powstał film z lepiej dobraną ścieżką dźwiękową niż "Drive", może nie licząc musicali, których zresztą wcale nie oglądam.
Żeby nie powoływać się na najściślejszą czołówkę, wystarczy zajrzeć na krajowe "podwórko", gdzie o dziwo można znaleźć parę przykładów filmów z przyzwoitą ścieżką dźwiękową:
"Nie lubię poniedziałku" - moim zdaniem lider wśród polskich filmów pod tym względem; motyw muzyczny przewijający się przez film jest poza krytyką;
"Jak się pozbyć cellulitu" - jedna z najbardziej niedocenianych tych "nowych" polskich komedii; utwór "Gdy jakiś facet" to świetna muzyczna wizytówka filmu;
"Darmozjad polski";
"Miasto prywatne";
pewnie jeszcze sporo innych, przy których muzyka z "Francuskiego numeru" wypada beznadziejnie.
Co do samego filmu: parę dobrych tekstów i rewelacyjny Frycz który jakoś ratuje całość. Film jest jednak nierówny; wątek z tymi "gangsterami" bardzo słaby, ich irytujące rozmowy o filmach i komunikacji przez GG nic nie wnoszą do fabuły ani nie są zabawne. Szycki z Vabank 2 na siłę kreowany na groźnego gangstera też wypada blado. Sceny z menelami, skinami, psem - Stefankiem oraz motyw "Szuga baby love" wciśnięte na siłę, żeby tylko podnieść poziom humoru, co moim zdaniem się nie udało. Twór w sam raz na 5/10, można raz obejrzeć bez większego zachwytu.