Po seansie dowiedziałem się, że film był inspirowany prawdziwą postacią, tym bardziej uważam, że można było wyciągnąć więcej ze scenariusza. Granie w masce jest bardzo trudne i rzeczywiście Fassbender daje radę, ale co z tego jeśli Frank jest jedyną trójwymiarową postacią a inni są płascy (może prócz tego świra od manekinów ;))
Narracja fatalna, narrator irytujący, świetny soundtrack ale film jest po prostu nudny i mam wrażenie, że stara się być niezależny na siłę.
A morał, pointa? Sam nie wiem, chyba, że nie wszystko musi osiągać wielkość i swój cel dopóki człowiek jest szczęśliwy i otacza się odpowiednimi ludźmi.
Tak czy siak można to było zrobić duuuuużo lepiej, nieco inaczej poprowadzić historię i skupić się na całym zespole, bo 1,5 h metrażu to za długo na Franka, który jest taki jak tego typu postacie w innych filmach tyle, że nosi wielką głowę i nie pokazuje twarzy.
Wielki plus za soundtrack, ale reżyseria i scenariusz leżą i kwiczą.
Bardzo podobał mi się trailer, bardzo czekałem na ten film, niestety dostałem zupełnie coś innego niż oczekiwałem.
Dokładnie, poza tym postać prawdziwego Franka odbiega od tego w filmie, można powiedzieć iż łącznikiem jest jedynie sztuczna głowa którą nosił Chris Sievey podczas swoich występów. Szkoda tylko że niektórzy uważają takie filmy jak Frank za iście `artystyczne`, myślę że łatka `undergroundowy` w zupełności wystarczy...