Najśmieszniejsza scena ze wszystkich to gdy Ewoki ostrzeliwują z łuków szturmowców a Ci padają
jak muchy. Widocznie szturmowcy zapomnieli, że mają ubrane pancerz ;] Niesamowicie absurdalna
jest ta scena. Cała seria jest pełna absurdów, ale ta scena miażdzy wszystkie inne.
Odpowiadam na pytanie: Tak, strzały od czasów starożytności przebijają pancerz. Chyba, że masz na myśli pancerz czołgu :)
No właśnie po tej scenie o której wspomina Xogador zadałem sobie pytanie, po jaką cholerę Szturmowcy noszą swoją zbroję?
Padają od mocniejszego ciosu ręką, rzutu kamieniem, strzały wystrzelonej z łuku, czy jednego strzału z pistoletu laserowego.
Poza tym, że wygląda bajerancko, to przed niczym ich ona nie chroni ;)
Abstrahując od tego, że Star Wars to bardziej połączenie fantasy z science-fiction(albo niech będzie "space opera"), to nie każdy film sci-fi jest pełen absurdów. Ba! To charakteryzuje dobry film science-fiction, że ma mało absurdów(wynikających np. ze stanu nauki gdy powstawał film lub dla uatrakcyjnienia widowiska - np. dźwięk w kosmosie to niby absurd, ale przymykam na to oko wiedząc dlaczego filmowcy go dodają). Osobiście absurdy całkowicie rozumiem i nie przeszkadzają mi w fantastyce, horrorach, komediach. W filmach sensacyjnych trochę mniej, ale też rozumiem, że absurdy muszą być(niezniszczalny główny bohater, wybuchające samochody w dziwacznych sytuacjach itp). Co do dramatów czy filmów obyczajowych jestem bardziej restrykcyjny, ale jeszcze przeboleję. Co innego film science-fiction! W tym przypadku absurd całkowicie niszczy dla mnie widowisko, ponieważ przecież science-fiction to gatunek gdzie logika i nauka muszą być na pierwszym miejscu. Fantazjowanie może się odbywać, ale w ramach np. tego co jest nieustalone i o czym tak naprawdę nic lub prawie nic nie wiemy(np. podróże w czasie). Stawiane są ważne pytania o to co czyni nas człowiekiem, o rolę nauki i techniki w naszym życiu etc. Z ostatnich lat świetnym science-fiction był np. Moon
O gatunku Star Wars świadczy już chociażby sam wstęp "dawno, dawno temu". Zdecydowanie bardziej wstawiłbym Star Wars do fantastyki niż science-fiction. Dużo bliżej mu do Władcy Pierścieni niż Blade Runnera albo Odysei Kosmicznej. Wyraźny podział na dobro i zło, walki na miecze, anonimowi szeregowi źli i jeden mega-zły ze swoim złym przydupasem, romanse i przygody + do tego całego tajemnicza magia(oops, "Moc"). Tylko zamiast łuków są blastery a koni statki kosmiczne. Niewielka to różnica.
Dlatego też osobiście całkowicie toleruję absurdy w Star Wars. Bo to fantastyka, a nie science-fiction.
Zarzut akurat od dupy (za przeproszeniem). Odp. może brzmieć- bo to pancerz chroniący przed laserami ;p
Generalnie sceny walki, ich różnorodność jak i finezja tychże walk jest na tak niskim poziomie, że człowiek sie zastanawia, jak w DZISIEJSZYCH czasach, to wszystko może się podobać przeciętnemu widzu, tym bardziej ze treść fabularna, jest równie słaba- ot taka infantylna historyjka dla ubogich. Choć akurat wątek pojednania Luca S. z ojcem, całkiem dobra :)
"Odp. może brzmieć- bo to pancerz chroniący przed laserami ;p"
No raczej nie, biorąc pod uwagę, że chyba nie ma sceny w całym Star Wars aby szturmowiec nie padł od jakiegokolwiek blastera :D