widziałem Adamczyka w "Karolu..." - po prostu człowiek święty za życia, chodzący ocean dobroci i miłości bliźniego. Postać oczywiście znakomicie zagrana i jeszcze ten akcent:), więc to chyba wina scenariusza. Temu dziełu wyraźnie zabrakło charakteru, wszystko to było jakieś... miałkie? Mimo wszystko, ciałkiem przyjemnie spędzone 2 godziny, więc 6/10.
No come on! Przecież to jest film o wielkim człowieku! W jaki sposób miałby się obyć bez atmosfery wielkości, skoro same dokonania, same czyny Mandeli uczyniły go wielkim? Kolego, to jemu RPA zawdzięcza to, że przestał tam istnieć apartheid. Pomyśl o wszystkim, co zrobił ten człowiek, a dopiero później narzekaj na patos.