Wersja braci Grimm jest moją ulubioną, ale nigdy nie mogłam znaleźć ekranizacji, która byłaby równie magiczna co "Trzy orzeszki dla Kopciuszka" czy odcinki o Kopciuszku z serialu "Baśnie Braci Grimm".
W końcu znalazłam tego "Kopciuszka", który oprócz trzonu fabuły dodaje elementy, które dobrze uzupełniają historię, np.:
- Bardzo podobał mi się motyw księcia, który w przebraniu wyszedł do ludzi w poszukiwaniu szczerej i skromnej dziewczyny, bo miał dość panien lecących na jego koronę. Dzięki temu między księciem i Kopciuszkiem rozwija się bardziej ludzka relacja niż "zobaczył ładną buzię i się pobrali". W ogóle w filmie nie ma przesadnie brzydkich panien. Nawet siostra Kopciuszka jest, moim zdaniem, ładna.
- Tak jak nigdy nie mogłam zrozumieć, dlaczego ojciec Kopciuszka nie zwracał uwagi na okrutne traktowanie jego rodzonej córki, tak w tym filmie ta dziura została rozsądnie zalepiona - zapracowaniem i zaślepieniem miłością do nowej żony.
Podobało mi się również, że nie zrezygnowano z brutalnych elementów tej baśni. Macocha do samego końca jest zdesperowana wydać swą córkę za księcia, nawet kosztem okaleczenia jej.
Poza tym, nie czułam tu takiej sztuczności, jak oglądając filmy np. z 1989 i 2011 roku.
Brakowało mi jedynie drugiej siostry Kopciuszka, ale zrekompensowali mi to Peter, Alfons i jego karpie. Się uśmiałam xD
Plus dopatrzyłam się paru małych wpadek, np. gdy Kopciuszek została zamknięta to miała rygiel po swojej stronie drzwi i wcale nie potrzebowała klucza żeby wyjść; albo smoła na schodach działała tylko wtedy, gdy reżyser tego potrzebował. Ale to nie są rzeczy, które psują ogólny odbiór.
W ten oto prosty sposób, ten niemiecki "Kopciuszek" wylądował na mojej liście najbardziej magicznych ekranizacji. Dziękuję i idę szukać następnych.