Fabuła "Khiladiyon Ka Khiladi" kręci się wokół nielegalnych walk, rozgrywanych za granicą pomiędzy zawodnikami wystawianymi przez Mayę (Rekha) i King Dona (Gulshan Grover). Jednym ze współpracowników Mai jest Ajay (Inder Kumar), który wchodzi w posiadanie dowodów przeciwko niej i Donowi, przez co musi się ukrywać. W tym czasie mieszkający w Indiach brat Ajaya, Akshay (Akshay Kumar), dostaje zaproszenie na jego ślub i postanawia wyjechać. Na lotnisku poznaje Priyę (Raveena Tandon), w której się zakochuje. Po przybyciu na miejsce dowiaduje się jednak, że jego brat jest poszukiwany przez policję. Aby go odnaleźć, Akshay wplątuje się w skomplikowaną relację z Mayą...
Coż :) Temu filmowi na pewno nie można odmówić ekstrawagancji. Znalazło się w nim bowiem kilka scen (głównie w teledyskach), na które nie dało się patrzeć xD mam na myśli image Akshaya jako "wampira" (?) oraz "pana w masce", ujęcia pokazujące, hm, uwielbienie krwi, a nade wszystko - kąpiel w błocie, tudzież maśle orzechowym (?) xD Na dodatek filmowe walki odbywały się pomiędzy parami zezwierzęconych, pozbawionych osobowości troglodytów (przy czym jeden z nich przypominał upiora z "Ringu"), a same bójki ciągnęły się w nieskończoność. Poza tym "Khiladiyon Ka Khiladi" rozkręcał się niesamowicie długo, a w niektórych momentach wręcz sugerował mi drzemkę. Ale pomijając te niedoskonałości, film naprawdę aż taki zły nie jest ;)) Jego fabuła jest dość ciekawa, a niektóre piosenki nawet da się wytrzymać (choć większości, niestety, nie). Odkryciem roku był dla mnie Inder Kumar i nie ukrywam - zamierzam jeszcze sięgnąć po coś z jego udziałem ;) Ale, jak zawsze, niekwestionowanym faworytem tutaj pozostaje dla mnie Akshay, i to z jego względu podniosłam ocenę o jakieś 2 punkty. Bez wątpienia pokazał tu bowiem nie tylko swój talent aktorski, ale też kondycję i niesamowicie uroczą twarz w różnych, ciekawych fryzurach ;)