Ji-young jest ambitną pracowniczką dużej korporacji, czyli jednego z miejsc słynących ze szklanych sufitów, szpiegowskich kamer w damskich toaletach i innych kłód rzucanych kobietom pod nogi. Zwłaszcza, kiedy są młodymi matkami. Po urodzeniu córki bohaterka chce połączyć macierzyństwo z jakąkolwiek pracą – okazuje się jednak, że rzeczywistość stawia przed nią kolejne, drobne przeciwności, które razem tworzą pozornie lekką, lecz nie dającą swobody ruchu pułapkę.
Jak dla mnie film przekazał wszystko to, co chciała przekazać autorka książki. Czy jest on mocno feministyczny? Trudno mi powiedzieć jako kobiecie. Widać tu pewne mechanizmy, które funkcjonują wszędzie do dziś. Może nie na taką skalę, jak przedstawiła Nam to fabuła, ale problem dalej istnieje. Co do samego filmu:...
Bohaterka jest pozornie idealnie dopasowaną do roli: żony, matki i synowej, kapłanką domowego ogniska, uosabiającą swym losem postać kopciuszka i cierpiętnicy. Dzięki temu otrzymujemy przerysowany obraz relacji rodzinnych, zawodowych i społecznych, będący jednocześnie ich krytyką. Mamy tu wprawdzie kilka poziomów...