Po raz kolejny zakładam kontynuację tego tematu. Jego poprzednie części osiągnęły sumarycznie niemal 9 000 postów. Licząc z tematami pomocniczymi (jak np. „Biblia w 5 minut”), ta dyskusja liczy kilkadziesiąt tysięcy postów. Jeśli nie jest to najpopularniejszy temat w historii Filmwebu, to na pewno jest on w ścisłej czołówce.
Linki do poprzednich części (również tych niedokończonych z powodu usunięcia ich przez moderatorów, który nie do końca rozumieli pełnioną przez siebie rolę) znaleźć można pod koniec Spisu Treści: http://www.filmweb.pl/user/impactor
★★★
Zapraszam i Ciebie, czytelniku, do udziału w tym temacie. Udziału przybierającego jedną z dwóch form:
➊ Pasywnej.
Możesz być jego biernym czytelnikiem. Aby Ci w tym pomóc, po kliknięciu na moim nicku znajdziesz szczegółowy (choć niepełny) spis treści: http://www.filmweb.pl/user/impactor
Zawiera on podstawowe informacje (poczynając od wyjaśnienia pojęć ateizm, agnostycyzm i teizm), przez omówienie poszczególnych argumentów wysuwanych na poparcie tezy o istnieniu boga (głównie biblijnego Jahwe), aż po nagranie dyskusji z księdzem doktorem z Papieskiego Uniwersytetu, specjalizującego się w historii starożytnej.
➋ Aktywnej.
Możesz też być jego aktywnym, wypowiadającym się uczestnikiem. Jeśli masz coś wartościowego do napisania, to gorąco Cię do tego zachęcam. Szczególnie, jeśli wierzysz w jakiegoś boga. Odpowiedz po prostu na pytanie:
–----------------------------------------------------- ----------------------------------------------------
„W jakiego boga wierzysz, i dlaczego uważasz obiekt swojego wierzenia to za prawdę.”
–----------------------------------------------------- ----------------------------------------------------
Możesz też odnieść się do poruszanych wcześniej kwestii (np. tych widniejących w spisie treści), klikając Odpowiedz w pierwszym poście wątku.
★★★
▼▼▼ Dlaczego temat zdobył taką popularność? ▼▼▼
Są tacy, którzy stwierdzą, że z powodu jego kontrowersyjności. Po części jest to prawdą. Tylko co to mówi o społeczeństwie, w którym za kontrowersję uznaje się cytowanie Biblii, oraz przedstawianie logicznie spójnych argumentów bazujących na faktycznych założeniach? Co to mówi o ludziach, jeśli bulwersują ich fakty i ich merytoryczna analiza?
Ale poza powyższym - a nawet przede wszystkim – ten temat to cenne źródło rzetelnej i demonstrowalnie prawdziwej informacji. Informacji szczególnie cennej dla ludzi wierzących, ponieważ są oni aktywnie pozbawiani dostępu do tej informacji:
➤ duchowni pozbawiają wiernych dostępu do Biblii poprzez serwowanie im jedynie jej wybranych, bezpiecznych fragmentów, które nie naruszają (niezgodnego z Biblią) „image” chrześcijańskiego boga, wytworzonego głównie w ciągu ostatnich dwóch wieków z powodu presji zachodniej cywilizacji humanistycznej. Tymczasem jeśli Biblia jest Słowem Bożym, każdy powinien znać jego całość.
➤ apologeci pozbawiają wiernych konieczności samodzielnej oceny pozostałych fragmentów, usprawiedliwiając zaprzeczanie wprost tekstowi biblijnemu „interpretacją”, przypisami i modyfikacją. Apologeci podrzucają też wiernym filozoficzne argumenty, które nie sprawią że ktokolwiek w boga uwierzy, ale pozwolą ludziom już wierzącym wiarę w tego boga umocnić. Oczywiście pod warunkiem, że będą oni całkowicie ślepi na gargantuiczne i wielopoziomowe błędy logiczne, z których każdy taki argument jest zbudowany
➤ indoktrynacja religijna (najpoważniejszy problem) pozbawia wiernych zdolności do użycia swojego własnego intelektu do oceny walentności (czyli poprawności, zasadności, spójności i prawdziwości) twierdzeń religijnych. Religia uczula wiernych przeciwko krytycznemu myśleniu, przeciwko logice i przeciwko wiedzy – czyli przeciwko wszystkiemu temu, co jest niezbędne w procesie rzetelnego i niezawodnego dochodzenia do prawdy.
Tylko dlaczego? Czy twierdzenia walentne, poprawne i zgodne z rzeczywistością mają się czego bać, jeśli podda się je krytycznemu myśleniu i analizie popartej rzetelną wiedzą? Oczywiście, że nie! Takim twierdzeniom może to tylko pomóc.
Więc jakim twierdzeniom pomaga niewiedza, ignorancja, niezdolność ich krytycznej oceny i brak samodzielnego myślenia? Odpowiedz sobie sam, czytelniku.
Niewiedza jest więzieniem umysłu. Niezdolność krytycznego myślenia jest strażnikiem celi. Wiara jest tego więzienia nadzorcą.
Ten temat jest odpowiedzią na bardzo ważne, lecz jakże proste pytanie:
–----------------------------------------------------- ------------------------------------------------------------ ----------
„Czy istnieją jakiekolwiek dobre powody do przyjęcia za prawdę twierdzenia o istnieniu jakiegokolwiek boga.”
------------------------------------------------------------ ------------------------------------------------------------ ----
Nie odmawiaj sobie zapoznania się z jego treścią nawet, jeśli masz odmienną opinię. Przecież jeśli Twoje wierzenie ma umocowanie w rzeczywistości, to analiza tejże rzeczywistości może to wierzenie tylko wzmocnić.
A przecież zależy Ci na utrzymywaniu wierzeń zgodnych z rzeczywistością, prawda?
i zwal se konia ze dwa razy wpychając sobie jednocześnie palec w tyłek, jeśli sprawia Ci to przyjemność - "jesteś Pan zbiorem molekuł" i na molekuły się rozpadniesz - tyle Cię ateuszu czeka - ja jestem dzieckiem Boga i czeka mnie życie wieczne (a może nie) tego nie wiem - ale wierzę i przynajmniej mam NADZIEJĘ
Rogerek, żeby ci to "życie wieczne" ością w gardle nie stanęło, bo jesteś bardzo niegrzeczny i Pan Jezus codziennie na pewno płacze przez ciebie...
Odkąd chrześcijanie wymyślili Piekło - nieśmiertelność jest za friko dla każdego i możesz wylądować w jednym kotle z Impactorem na całą wieczność - Szatan jest ponoć złośliwy ;D
PS
Wiesz, Rogerku, są miliony dowodów na naszą śmiertelność na cmentarzach i ani jednego na "życie po śmierci". Nie boisz się zrobić "błędu sapera"?
Póki żyjemy, możemy coś próbować zrobić, chociaz wydaje się to strasznie abstrakcyjne, naciągane i utopijne (np. skończyć wojny, podziały itp. i wszystkie zasoby oraz 7 miliardów umysłów starać się skupić na rozwiązaniu problemu z naszą śmiertelnością).
Czcza wiara niestety tylko zamydla rzeczywisty problem i nie rozwiązuje go. Łatwiej się żyje "na opium dla mas" , ale na końcu wszyscy będziemy śmierdzieć równo, a potem nic z nas nie zostanie - jak nasi dziadowie, pradziadowie itd....:(
Takim podejściem do życia zrównujesz się z amebą...Trudno, co zrobić, jaka rada ? Twój biznes - tylko nie popadnij w depresję i nie powieś się na klamce, zanim zaczniesz śmierdzieć i rozpadniesz się na atomy spontanicznie
"Takim podejściem do życia zrównujesz się z amebą..."
- Nie rozumiem Rogerku, bo ja przecież dostrzegam nasz największy, wspólny dla wszystkich, życiowy problem (czyli nieuniknioność śmierci) i chcę go rozwiazać. Natomiast ameba przyswaja i wydala całe życie, nie zdając sobie sprawy, ze jest w ciemnej d...e od dnia swoich narodzin i nic z tym nie może zrobić. Co ja więc mam wspólnego z amebą w kontekscie tej rozmowy?
"Trudno, co zrobić, jaka rada ? Twój biznes - tylko nie popadnij w depresję i nie powieś się na klamce, zanim zaczniesz śmierdzieć i rozpadniesz się na atomy spontanicznie"
- Rogerku, w depresje to ja popadam, gdy sobie uświadamiam, że być może stoimy (jako ludzkość a nawet i może osobiście) u bram nieśmiertelności i zamiast je otworzyć i wejść - walimy tylko w nie co najwyżej naszymi pustymi łbami.
Jeszcze niedawno, byc może, to był dobry pomysł, żeby "znieczulać się" złudzeniami religijnymi, gdyż i tak nie było rady na "śmierdzenie i rozpadnięcie się na atomy".
ale obecnie, gdy popatrzymy na nasz rozwój technologiczny, gigantyczne nadwyżki zasobów (np. tych trwonionych na rozwój technik zabijania), potencjał ludzki - 7 miliardów superkomputerow w naszych głowach, to ja nie wiem jakim cudem my wciąż czekamy "aż bomba pier-dol-nie", okłamując się i łudząc że mamy kontrole nad sytuacją, zamiast rzucić się do wspólnego rozwiązywania problemów ludzi i ludzkości.
W obecnych czasach religie, to prawdziwe "cywilizacje śmierci", które ciągną nas do zagłady pokolenie za pokoleniem, nie dając ANI JEDNEGO dowodu na to, że ich twierdzenia mają cokolwiek wspólnego z prawdą. a po swojej smierci, to Rogerku, raczej trudno złozyć reklamacje - jeszcze nikt nawet kartki "stamtąd" do nas nie wysłał.
Rogerek, uważam, że my-ludzie powinniśmy wreszcie dorosnąć i wziąć sprawy w swoje ręce - sami rozwiązać nasze problemy, bo żaden "niewidzialny święty Mikołaj" tego za nas nie zrobi, choćbyśmy nie wiem jak kurczowo w niego wierzyli. Żarty się skończyły i po nas (po naszej cywilizacji) może nie być tu już nigdy nic powyżej tej twojej ameby (bo np. broń masowej zagłady).
No dobra, a teraz idę ratować inny, łatwiejszy świat do ratowania od samozagłady (czyli grać w Wiesława 3), z browarkiem w ręce i zwojem zieleni w pysku. Tobie, Rogerku, zostawiam naszą biedną, skołataną Ziemię pod opieką. Tylko jej nie popsuj, ani nie zgub przez ten czas co mnie nie będzie, barania łąko...Pa;)
"No dobra, a teraz idę ratować inny, łatwiejszy świat do ratowania od samozagłady (czyli grać w Wiesława 3), z browarkiem w ręce i zwojem zieleni w pysku."
E, to ja mam gorzej, Egipt w nowym 'asasynie' to bagno prawie jak Polska dzisiaj :D
Przejdź się lepiej na różaniec - jeszcze 2 dni października zostały
P.S. może ty wraz z amebą jesteś w czarnej dupie - ja mam swojego Boga, obietnicę życia wiecznego i nadzieję - Ty zaś jesteś wegetem, który nie ma żadnych perspektyw po ustaniu czynności fizjologicznych
"Przejdź się lepiej na różaniec - jeszcze 2 dni października zostały"
- Jasne, Rogerek, już pędzę przesuwać kuleczki na sznureczku i spamować klepaniem w kółko pierdyliarda zdrowasiek... Musiałbym chyba być kretynem, Roger, a "Bóg-Maryja" musiałby być niedorozwinięty, żeby czegoś takiego chcieć ode mnie.
"P.S. może ty wraz z amebą jesteś w czarnej dupie"
- Rogerku, niezbite fakty są takie, że na końcu zarówno ja, jak i ty (oraz ameba w pewien sposób także) - narobimy pod siebie wszyscy troje tak samo. Bez żadnej róznicy, i bez związku w co tam które z nas wierzyło za życia. Taka prawda niestety...
" ja mam swojego Boga, obietnicę życia wiecznego i nadzieję"
- Gratuluję Rogerku, tylko...jakoś ci za bardzo nie zazdroszczę. Może dlatego, że nie potrafisz mi (ani nawet sobie;)) udowodnić, że to coś więcej niż sfera fantazji.
Sorki, Rogerku za te kolokwializmy, ale: "masz, to na pewno krzywe nogi jak..." i "obiecanki, macanki, a głupiemu staje" - tyle mniej więcej jest warte to co "masz" i ta twoja obietnica.
" Ty zaś jesteś wegetem, który nie ma żadnych perspektyw po ustaniu czynności fizjologicznych"
- Wcale nie Rogerku, bo ja też mam wierzenia na twoim poziomie, tylko nie opieram na nich swojego życia. Mam taką pozostawioną, zawsze otwartą furteczkę z tyłu głowy, pod nazwą "może jednak ktoś w jakiś sposób coś". Bo nie mamy całej wiedzy o świecie i "nic nigdy nie wiadomo" - czyli jest to taki argument z ignorancji, ale traktowany własnie tak jak na to zasługuje. To mój taki wentyl/bufor bezpieczeństwa psychicznego, żeby się niepotrzebnie nie stresować, bo to nie pomaga w rzeczywistym rozwiązywaniu problemów.
Powiem ci tak: albo będziemy myśleć indywidualnie i karmić się przeróżnymi wierzeniami bez pokrycia - a w konsekwencji umierać sfajdani pokolenie za pokoleniem. Albo zaczniemy myśleć społecznie i weźmiemy całą ludzkość za mordę, żeby spróbować rozwiązać nasze problemy ze śmiertelnością.
Musimy dojrzeć Rogerku i to jeszcze przed moim zgonem - taki mam plan ;P
Do kiedyś tam Rog, hejka;*
Jaki sens miałoby mieć przedłużanie bezsensownego istnienia osobników jakiegokolwiek gatunku, a tym bardziej gatunku wysoce szkodliwego ?
Przede wszystkim - skoro twoim zdaniem "istnienie osobników jakiegokolwiek gatunku jest bezsensowne", to na czym polega ta "wysoka szkodliwość" gatunku ludzkiego? - na zmniejszaniu zawartości "bezsensu" w metrze kwadratowym biomów planety Ziemia?!
...uważam, że ciut się zapętliłeś we "własnych sznurowadłach nihilizmu egzystencjalnego"...;)
Klika przykładów "sensów":
1. Pewnie trudno ci w to uwierzyć, ale są osobniki, które lubią życ - życie sprawia im frajde - to fundamentalny sens, powód do zycia i nie potrzeba tu więcej wyjaśniać...
2. Wszelkie życie na Ziemi jest skazane na zagłade, to tylko kwestia czasu, np. cykl życia Słońca sprawi, że kiedyś zamieni się w tzw."Czerwonego Olbrzyma" i pochłonie naszą planetę) a raczej popiół, który z niej zostanie). Tylko my, ludzie...
...zdajemy sobie sprawę z wielu potencjalnych, lub nieuniknionych zagrożeń na skalę planetarną, i tylko my, ewentulnie, będziemy (być może) mogli temu zaradzić zawczasu, aby kontynuować "bezsensowne życie biologiczne" hehe;), np. w innym świecie (tzn. na innej planecie...).
A przynajmniej jest to bardziej prawdopodobne, niz w przypadku gatunków "mniej szkodliwych" niż ludzie, bo te nawet nie będą zdawać sobie sprawy co je zabiło(znów - być moze) w ułamku sekundy...
3. Hmmy, jeśli mamy problem z "sensem zycia", to powinniśmy poznać "całą prawdę (w sensie - całą informację) o rzeczywistości, jaką jesteśmy w stanie poznać, żeby spróbować rozwiązać ten problem, czyż nie?
Tyle, że nie ma czegoś takiego jak "my powinniśmy poznać".
Jestem "ja" i jacyś "inni ludzie", .którzy ewentulanie będą żyli po mnie i być może poznają ową "całość informacji o wszechrzeczy", dzięki której ostatecznie rozstrzygną dylemat - "być czy nie być" - co lepiej, kurde...??!;)
Póki co lecimy jednak przez Wszechświat, jako daremne, ulotne atomowe pyłki -zlepki komórek, bakterii i wirusów na naszej Ziemi - okruchu, kamyku marnym, ale...
..."jesteśmy Wszechświatem, który KONTEMPLUJE SAM SIEBIE!!" - jesteśmy cudem, fenomenem, i jeśli dla ciebie to "bezsensowny byt", to wybacz, ale odpowiedzią na twoje pytanie "jaki sens przedłuzac egzystencje osobników?"' - jest moim zdaniem:
-"*wuj Ci do tego!", więc umieraj na zdrowie! - oto moja kompletna odpowiedź, i bardzo przepraszam, że okazałem się dla ciebie taką żenującą stratą czasu:(
pa, słonko;*
Nie podałeś żadnego przekonującego i obiektywnego "sensu" życia. Tasiemiec i kleszcz też lubi żyć i podobnie uzasadnia swoje wartościowe istnienie. Aby dojść do takich wniosków nie trzeba być filozofem. Wystarczy posiadać instynkt samozachowawczy, a w to wyposażony jest każdy żywy organizm.
Masz wyjątkowo nowatorski sposób zjednywania sobie ludzi do swoich szczytnych idei.
Może rzeczywiście Twoje motto :
-"*wuj Ci do tego!"
będzie na tyle intrygujące, że zmotywuje i zjednoczy ludzkość, jako Rasę Wyższą, do wspólnego działania na rzecz stania się gatunkiem nieśmiertelnym.
"Nie podałeś żadnego przekonującego i obiektywnego "sensu" życia."
No popatrz, a tak się starałem - w sumie wypłodziłem trzy punkty i przynajmniej z dziesięć akapitów na temat "przekonującego i obiektywnego sensu życia" naszego gatunku, a ty to sobie ot tak wszystko kwitujesz, negując całość jednym krótkim przeczeniem...
...niby coś tam odniosłeś się w trzech kolejnych zdaniach do pierwszego punktu mojej wypowiedzi, czyli jednego akapitu - ale tak zupełnie na odwal, bez próby zrozumienia sensu, żeby tylko podeprzeć czymkolwiek tę jednozdaniową zupełną negację całości mojej wypowiedzi...
Ale zobaczmy:
"Tasiemiec i kleszcz też lubi żyć i podobnie uzasadnia swoje wartościowe istnienie."
To bardzo dobrze uzasadnia. Z punktu widzenia "lubiących żyć" tasiemca i kleszcza - ich życie jest dla nich wartościowe - a że dla ciebie ich życie nie jest wartościowe, to twój problem twojego wzroku sięgającego jedynie do czubka twojego nosa i jakichś urojeń o "potrzebie wykazania obiektywnej wartości życia" , - a nie ich problem...
"Aby dojść do takich wniosków nie trzeba być filozofem. Wystarczy posiadać instynkt samozachowawczy, a w to wyposażony jest każdy żywy organizm."
Instynkt samozachowawczy "nakłania" osobniki do trzymania się życia, niezależnie czy lubią żyć, czy nie lubią. A ja podałem jako jeden z przykładów "sensu życia" tylko jedną z tych opcji - "gdy życie sprawia ci frajdę"...
PS
...to nie jest moje motto, tylko konkretne podsumowanie do Ciebie. I jak widać się nie pomyliłem, bo nic nie wnosisz, tylko trzeba ganiac się z tobą w koło drzewa...
Ale spoko, już się nie gniewaj, chodź, to cię przytulę i obetre ci nosek. Już okej?;)*
Na całej naszej planecie, tylko stosunkowo niewielka garstka istot może korzystać z komfortowego życia. Stałe bezpieczeństwo, zdrowie, dostatek i szczęście jest rzadkim zjawiskiem.
Przebywanie w mieście, mieszkanie w bloku, zakupy w marketach, praca w biurze i temu podobne sterylne i "sztuczne" warunki izolują nas od naturalnego środowiska a to z kolei zniekształca i wypacza nasze pojęcie o nim. Dzieci myślą, że mleko jest z kartonu, a mięso jest z fabryki. Jesteśmy przekonani, że skoro wokół nas wszystko jest czyste, ładne, poukładane i bezpieczne, to tak jest wszędzie.
Zamieszkanie na wsi pod lasem skutecznie pozbawiło mnie resztek złudzeń, że zjawisko zwane życiem jest cudem.
Wystarczył jeden spacer z psem, żeby naszły mnie wątpliwości :
1. do sąsiada gospodarza wjechał samochód ciężarowy po krowy do rzeźni,
2. 300 metrów dalej, na innym podwórku odbywało się świniobicie. Trzech lekko najeb...nych gości z czerwonymi, uśmiechniętymi ryjami napełniało wiadra, miski i garnki częściami ciała zwierzęcia, które jeszcze wisiało na haku w stodole,
3. mój pies złapał w trawie mysz i ją oczywiście zjadł,
4. w trakcie spaceru zdjąłem z psa i zabiłem 3 kleszcze,
5. idąc ścieżkami zadeptałem przypadkowo i nieświadomie 89 mrówek, 3 biedronki i 5 żuków gnojowych.
6. wracając do domu widziałem 3 żaby przejechane przez samochody.
...
To prawdziwe obserwacje z jednego tylko spaceru. No, może z tymi mrówkami nie jestem precyzyjny :-)
...
Zadając pytanie o sens istnienia, miałem nadzieję, że udzielisz mi głębokiej i przemyślanej odpowiedzi a ja znajdę w tym motywację.
Zakładałem, że osoba, która pragnie zrzeszyć całą ludzkość i wykorzystać drzemiący w niej potencjał do odkrycia nieśmiertelności, ma ku temu potężne argumenty a tymczasem ... "są osobniki, które lubią życ - życie sprawia im frajde".
To jest argument z egoistycznej miłości własnej.
Twoja frajda podtrzymywana jest kosztem innych istnień.
Jedno tylko pranie brudnych gaci w pralce, przy użyciu proszku i płynu, powoduje wielką szkodę w środowisku i pozbawia życia olbrzymią ilość organizmów, o katastrofie tankowca na morzu nie wspomnę ... To miałem na myśli pisząc o wyjątkowo szkodliwym gatunku. Wyrządzane w ten sposób zło nie równoważy Twojej frajdy z własnej egzystencji.
Chciałbym być jednak dobrze zrozumiany. Ja też lubię żyć, przynajmniej czasem, dostrzegam też piękno w różnych aspektach rzeczywistości tyle, że wiedza i świadomość tego, że cała ta GRA, pełna okrucieństwa, zła i cierpienia toczy się na zasadach sumy zerowej, skutecznie odbiera mi pełnię radości życia.
...
..."jesteśmy Wszechświatem, który KONTEMPLUJE SAM SIEBIE!!"
Zgoda, kontemplacja oznacza głębsze zamyślenie i refleksję, ale wnioski z tejże zadumy nie muszą być optymistyczne. W Twoim przypadku są, w moim nie.
Jedną z przerażających cech ludzkiego umysłu jest "umiejętność" tworzenia i dostrzegania sensu we wszystkim, np w
zabijaniu byków - korrida,
zabijaniu saren, dzików, lisów itp - polowania, safari,
zabijania i zamęczania zwierząt w laboratoriach,
trucia zwierząt np. gryzoni w pomieszczeniach i ogrodach,
zabijania herbicydami "niewygodnych" roślin,
zabijania "niewygodnych" owadów pestycydami,
zabijania "nieodpowiednich" ludzi Cyklonem B lub palenia na stosie, - przykładów można podać tysiące.
Czy tak ma wyglądać ten sens i cud życia, który pragniesz wydłużyć w nieskończoność ?
Ps
Tym razem napisałem nieco więcej, abyś mógł szerzej poznać moje egzystencjalne wątpliwości.
Nie kończ jednak proszę, każdej swojej wypowiedzi protekcjonalnym sarkazmem.
Niczego dobrego tym nie osiągniesz.
"Chciałbym być jednak dobrze zrozumiany. Ja też lubię żyć, przynajmniej czasem, dostrzegam też piękno w różnych aspektach rzeczywistości tyle, że wiedza i świadomość tego, że cała ta GRA, pełna okrucieństwa, zła i cierpienia toczy się na zasadach sumy zerowej, skutecznie odbiera mi pełnię radości życia."
Czyli co w związku z tym, nabijesz się na pal i będziesz powoli konał?... Mam wrażenie, że już to zrobiłeś - czyli na własne życzenie wybrałeś "karierę ślepej uliczki ewolucji", brawo!;)
A tak bardziej serio, to naprawdę nie rozumiesz, ze tylko my, ludzie, mamy możliwość coś z tym zrobić, bo tylko my zdajemy sobie sprawę z błędnego koła zycia?
Jesteśmy jedynym gatunkiem na Ziemi, który wie, że życie biologiczne polega na tym, iż wszystko co żyje pożera siebie nawzajem, żeby przeżyć, a na końcu i tak czeka totalna zagłada wszelkiego życia.
...
Wiesz, dopiero co otworzyliśmy oczy, podnieśliśmy głowy i zaczęliśmy rozgladać się po świecie, bo jeszcze wczoraj byliśmy jak inne zwierzęta - bezrefleksyjnymi niewolnikami instynktów i procesów behawioralnych.
Na razie jeszcze zbyt często górę bierze nasza bezrozumna, instynktowna natura - i folgujemy jej na wyścigi, próbując nieporadnie zakładać "kagańce kulturowe", ale dobre i to!.:)
Wciąż niezdarnie stawiamy pierwsze, świadome kroki, błądzimy jak dzieci we mgle. Ale "na Boga!" - daj nam szanse, daj nam chwilę jeszcze, żebyśmy odkryli jak prać nasze gacie nie powodując przy tym lawinowego wymierania innych gatunków;) .
Już odkryliśmy empatie i metodę naukową. A myślę, ze dopiero się rozkręcamy (w tę pozytywną stronę). - I ja chcę być tego wszystkiego świadkiem, więc muszę żyć, żyć, żyć...;)
Jesteśmy szympansami w garniturach.
W takiej formie, niech nas Tata Muminka broni, byśmy stali się nieśmiertelni.
Przed nami stoją ooooolbrzymie wyzwania. Musimy wyzbyć się wielu szympansich cech.
Najważniejszą, mentalną zmianą, jaka nas czeka to stosunek do świata ożywionego, postrzeganie i traktowanie przedstawicieli fauny jako równorzędnych partnerów w tym WIELKIM WSPÓLNYM REJSIE.
Sprawa nie do przejścia, zwłaszcza, że w XXIw nadal jesteśmy skłonni odmawiać praw przedstawicielom WŁASNEGO gatunku ze względu na takie błahostki, jak np różnice płci, kolor skóry, status społeczny, miejsce zamieszkania itp.
.....
"Już odkryliśmy empatie i metodę naukową. A myślę, ze dopiero się rozkręcamy (w tę pozytywną stronę)."
Już miałem się zgodzić, gdy ... w raporcie Sztokholmskiego Międzynarodowego Instytutu Badań nad Pokojem przeczytałem, że w okresie ostatnich 20-tu lat, na naszej planecie, wydatki na cele wojskowe ... wzrosły ! o ... 76% !!!
Tak nie wygląda "rozkręcanie się (w tę pozytywną stronę)."
Obydwaj uważamy, że "Wciąż niezdarnie stawiamy pierwsze, świadome kroki, błądzimy jak dzieci we mgle."
Różnica między nami polega jednak na tym, że Ty, nie znając liter, pragniesz otrzymać w prezencie dwudziestotomową encyklopedię, bo tam są miłe obrazki. Ja z kolei uważam, że przed nami jest długi i ciężki wysiłek nauki poszczególnych literek, potem czytania i jeśli nawet nauczymy się czytać, to nie ma gwarancji, że zrozumiemy treść tych ksiąg.
Gdy pozbędziemy się wszystkich systemów politycznych, religijnych, społecznych, gdy osiągniemy globalną nirwanę i zbudujemy utopię, staniemy się LUDZKOŚCIĄ 3.0.
Będziemy wtedy gotowi na nieśmiertelność. Posiądziemy moralne prawo, aby korzystać z tego "cudu".
Puki co, miejsce małpoluda jest w dżungli, bo tam niczego nie spieprzy.
"Jesteśmy szympansami w garniturach.
W takiej formie, niech nas Tata Muminka broni, byśmy stali się nieśmiertelni.
Przed nami stoją ooooolbrzymie wyzwania. Musimy wyzbyć się wielu szympansich cech."
Obawiam, się, że może być spory problem, żeby się ich "wyzbyć", ponieważ są wpisane w nasz genom, a na świecie jest grubo ponad 7 miliardów ludzi, więc nie da się za bardzo czegoś "pozbyć" z ludzkiego genomu, bo zbyt wiele osobników w populacji nosi kopie tych samych genów.
Możemy co najwyżej ulepszać swój światopogląd i przyjmować wzorce kulturowe, które pomogą nam zapanować nad naszymi niechcianymi zachowaniami/popędami.
Co proste wcale nie jest, bo nawet gdy już ustalisz "jedyną słuszną wersje" - co powinieneś chcieć i pragnąć, w jaki sposób traktować innych etc., to organizm i tak będzie "wiedział swoje", gdyż geny się nie zmienią, a jedynie twoje poglądy.
"Najważniejszą, mentalną zmianą, jaka nas czeka to stosunek do świata ożywionego, postrzeganie i traktowanie przedstawicieli fauny jako równorzędnych partnerów w tym WIELKIM WSPÓLNYM REJSIE."
To oczywiście chwalebna i szlachetna postawa, ale tak naprawdę to nie są nasi "równorzędni partnerzy". Zaproponuje ci podejście jakie usłyszałem na jakimś filmie przyrodniczym o tematyce ochrony środowiska, który na końcu podsumowywał komentarzem niejaki sir David Attenborough.
Otóż stwierdził on, że my, ludzie, jako gatunek obdarzony najwyższą inteligencją, mamy moralny obowiązek zaopiekować się, utrzymać przy życiu jakichś przedstawicieli wszystkich gatunków zwierząt - i ja sie oczywiście z tym zgadzam, że przynajmniej mamy obowiązek próbować; ale żeby być dla nich "równorzędnymi partnerami", to musielibyśmy chyba się cofnąć do czasów jak biegaliśmy po sawannie z gołymi tyłkami...;)
"Sprawa nie do przejścia, zwłaszcza, że w XXIw nadal jesteśmy skłonni odmawiać praw przedstawicielom WŁASNEGO gatunku ze względu na takie błahostki, jak np różnice płci, kolor skóry, status społeczny, miejsce zamieszkania itp."
... albo w które otwory ciała - kto, komu i co chce wkładać;D
No to właśnie może być pokłosie naszych predyspozycji genetycznych do łączenia się w zamknięte grupy, wspierania członków swojej społeczności przeciwko innej. Oglądałem program w którym wykazywano, że już małe dzieci mają skłonnośc do łączenia się w grupę np. "nielubiących brukselki" przeciwko "lubiącym brukselkę" ;D
Kiedyś to miało duże uzasadnienie, takie zamykanie się na innych w swoich własnych spolecznościach np. ochrona przed obcymi patogenami, ale teraz zmieniliśmy sposób zycia, poglądy; lecz stara, tworzona setki tysięcy/miliony lat genetyka pozostała.
...ale chyba nie powiesz, że nie widzisz zmian na lepsze, jeśli chodzi o tolerancję dla "inności/obcości" - po prostu wciąż nad tym pracujemy, a nie tak łatwo jest okiełznać pozaświadome procesy, które są podstawą dla tych już dostępnych świadomości.
"Już odkryliśmy empatie i metodę naukową. A myślę, ze dopiero się rozkręcamy (w tę pozytywną stronę)."
Już miałem się zgodzić, gdy ... w raporcie Sztokholmskiego Międzynarodowego Instytutu Badań nad Pokojem przeczytałem, że w okresie ostatnich 20-tu lat, na naszej planecie, wydatki na cele wojskowe ... wzrosły ! o ... 76% !!!"
I straszne i przykre, jeśli się pomyśli, ile dobrego można byłoby osiągnąć przeznaczając środki z tych wydatków na rozwój np. dziedzin ochrony zdrowia i zycia...:(
Paradoksalnie jednak, te nakłady (przynajmniej ich spora część) mają służyć (w zamyśle) utrzymaniu pokoju, a nie parciu do wojny. Zamiast się rozbrajać, narody zbroją się, żeby utrzymać status quo. To oczywiście nie tylko błędne koło, ale igranie z ogniem, bo wystarczy "iskra" i katastrofa gotowa... ale tak jest, gdy nie ma wspólnej polityki międzynarodowej. Wystarczy, że ktoś jeden się wyłamie (np. jakieś Chiny, Rosja czy Korea Pn...) i już się kręci i eskalacja strachu i wyścigu zbrojeń...
"Tak nie wygląda "rozkręcanie się (w tę pozytywną stronę)."
No na pewno nie powinno tak wyglądać - zgadzam się, ale to bardziej złożony problem, niż prosta statystyka porównawcza.
"Obydwaj uważamy, że "Wciąż niezdarnie stawiamy pierwsze, świadome kroki, błądzimy jak dzieci we mgle."
Różnica między nami polega jednak na tym, że Ty, nie znając liter, pragniesz otrzymać w prezencie dwudziestotomową encyklopedię, bo tam są miłe obrazki. Ja z kolei uważam, że przed nami jest długi i ciężki wysiłek nauki poszczególnych literek, potem czytania i jeśli nawet nauczymy się czytać, to nie ma gwarancji, że zrozumiemy treść tych ksiąg."
Nie do końca łapie te paralele. Ty uważasz, że trzeba tak długo mnożyć potencjalne problemy, aż nie zestarzejesz się i nie umrzesz, żeby broń boże nic nie zrobić - bo chociaż jest słabo, to a nuż się uda i... będzie jeszcze gorzej .
A ja uważam, że nie znamy dnia ani godziny, więc nie ma co się samobiczowac i szukać kolejnej dziury w moście, tylko należy zakasać rekawy i na bieżąco rozwiązywać rzeczywiste problemy, kiedy się pojawią.
Ta moja "nieśmiertelność", to może byc po prostu idea do zjednoczenia się ludzkości we wspólnej sprawie, wspólnym interesie, bez potrzeby "kochania sie wszyscy wzajemnie" i obejmowania z drzewami - czyli bycia "dobrymi" na siłę.
Zdrowy egoizm, czyli np. interesowne wspieranie interakcji społecznych (z obopólną korzyścią z takich "interakcji") to pozytywna cecha - to egocentryzm jest "zuo", bo rezygnuje z możliwości rozwoju jaką daje współpraca społeczna.
A ogólniki w rodzaju "jestesmy żli, więc czekajmy, az bedziemy dobrzy" to pustosłowie które ładnie wyglada z daleka, ale w rzeczywistości to zwykłe sranie w banie, bo w konsekwencji prowadzi do po prostu nic nie robienia...
"Gdy pozbędziemy się wszystkich systemów politycznych, religijnych, społecznych, gdy osiągniemy globalną nirwanę i zbudujemy utopię, staniemy się LUDZKOŚCIĄ 3.0."
Czyli żeby zrobic jedną utopie, trzeba wpierw zrobić inną. Kolejna sciana, kolejny powód zeby nie kiwnąc palcem, ech...
"Będziemy wtedy gotowi na nieśmiertelność. Posiądziemy moralne prawo, aby korzystać z tego "cudu". "
Moralne prawo do "korzystania z tego cudu" daje nam fakt, że jesteśmy jedynym gatunkiem na Ziemi, którego przedstawiciele zdają sobie sprawę z nieuchronności śmierci. A każdy żywy organizm ma moralne prawo do ochrony swojego życia - zawsze, wszędzie i na ile potrafi.
Nie musi zdawać w celu nabycia tego prawa u nikogo żadnych egzaminów w rodzaju: "czy zasłużył, czy mu się należy" itp. Nie opowiadaj głupot. ;)
"Puki co, miejsce małpoluda jest w dżungli, bo tam niczego nie spieprzy."
Ale i nic nie poprawi. W dżungli nie widać gwiazd, więc do końca swych dni zostanie tylko małpoludem z nosem przy ziemi...
Jako uzupełnienie :
Szowinizm gatunkowy
Niektórzy interpretują humanizm jako formę szowinizmu gatunkowego, uznającego gatunek Homo sapiens sapiens za ważniejszy od innych gatunków istot żywych. Filozof Peter Singer, sam humanista, twierdzi że „pomimo wielu wyjątków, humaniści jako całość są wciąż niezdolni do uwolnienia się od jednego z centralnych dogmatów chrześcijaństwa: uprzedzeń gatunkowych[10]. Wezwał on humanistów do „sprzeciwu wobec bezlitosnej eksploatacji innych czujących istot”, i skrytykował treść III Manifestu Humanistycznego, który w jego opinii „daje pierwszeństwo interesowi członków naszego własnego gatunku”[11][10]. Singer zauważył także, że ten sam Manifest stwierdza, iż ludzie nie mają „żadnego danego przez Boga, ani wrodzonego prawa do podporządkowywania sobie innych zwierząt”[12], i potwierdza, że „organizacje, które najwięcej robią dla zwierząt są niezależne od religii”[13][10].
źródło : https://pl.wikipedia.org/wiki/Humanizm#Szowinizm_gatunkowy
...a mnie się wydaje, że to pan Singer ma problem z "jednym z centralnych dogmatów chrześcijaństwa": z wizją Raju na Ziemi - filozof Singer przechadza się na golasa pośród zieleni i kwiecia, a tam lwy pasą się, jedząc trawę, a tu sarenki brykają psotnie i co rusz ufnie podchodzą by polizać palce pana Singera...
Interpretując przyrodę, jak filozof Peter Singer humanizm, należałoby stwierdzić, że wszystko co żyje, przejawia w jakimś stopniu formę "szowinizmu" osobniczego, gatunkowego itp. w stosunku do innych form życia - np. taki bóbr ma w d.. "inne czujące istoty", gdy buduje swoje żeremie, zalewając przy tym powodzią, całe hektary dokoła.
Gdyby nasi przodkowie "słuchali" pana Singera - dzisiaj nie byłoby pana Singera i jego interpretacji humanizmu, jako "szowinizmu gatunkowego", bo nie byłoby homo sapiens sapiens...
Ps
Nie mówię, ze wszystko jest okej, bo jeszcze trochę i odpiłujemy gałąź na której sami siedzimy - póki co przyroda jest nam niezbędna do przeżycia.
Ale nie potrzeba nam też demagogii pana Singera - nie przeginajmy znowu w druga strone...:/
Zobacz proszę ten przejaw ignorancji lewandowskiego w kwestii ateizmu.
No po prostu ręce opadają.
Wrzucam to bo uważam, że warto zwrócić na to uwagę jak koleś się produkuję aby za wszelką cenę przekonać innych do odrzucenia poglądu ateizmu :D
fragment artykułu:
"Tak więc ateista nie jest w stanie wykazać czemu właściwie mamy przyjmować jego dyktat odwołujący się choćby do logiki. Każda przesłanka jaką ateista tu poda będzie oparta wyłącznie na jego akcie wiary. Przyjmijmy więc na wiarę logikę skoro ateista nie jest w stanie zaoferować nam w tej kwestii czegoś więcej niż jego wiara. To samo tyczy się nauki. Dochodząc jednak do uznania logiki na zasadzie aktu wiary ateista niewiele w tym momencie sobie pomaga, a wręcz pogarsza tylko swoją sytuację. Z punktu widzenia logiki rozumowanie oparte na braku przesłanek jest bowiem rozumowaniem niekompletnym. A przecież ateista stwierdza właśnie, że ateizm opiera się na braku przesłanek za teizmem. Jeśli ateista twierdzi, że ateizm nie potrzebuje dowodów lub powodów, to zajmuje stanowisko, które nie ma ani dowodów, ani logicznej podstawy. W tym wypadku ateizm jest stanowiskiem przyjętym na ślepą wiarę.
Tak więc reasumując - ateista mniema, że ateizm to argument polegający na braku argumentu. Ciekawe i oryginalne jest to stanowisko, biorąc pod uwagę zwłaszcza jego ewidentną niespójność."
Hmm...ateizm aktem "wiary" a to dobre, koleś ewidentnie lubi sobie robić ideologię z ateizmu.
Czytaj więcej na: http://lewandowski.apologetyka.info/ateizm/na-czym-wasciwie-opiera-sie-ateizm,10 47.htm
Użytkownik brk91 napisał(a) w komentarzach pod blogiem, dlatego przenoszę rozmowę tutaj:
------------------------------------------------------------ ------------------------------------------------------------ --------------------
Propsuję, że zachęcasz ludzi do merytorycznej dyskusji tylko portal hmmmmm...średnio trafiony, ale rozumiem twoje intencje. Na tym forumku masz mocną siłę przebicia, bo rozgarniętych jest jeden na sto (bardzo życzeniowo). Zbierasz tu głównie plewy. Niemniej pomagasz ludziom zająć stanowisko, być może doprowadzi ich to do głębszych rozważań.
Fakt jest tylko jeden. Świat idzie w kierunku zeświecczenia i nic się w tym temacie nie zmieni, będzie tylko gorzej aż do upadku cywilizacji.
Dlaczego agnostycy/ateiści sądzą, że są mniejszością? przecież przewaga jest totalnie miażdżąca. Bóg dla mas? to jest absurd, NIELOGICZNY absurd. Przecież masa to niewiara.
Prowadzisz mocny blog, ale nie zauważyłeś jednego. Osoba rozgarnięta i otwarta na dyskusję może szybko się zniechęcić do wymiany poglądów z tobą (mimo, że na pierwszy rzut oka widać, że jesteś bardzo inteligentną i oczytaną osobą).
Przykład.
➊ * Obrona teistów oraz O przyczynach wiary.
Dlaczego to, że ktoś wierzy w bogów, nie oznacza automatycznie że jest idiotą, lub osobą chorą psychicznie?
to jest gorsze niż atak lebiod z jutuba. Zero poziomu. Przecież ty od początku stawiasz się nad drugim użytkownikiem i traktujesz go z góry, powierzchownie.
A jeśli oczekujesz debilnej odpowiedzi to wyobraź sobie, że żyli tacy ludzie jak Newton, Planck, Pasteur, Pascal, Babbage, Sandage, Townes, Eccles, James Clerk Maxwell i wielu, wielu innych. Nie wiem naprawdę co miałeś na myśli.
"⑳ * Cudowność i przykładowy sens istnienia we wszechświecie pozbawionym bogów i życia po śmierci"
Dziękuję ci za ten wpis. Możliwe, że to najlepsze zdania jakie przeczytałem od osoby w 100 % zdeklarowanej w stronę ateizmu. Dla mnie to jest kapitalny przykład ateizmu, jakby kanon. Choć szanuję, doświadczenia życiowe skłaniają mnie jednak ku innej postawie. Wasza postawa jest dla mnie zbyt prosta, zbyt oczywista do zaakceptowania. Wiara wymaga dużej odwagi.
------------------------------------------------------------ ------------------------------------------------------------ --------------------
➤➤➤ Propsuję, że zachęcasz ludzi do merytorycznej dyskusji tylko portal hmmmmm...średnio trafiony, ale rozumiem twoje intencje. Na tym forumku masz mocną siłę przebicia, bo rozgarniętych jest jeden na sto (bardzo życzeniowo). Zbierasz tu głównie plewy. Niemniej pomagasz ludziom zająć stanowisko, być może doprowadzi ich to do głębszych rozważań.
Kwestia motywacji wyboru portalu była już wielokrotnie omawiana. Poszukasz, znajdziesz.
A co do zbierania tutaj plew:
• umknął Ci jeden z największych działów mojego bloga, czyli "Ⅶa. Argumenty apologetyczne", który przedstawia najbardziej wyszukane i opracowane największym nakładem sił apologetycznych argumenty teistyczne?
• umknęły Ci moje rozmowy na portalach typu wiara.pl (pełnego samozwańczych ekspertów), sfinia (forum filozoficzne tworzone przez śmietankę polskiej apologetyki), czy choćby nagranie dyskusji z księdzem profesorem Uniwersytetu Jana Pawła II, dostępne na youtube? Bo jeśli Ci one nie umknęły, to nie bardzo rozumiem Twój zarzut.
• robię to co robię od 10 lat i moje doświadczenie jednoznacznie pokazuje, że zawodowi apologeci, ojcowie kościoła, oraz tuzy filozoficzne nie są w stanie przedstawić argumentacji na poparcie twierdzeń teistycznych, która byłaby mniej błędna, niż argumentacja przeciętnej osoby z filmwebu
• jeśli sam uważasz się za „rozgarniętą”, lub taką osobę znasz, to bardzo chętnie poznam Twoją argumentację i zostanę wierzącym, jeśli okaże się bezbłędna
➤➤➤ Fakt jest tylko jeden. Świat idzie w kierunku zeświecczenia i nic się w tym temacie nie zmieni, będzie tylko gorzej aż do upadku cywilizacji.
Czyli marginalizacja bezpodstawnych i/lub demonstrowalnie fałszywych wierzeń religijnych, upośledzających zdolność odróżniania dobra od zła i podejmowanie możliwie najlepszych decyzji, przyczynić się ma do pogorszenia stanu cywilizacji?
A wydawałoby się, że jest odwrotnie...
➤➤➤ Dlaczego agnostycy/ateiści sądzą, że są mniejszością? przecież przewaga jest totalnie miażdżąca. Bóg dla mas? to jest absurd, NIELOGICZNY absurd. Przecież masa to niewiara.
Przewaga argumentacyjna owszem, ale liczbowa? Być może powinnaś przyjrzeć się jakimkolwiek statystykom, nim wydasz sądy tak jaskrawo sprzeczne z rzeczywistością.
➤➤➤ Prowadzisz mocny blog, ale nie zauważyłeś jednego. Osoba rozgarnięta i otwarta na dyskusję może szybko się zniechęcić do wymiany poglądów z tobą (mimo, że na pierwszy rzut oka widać, że jesteś bardzo inteligentną i oczytaną osobą). Przykład:
„➊ * Obrona teistów oraz O przyczynach wiary - Dlaczego to, że ktoś wierzy w bogów, nie oznacza automatycznie że jest idiotą, lub osobą chorą psychicznie?”
➤➤➤ to jest gorsze niż atak lebiod z jutuba. Zero poziomu. Przecież ty od początku stawiasz się nad drugim użytkownikiem i traktujesz go z góry, powierzchownie. A jeśli oczekujesz debilnej odpowiedzi to wyobraź sobie, że żyli tacy ludzie jak Newton, Planck, Pasteur, Pascal, Babbage, Sandage, Townes, Eccles, James Clerk Maxwell i wielu, wielu innych. Nie wiem naprawdę co miałeś na myśli.
Hmm… nie rozumiem. Albo nie zrozumiałaś tytułu tego punktu i nie kliknęłaś nawet w link, żeby zobaczyć co jest tam napisane, albo nie wiem o co chodzi.
Zdajesz sobie sprawę, że to ja tłumaczę tam komuś, że wiara w bogów nie oznacza że ktoś jest głupi, i że była cała masa bardzo inteligentnych i mądrych ludzi, którzy przysłużyli się dla ludzkości, wierząc jednocześnie w boga?
Rozumiesz to, prawda?
Więc jeszcze raz: co konkretnie nazywasz zerowym poziomem, atakiem lebiod i stawianiem się nad innym?
Bo nie wiem naprawdę co miałaś na myśli.
➤➤➤"⑳ * Cudowność i przykładowy sens istnienia we wszechświecie pozbawionym bogów i życia po śmierci"
➤➤➤Dziękuję ci za ten wpis. Możliwe, że to najlepsze zdania jakie przeczytałem od osoby w 100 % zdeklarowanej w stronę ateizmu. Dla mnie to jest kapitalny przykład ateizmu, jakby kanon. Choć szanuję, doświadczenia życiowe skłaniają mnie jednak ku innej postawie. Wasza postawa jest dla mnie zbyt prosta, zbyt oczywista do zaakceptowania. Wiara wymaga dużej odwagi.
Zaraz, zaraz… Znowu się zgubiłem..
Wierzenie, że nie jesteś nic nie znaczącym pyłkiem, lecz centralnym elementem stworzenia, uczynionym na podobieństwo doskonałego twórcy wszechświata, który Cię kocha, obserwuje 24h na dobę i po śmierci nie czeka Cię nicość, tylko życie w krainie wiecznego orgazmu, gdzie spotkasz na nowo wszystkich swoich bliskich i zdechłe kotki…
To jest to, co nazywasz odwagą?
Bo mnie bardziej wygląda to na cumel.
➤➤➤ Wasza postawa jest dla mnie zbyt prosta, zbyt oczywista do zaakceptowania.
Czyli „postawa ateistyczna” jest dla Ciebie na prosta i oczywista, dlatego… wybierasz… coś przeciwnego...?
Nie jestem przekonany, że dobrze przemyślałeś swoje poglądy.
"Zdajesz sobie sprawę, że to ja tłumaczę tam komuś, że wiara w bogów nie oznacza że ktoś jest głupi, i że była cała masa bardzo inteligentnych i mądrych ludzi, którzy przysłużyli się dla ludzkości, wierząc jednocześnie w boga? "
impactor, kilka pytań: czy zabijałbyś chrześcijan, i czy byś ich tępił? czy wg ciebie każde życie ludzkie jest warte? czy wg ciebie chrześcijanie i ateiści mogą żyć ze sobą w zgodzie?
I czy wg ciebie jest szatan? Chociaż nie wierzysz w Boga.
►►► czy zabijałbyś chrześcijan, i czy byś ich tępił?
Dlaczego miałbym to robić?
►►► czy wg ciebie każde życie ludzkie jest warte?
Warte czego?
►►► czy wg ciebie chrześcijanie i ateiści mogą żyć ze sobą w zgodzie?
A nie żyją?
►►► czy wierzysz w szatana? czy eg ciebie go nie ma? chociaż nie wierzysz w boga, więc...
... więc co?
1. Znam takich co by robili (nie wszyscy, ale są tacy psychopaci.
2. Warte egzystencji.
4. Czy jesteś z tą osób co wierzy w szatana, ale w Boga nie, o to mi chodzi.
1. Pytam dlaczego JA miałbym to robić.
2. Nie, nie każde życie jest warte egzystencji.
4. Czy rozumiesz, dlaczego nie wierzę w boga?
Minęło ponad pół dekady odkąd się tu ostatnio wypowiadałem (z innego konta - nie pomnę jakiego - w każdym razie jako bezbożnik), a widzę, że tu dalej posucha z d/powodami. :}
W międzyczasie zdążyłem zostać transteistą, ale na upartego można by to w co wierzę (nie mylić z przyjmuję na wiarę!) podciągnąć pod teologię procesu Hartshorne'a.
Argument, który mnie do tego skłonił jest dwuczłonowy. Przedstawię pierwszy, bo nie chcę odsłaniać wszystkich kart nie wiedząc jak sobie z nim poradzisz. Ta część polega na ustaleniu monistycznego idealizmu jako metafizyki pozbawionej poważnych alternatyw. Do boga nas to nie zaprowadzi, ale za to da się zrobić w <10 minut: https://youtu.be/EWatbkSngDU?t=8s
Czy mógłbyś opisać po polsku i prostym językiem na czym polegają twoje wierzenia? Czy zawierają w sobie twoją śmierć? Od jakiegoś czasu zastanawiam się, jak pogodzić wodę z ogniem, gdyż teizm jak i ateizm "osobno" - i tak prowadzą nieuchronnie do naszej śmierci, a to jest... słabe;)
Szukam inspiracji gdzie się da...;)
A czego konkretnie boisz się w śmierci? Nie istnienia? Utraty kontaktu z bliskimi Ci osobami?
Jeśli chodzi o strach przed nie istnieniem, brakiem bodźców, świadomości, sądze, że może pomóc jedno proste pytanie:
"Czy kiedykolwiek żałowałem tego że spałem i nie byłem w tym czasie świadomy?"
Myślę, że nie kładziesz się do łóżka z myślą, że niestety wyłączysz swoją świadomość, a często wręcz odczuwasz zbliżającą się ulgę ;).
Zresztą, co do stanu NIEISTNIENIA, myślę, że jakiekolwiek lęki w tą stronę też nie są zasadne. Nieistnienie nie jest konkretnym czymś, co może wywołać strach. Jest po prostu brakiem istnienia.
Oczywiście żyjąc, zawiązujemy różne relacje, nabywamy nowych doświadczeń, i myśl o utracie tego nie raz napędza nas trwogą. Jednak uzależnienie się od kontaktu z innymi osobami, od przeżywania danego rodzaju wrażeń czy doświadczeń i ograniczanie do tego całej swojej egzystencji wydaje się być ubogie, krótkowzroczne, ograniczające i niegodne.
"Jestem człowiekiem; nic, co ludzkie, nie jest mi obce. " - nie warto zawężać swojego bytu na olbrzymim placu zabaw życia do jednej huśtawki.
Nie wiem, czy akurat trafiłem w Twoje powody strachu przed śmiercią, ale osobiście tak sobie ja z tym staram radzić :)
"A czego konkretnie boisz się w śmierci? Nie istnienia? Utraty kontaktu z bliskimi Ci osobami?"
- Nie, uważam subiektywnie, że wychodząc od "być czy nie być?" - lepiej jest być, bo być to coś, a niebyt to nic. "Domyślnie lepiej mieć coś niż nic";) A jeśli już się żyje i życie sprawia ci frajdę, to najlepiej żyć jak najdłużej - moje proste wnioskowanie...;)
"Nie wiem, czy akurat trafiłem w Twoje powody strachu przed śmiercią, ale osobiście tak sobie ja z tym staram radzić :)"
- Nie trafłeś, ale dziękuję ci za twoje próby wytłumaczenia i dodania otuchy. To było miłe.:)
- Natomiast co do twojego stwierdzenia: "ale osobiście tak sobie ja z tym staram radzić" - to ja nie kupuję żadnego "radzenia sobie", które kończy się zgonem. Dla mnie to żadne "radzenie", tylko zamiatanie problemu pod dywan;) Rozważ ten prosty fakt, proszę...;)
>>> wychodząc od "być czy nie być?" - lepiej jest być, bo być to coś, a niebyt to nic. "Domyślnie lepiej mieć coś niż nic";)
W tej chwili oczywiście że tak. Jednak po Twojej śmierci nawet takie pytanie się nie pojawi, więc nie ma co nawet tam wybiegać :). Żyjesz tu i teraz, odpowiedziałeś "być". Po co myśleć o świetnym obiedzie, że się skończy, w momencie kiedy go jesz? :)
>>> A jeśli już się żyje i życie sprawia ci frajdę, to najlepiej żyć jak najdłużej
Pod warunkiem że i jakość będzie wprost proporcjonalna do ilości ;)
>>> Nie trafłeś, ale dziękuję ci za twoje próby wytłumaczenia i dodania otuchy. To było miłe.:)
Cóż, trudno się mówi, popróbujemy dalej, co? :) Może ktoś z lepszym wyjaśnieniem się też tutaj dołączy?
>>> ja nie kupuję żadnego "radzenia sobie", które kończy się zgonem. Dla mnie to żadne "radzenie", tylko zamiatanie problemu pod dywan
Wydaje mi się, że właśnie w tym leży problem, że Ty ten problem trochę na siłę unaoczniasz. Masz świadomość że umrzesz, jednakże masz też świadomość całej masy innych rzeczy, jak ciąg przyczyna-skutek (który sprawia, że każde Twoje działanie odbije się echem w wieczności), świadomość tego co jest TERAZ (teraz wybrałeś "być", czy sądzisz że coś temu wyborowi ujmie, kiedy tak naprawdę to już nie będzie kwestia Twojego wyboru?).
Mam wrażenie, że patrzysz na to właśnie bardzo mocno przez pryzmat śmierci, ignorując fakt, że teraz żyjesz. Boisz się niedoświadczalnego, ignorując doświadczalne. Cóż, każdego z nas to w jakimś stopniu dotyczy, ale czyż nie powinniśmy właśnie cały czas na nowo uczyć się życia? Uczyć się życia i utrwalać w sobie entuzjazm co do życia, a nie pielęgnować i wzmacniać strach przed śmiercią.
Coś mi się wydaje, że ty dalej nie rozumiesz o co mi chodzi. Ja nie umieram za życia, leżąc na łóżku do góry kołami, patrząc w sufit i becząc, sparaliżowany strachem przed śmiercią.
Uważam tylko, że póki żyję, to jedyna możliwość, żeby rozwiązać ten problem - bo jak już umrę, to "po ptokach";)
Owszem, twoje porady o "cały czas uczeniu się życia i utrwalaniu w sobie entuzjazmu do życia" są spoko, dopóki uważasz, że jakiś "niewidzialny przyjaciel" w cudowny sposób cię ocali, albo jeśli uważasz, że nic nie możesz z tym (ze swoją śmiercią) zrobic, więc przynajmniej warto przeżyć "wartościowo" ten czas, który nam się trafił.
Ja jednak uważam, że istnieje jakiś cień szansy na rozwiązanie naszego problemu ze śmiertelnością, o ile uruchomimy maksymalny potencjał ludzkości. A skoro tak, to mam zamiar się uczepić tej potencjalnej możliwości, bo nie chce zrobić "błędu sapera", gdyż więcej okazji mieć nie będę.
Rozumiesz teraz o co mi chodzi? - tak, wiem, dla ciebie to czysta fantazja, ale ja tam swoje wiem i ide po wszystko!;P
>>> Uważam tylko, że póki żyję, to jedyna możliwość, żeby rozwiązać ten problem - bo jak już umrę, to "po ptokach";)
Jednak dalej określasz to mianem "problemu", dlatego zastanawiam się po prostu, czemu to zjawisko zasłużyło na takie miano?
>>> Ja jednak uważam, że istnieje jakiś cień szansy na rozwiązanie naszego problemu ze śmiertelnością, o ile uruchomimy maksymalny potencjał ludzkości.
Może tak, może nie. Póki nie spróbujemy nie dowiemy się, czy jest możliwe.
>>> mam zamiar się uczepić tej potencjalnej możliwości, bo nie chce zrobić "błędu sapera", gdyż więcej okazji mieć nie będę.
Jeśli widzisz taką potrzebę, to cenię i szanuję wszelkie próby dojścia do rozwiązania zagadki życia :). Masz jakiś pomysł od czego zacząć?
>>> Rozumiesz teraz o co mi chodzi? - tak, wiem, dla ciebie to czysta fantazja, ale ja tam swoje wiem i ide po wszystko!;P
Niemal każdy wielki był na początku uważany za szaleńca, więc dla mnie to nie fantazja. Poza tym, nie martw się, miałem gorszego kalibru jazdy :D. Po prostu ja nie uważam, żeby śmierć była czymś strasznym, albo miała stanowić główny czynnik motywujący moje działania, to też się tym tak nie zajmuję.
Pozdrawiam
"Jednak dalej określasz to mianem "problemu", dlatego zastanawiam się po prostu, czemu to zjawisko zasłużyło na takie miano?"
- No chyba sobie żartujesz. Śmierć to nasz największy zyciowy problem, bo... uniemożliwia zycie;) Czy trzeba to tłumaczyć?
"Może tak, może nie. Póki nie spróbujemy nie dowiemy się, czy jest możliwe."
- Dokładnie, więc decyzja tu jest oczywista - trzeba spróbować!
"Jeśli widzisz taką potrzebę, to cenię i szanuję wszelkie próby dojścia do rozwiązania zagadki życia :). Masz jakiś pomysł od czego zacząć?"
1. Przede wszystkim trzeba wyeliminować podstawowe, globalne zagrożenia dla ludzkości, bo co nam po nieśmiertelności, skoro jeden wariat może nas wszystkich w każdej chwili skasować po "naciśnięciu jednego czerwonego przycisku".
2. Trzeba by też uznać na początek biologiczne starzenie się organizmu jako podstawową, śmiertelną chorobę (bo tym właściwie jest w istocie starzenie się) i uczynić z walki z nią nasz priorytet w rozwoju (refundacji badań itp.) medycyny.
3. Edukacja społeczeństwa - potrzebujemy naszego maksymalnego potencjału intelektualnego, oraz zrozumienia, że z tak wielkim problemem uporać się możemy jedynie wspolnie - a nie stada głupio (zamiast mądrze) samolubnych "baranów", wiedzionych jak po sznurku przez guru, pokolenie za pokoleniem, do nieuniknionej śmierci i to jeszcze za obopólnym przyzwoleniem.
4. Generalnie - dyskusje, przekonywanie i uswiadamianie przez internet za pomocą absolutnej szczerości. Ludzie muszą to rozumiec i sami tego chcieć - tylko wtedy uda się pokonać przeszkody nie do pokonania, jak np. polityczne.
...to oczywiście takie podstawowe, wielkie ogólniki, żeby tylko zrobic punkt wyjscia dla konkretnych rozważań - a to jest wielopoziomowy temat rzeka, dotykający problemów moralności, stosunków społecznych, religijności, polityki, historii cywilizacji, kultury itp. itd.
"Niemal każdy wielki był na początku uważany za szaleńca, więc dla mnie to nie fantazja."
- Pewien pisarz powiadał, że "nie ma nic gorszego, niż być geniuszem i tylko samemu o tym wiedzieć";D ...ale dzięki za miłe słowa;)
"Poza tym, nie martw się, miałem gorszego kalibru jazdy :D. Po prostu ja nie uważam, żeby śmierć była czymś strasznym, albo miała stanowić główny czynnik motywujący moje działania, to też się tym tak nie zajmuję."
- Popieram, jak ktoś kiedyś powiedział: "ludzie na ogół wolą żyć, a nie siedzieć pod drzewem i o życiu rozmyślac". Ja jednak należę do tych co wolą siedzieć pod drzewem i dlatego zajmuję się problemami, które dla większości są abstrakcyjne, głupie i nudne.
"Pozdrawiam"
Również pozdrawiam, bardzo serdecznie zresztą:)
>>>No chyba sobie żartujesz. Śmierć to nasz największy zyciowy problem, bo... uniemożliwia zycie;) Czy trzeba to tłumaczyć?
Tak :D. Bo życie jakie znamy, ma szansę być piękne dlatego, że jest ulotne. Że właśnie TERAZ masz okazję z niego skorzystać, bo następnej okazji za 1000 lat nie będzie. To pierwszy argument na rozgrzewkę. :)
>>>Dokładnie, więc decyzja tu jest oczywista - trzeba spróbować!
Mimo tego, co napisałem wyżej, też uważam, że powinniśmy kombinować, jak żyć coraz dłużej. Lepiej jest mieć możliwość wyboru (życie/śmierć) niż nie mieć takiej możliwości (śmierć).
>>>
1) Problemy globalne - sporo ich, ale poniższe pkt. ograniczą wiele kluczowych.
2) Rozwój medycyny - jak najbardziej za.
3) Edukacja - zgadzam się. Za mało w szkołach np. nauki myślenia racjonalnego, krytycznego.
4) Informacja - oraz walka z ignorancją. Tutaj pochwalę Impactora, że bardzo mi pomógł np. sięgać do nauki, do źródeł. (Taki hołd dla gospodarza wątku ;)). Znam więc bardzo dobrze efekt ignorancji i dezinformacji bo sam byłem pod wpływem, i wiem, że czasem może wynikać to z dobrych chęci (spojrzenie alternatywne, złamanie schematu, poznanie prawdy), ale przy złych metodach może doprowadzić do tragedii.
>>>Ja jednak należę do tych co wolą siedzieć pod drzewem i dlatego zajmuję się problemami, które dla większości są abstrakcyjne, głupie i nudne.
Dla mnie to nie jest głupie czy nudne. Po prostu myślę, że osoba, która nadmiernie martwi się o długość życia, o życie po śmierci, tak na prawdę nie umie wykorzystać życia przed śmiercią. Bez akceptacji śmierci, jako naturalnej kolei życia jest się na przegranej pozycji i nie można z życia wyciągnąć ile się da, bo wisi cały czas widmo nad nami.
Co do siedzenia pod drzewem i rozmyślania, zacytuję klasyka: "Homo sum, humani nihil a me alienum putto"
Uważam, że życie bez elementów totalnego flow, zmysłowości byłoby nie pełne, ale i ze zmarnowaniem okazji by siąść pod drzewem i spędzić troszkę czasu samemu z myślami, było by również nie pełne ;).
Życie - brak sztucznych ograniczeń, plac zabaw, gdzie możesz skorzystać z dowolnej huśtawki, drabinki nie ograniczając i nie wiążąc swojej osoby do żadnej jednej konkretnej. :D
Pozdrawiam również serdecznie :D
"Tak :D. Bo życie jakie znamy, ma szansę być piękne dlatego, że jest ulotne. Że właśnie TERAZ masz okazję z niego skorzystać, bo następnej okazji za 1000 lat nie będzie. To pierwszy argument na rozgrzewkę. :)"
- Słodkie, ale nie bardzo się tu z tobą zgodzę, bo życie nie wydaje się piekne, gdy mamy świadomość, że jest ulotne, tylko wtedy, gdy o tym nie pamietamy;)
No chyba, ze masz na myśli sytuacje, gdy ktoś ma swoje godziny "już policzone" i stara się świadomie przeżyć i cieszyć każdą chwila, która mu pozostała. Tylko, ze to wtedy trochę takie "słodko-gorzkie" raczej...
"Mimo tego, co napisałem wyżej, też uważam, że powinniśmy kombinować, jak żyć coraz dłużej. Lepiej jest mieć możliwość wyboru (życie/śmierć) niż nie mieć takiej możliwości (śmierć)."
"Czyli jednak byłbyś "nieśmiało zainteresowany ewentualnie" czymś takim, jak mniemam?;)
Chyba każdy by był, dlatego wybrałem właśnie tę naszą najbardziej wspólną dla wszystkich ludzi cechę ponad podziałami - chęć życia - żeby zastanowić się, czy mozna na tym zbudować coś fajnego.
"Tutaj pochwalę Impactora, że bardzo mi pomógł np. sięgać do nauki, do źródeł. (Taki hołd dla gospodarza wątku ;)). Znam więc bardzo dobrze efekt ignorancji i dezinformacji bo sam byłem pod wpływem, i wiem, że czasem może wynikać to z dobrych chęci (spojrzenie alternatywne, złamanie schematu, poznanie prawdy), ale przy złych metodach może doprowadzić do tragedii."
- Ja tez go pochwalę, bo nie dość, że zaśmiecam jego wątek, to jeszcze go tu i ówdzie krytykuję.;P
Dzięki Impactorowi wyjaśniło mi się tyle spraw, że musiałbym chyba życ z 1000 lat, że by dojść do tego sam, a i to niekoniecznie, bo geniuszem , to ja na pewno nie jestem.;**)
"Dla mnie to nie jest głupie czy nudne. Po prostu myślę, że osoba, która nadmiernie martwi się o długość życia, o życie po śmierci, tak na prawdę nie umie wykorzystać życia przed śmiercią. Bez akceptacji śmierci, jako naturalnej kolei życia jest się na przegranej pozycji i nie można z życia wyciągnąć ile się da, bo wisi cały czas widmo nad nami."
- Zgadzam się, tylko też spróbuj mnie zrozumiec, że ja SIE NIE MARTWIE tak jak to sobie pewnie wyobrażasz. Już za dzieciaka wolałem rozkręcać samochodziki, niz się nimi bawić (choć bez obawy - miałem w swym życiu mnóstwo znajomych, przygód i doświadczeń - może nie rekordy, ale raczej ponad przecietność;)).
Kiedyś jadąc do pracy, słyszałem w radiu, że pewna organizacja zrobiła badanie, pytając ludzi ile razy w ostatnich dwóch latach swojego życia zastanawiali się nad Bogiem, śmiercią, sensem życia itp. Wyniki były jakoś takie, że 99% ani razu, w porywach do 1-2 razy. A dla mnie zastanawianie się nad problemami egzystencjalnymi to wręcz hobby - robię to codziennie i traktuje jako po prostu cos normalnego, dla mnie naturalnego. Dla mnie "wyciąganie z życia ile się da" to dobrze przeprowadzony myślotok na tego życia temat.;)
No jestem trochę dziwny, wiem, ale mam tyle samo funu z życia co inni, tyle że ja biorę go troszkę z czego innego. (ale też często się obijam, ide po bandzie na różnych rzeczach i takie tam;))
"Uważam, że życie bez elementów totalnego flow, zmysłowości byłoby nie pełne, ale i ze zmarnowaniem okazji by siąść pod drzewem i spędzić troszkę czasu samemu z myślami, było by również nie pełne ;)."
- Czyli hołdujesz zasadzie złotego środka - ja paradoksalnie też do niej dążę na swój sposób, wierz mi;)
"Życie - brak sztucznych ograniczeń, plac zabaw, gdzie możesz skorzystać z dowolnej huśtawki, drabinki nie ograniczając i nie wiążąc swojej osoby do żadnej jednej konkretnej. :D"
- Zejdź na Ziemię...;)
Pzdr:)
>>> życie nie wydaje się piekne, gdy mamy świadomość, że jest ulotne, tylko wtedy, gdy o tym nie pamietamy;)
Nie widzę tego w ten sposób. Wybacz, ale jakoś dla mnie właśnie implikowanie myśli "za x lat umrę" i na podstawie tej myśli kreowanie swego nastawienia brzmi dość nierealistycznie. Jedyne, co mnie czasem napawa lękiem, to to, że do czasu mojej śmierci mogę nie zrobić tego czy tamtego.
>>>No chyba, ze masz na myśli sytuacje, gdy ktoś ma swoje godziny "już policzone" i stara się świadomie przeżyć i cieszyć każdą chwila, która mu pozostała
O to chodzi, że każdy poniekąd tak ma, w mniejszej lub większej skali, ale nie każdy kusi się na to, o czym ta druga część zdania mówi ;)
>>>"Czyli jednak byłbyś "nieśmiało zainteresowany ewentualnie" czymś takim, jak mniemam?;)
Jestem zainteresowany poprawą siebie, społeczeństwa, po przez edukacje, redukcję podziałów, i inne rzeczy, które między innymi Ty proponujesz na tyle, na ile będę potrafił. A jeśli te starania drogą pośrednią przyczynią się do tego, o czym Ty marzysz? Będę zaszczycony! :)
>>>Chyba każdy by był, dlatego wybrałem właśnie tę naszą najbardziej wspólną dla wszystkich ludzi cechę ponad podziałami - chęć życia - żeby zastanowić się, czy mozna na tym zbudować coś fajnego.
Powinniśmy działać wspólnie i namawiać do wspólnego działania kogo się da, pośrednio lub bezpośrednio. Fascynujące jest to, że stanowimy społeczność. Nawet pani Jadzia, która sprzedaje bułki na rogu ulicy oddaje tutaj nieocenione zasługi.
Gorzej, że gdzie nie gdzie wkrada się choroba i niszczy harmonię, a niektórzy zarabiają na tym. Trzeba myśleć nad antybiotykami, szczepionkami i lekami :D
>>> Ja tez go pochwalę, bo nie dość, że zaśmiecam jego wątek, to jeszcze go tu i ówdzie krytykuję.;P
I ja ;). Miesza się tutaj wiele myśli i emocji, bo pokazał nowe spojrzenie, działa na zasadzie szokowej terapii, oraz pilnuję się, aby nie popaść w ślepe zaufanie autorytetowi :D. Narobił masę dobrego, myślę odwdzięczyć mu się winem (bo skromny student jestem, aby kasę wpłacać :D), ale też sięgam coraz częściej po książki i dobre źródła. Osobista praca u podstaw, to jest to ;).
>>>musiałbym chyba życ z 1000 lat, że by dojść do tego sam, a i to niekoniecznie, bo geniuszem , to ja na pewno nie jestem.;**)
Historia pokaże :)
>>>Zgadzam się, tylko też spróbuj mnie zrozumieć
Czyli wiesz, że musisz śmierć zaakceptować? :) Cały czas to robię, o co prosisz ;)
>>> Już za dzieciaka wolałem rozkręcać samochodziki, niz się nimi bawić
Ja lubiłem tworzyć - budować, rysować. Poznawać też, ale raczej nie techniczne rzeczy. Kiedyś jak sprzątałem znalazłem swoje książki z czasów przed szkołą podstawową i były tam książki o ciałach niebieskich, o zwierzętach, różne mitologie i legendy w wersji dla młodszych, o dinozaurach. Aż się zdenerwowałem (Gdzie Kutwa to wszystko potem wcięło!). Amatorskie filozofowanie towarzyszyło mi cały czas, ale wiedza jakiś czas kulała. Teraz na nowo dostępuję PRZEBUDZENIA i jest to najlepsze co może być! Sama świadomość bez wiedzy i logiki to za mało.
>>>miałem w swym życiu mnóstwo znajomych, przygód i doświadczeń - może nie rekordy, ale raczej ponad przecietność;)).
Tak jak ja. Pech jednak chciał, że wiele tych przygód, znajomych i doświadczeń była negatywna, albo rozczarowująca :D. Ale dobra powieść zawiera elementy zarówno smutne jak i wesołe i w miarę upływu czasu patrzę na to, jako wielowątkowe i oryginalne dzieło, a jeszcze wiele stron planuję zapisać ;).
>>> A dla mnie zastanawianie się nad problemami egzystencjalnymi to wręcz hobby - robię to codziennie i traktuje jako po prostu cos normalnego, dla mnie naturalnego
Ja też. Ale niestety przez długi czas się tylko zastanawiałem. Teraz wiem, że musze mieć materiał do analizy - wiedzę, fakty.
>>>Dla mnie "wyciąganie z życia ile się da" to dobrze przeprowadzony myślotok na tego życia temat.;)
Dla mnie przeprowadzanie toku myśli, czynów zdarzeń, które to wszystkie będą z siebie na wzajem wynikać :)
>>>No jestem trochę dziwny, wiem, ale mam tyle samo funu z życia co inni, tyle że ja biorę go troszkę z czego innego.
Bo bierzesz z tego, co jest dla Ciebie ważne, osobiste i przyjemne, a nie z tego co narzuca moda czy opinia społeczna. Zależy mi na społeczeństwie, aby było zdrowe, myślące, dobre, ale nie tyle, żeby kolektyw miał fun, ale właśnie aby wyjątkowe jednostki świadomie żyjące, nie były zdeptane przez masy.
Zawsze byłem bardziej nonkonformistą i indywidualistą.
>>>Czyli hołdujesz zasadzie złotego środka - ja paradoksalnie też do niej dążę na swój sposób, wierz mi;)
Z życia trzeba brać to co ma do zaoferowania, niczym pudełko czekoladek, parafrazując Forresta Gumpa :). Znajdziesz, skoro szukasz :).
>>>Zejdź na Ziemię...;)
Jak kocioł garnkowi, co? :D
PS. Kiedyś średnia życia była bardzo krótka. Wielka umieralność wśród dzieci, choroby, głód. Niepełnosprawni byli po prostu odrzucani. Dziś wszystko wygląda nieco inaczej. Coraz więcej osób ma szanse na przeżycie, średnia życia wzrosła kilkukrotnie, wiele chorób odchodzi w zapomnienie. Więc jak widzisz, co do przeżywalności to tendencja jest cały czas wzrostowa ;)
Pozdrawiam :)
"Nie widzę tego w ten sposób. Wybacz, ale jakoś dla mnie właśnie implikowanie myśli "za x lat umrę" i na podstawie tej myśli kreowanie swego nastawienia brzmi dość nierealistycznie."
- Hehe, no przecież to ty sam napisałeś w poprzednim poscie, że "życie dlatego jest piękne, bo jest ulotne", więc ja ci tłumaczę, że nie dlatego...;)
"Jedyne, co mnie czasem napawa lękiem, to to, że do czasu mojej śmierci mogę nie zrobić tego czy tamtego."
- Masz to pewne jak w banku, że nie zdążysz zrobić tego czy tamtego.;)
"Jestem zainteresowany poprawą siebie, społeczeństwa, po przez edukacje, redukcję podziałów, i inne rzeczy, które między innymi Ty proponujesz na tyle, na ile będę potrafił. A jeśli te starania drogą pośrednią przyczynią się do tego, o czym Ty marzysz? Będę zaszczycony! :)"
...a najlepiej nam wychodzi ta redukcja podziałów, gdy mamy bezpośrednio przed oczami coś, co nas ponad tymi podziałami łączy, co nas "zestraja emocjonalnie" - i ja właśnie coś takiego chciałbym wydobyć na światło dzienne, że tak powiem.;)
"Narobił masę dobrego, myślę odwdzięczyć mu się winem (bo skromny student jestem, aby kasę wpłacać :D), ale też sięgam coraz częściej po książki i dobre źródła. Osobista praca u podstaw, to jest to ;)."
- Dobrze, że przypomniałeś, bo ciągle zapominam przesłać mu kwoty na browara - może teraz, przy grudniowej wypłacie się uda o tym pamiętać, bo chociażem nie student, to jestem teraz spłukany do cna (tzn. mam ledwo dla siebie na bro ;P)...
"Czyli wiesz, że musisz śmierć zaakceptować? :) Cały czas to robię, o co prosisz ;)"
- Starasz się, ale nie rozumiesz...;) Nie możemy zaakceptować smierci, bo wtedy się jej nie pozbędziemy realnie "z naszego życia". Lecz faktem jest, że musimy ją po prostu nieco racjonalizować i wypierać do nieswiadomości, żeby nie zatruwała nam radości z tych dni, które są nam dostępne - to właśnie wiem.;)
"Tak jak ja. Pech jednak chciał, że wiele tych przygód, znajomych i doświadczeń była negatywna, albo rozczarowująca :D. Ale dobra powieść zawiera elementy zarówno smutne jak i wesołe i w miarę upływu czasu patrzę na to, jako wielowątkowe i oryginalne dzieło, a jeszcze wiele stron planuję zapisać ;)."
- Zgadzam się, zarówno pozytywne jak i negatywne doświadczenia są dla nas wartościowe, bo uczą nas czegoś.
"PS. Kiedyś średnia życia była bardzo krótka. Wielka umieralność wśród dzieci, choroby, głód. Niepełnosprawni byli po prostu odrzucani. Dziś wszystko wygląda nieco inaczej. Coraz więcej osób ma szanse na przeżycie, średnia życia wzrosła kilkukrotnie, wiele chorób odchodzi w zapomnienie. Więc jak widzisz, co do przeżywalności to tendencja jest cały czas wzrostowa ;)"
- Tak, widzę to, i jest to jeden z moich argumentów przeciwko obawom wierzących, żeby "nie bawić się w Boga". Wtedy ja mówię, że kiedy to Bóg bawił się w boga, to umieralność dzieci... etc., a odkąd to my bawimy się w "boga", to umieralność dzieci...etc.
Dzięki za dyskusję. Miło pogadac z kimś pozytywnie nastawionym do życia i ludzi. Obyśmy za 500 lat mogli powspominać tę rozmowę;D
Pozdrawiam!:)
>>>- Hehe, no przecież to ty sam napisałeś w poprzednim poscie, że "życie dlatego jest piękne, bo jest ulotne", więc ja ci tłumaczę, że nie dlatego...;)
Ano, mój rozgrzewkowy argument ;). Jednak co nieco przeinaczyłeś kolego, nie ładnie :D.
>>> Masz to pewne jak w banku, że nie zdążysz zrobić tego czy tamtego.;)
Zobaczymy :)
>>>...a najlepiej nam wychodzi ta redukcja podziałów, gdy mamy bezpośrednio przed oczami coś, co nas ponad tymi podziałami łączy, co nas "zestraja emocjonalnie" - i ja właśnie coś takiego chciałbym wydobyć na światło dzienne, że tak powiem.;)
Śmiało. Ja jednak wolę na razie skupiać się na rzeczach mniejszych, przez co bardziej prawdopodobnych do zaakceptowania. Ot takie drobnostki jak tolerancja, czy poprawa jakości życia :).
>>>Nie możemy zaakceptować smierci, bo wtedy się jej nie pozbędziemy realnie "z naszego życia". Lecz faktem jest, że musimy ją po prostu nieco racjonalizować i wypierać do nieswiadomości, żeby nie zatruwała nam radości z tych dni, które są nam dostępne.
Ja bym powiedział, że trzeba śmierć tak ulokować umysłem, by w żaden sposób jej pewność/ świadomość nie wpływała na nasze działania. A spokojnie, nie załatwisz chęci ucieczki przed nią całkiem, bo w podświadomości to leży. Póki co nie da się.
Hmmm. Troszkę dziwna jest Twoja postawa. Nie obraź się, ale wygląda mi to trochę tak, jakbyś nie umiał jeździć na hulajnodze, a chciał dostać Ferrari :D. Po prostu to Ferrari może nadejdzie, może nie. Ale nie zanosi się, abyśmy my mieli szansę choćby na nie spojrzeć. Więc myślę, że lepiej zwalczyć bliższe problemy, które to kiedyś przyczynią się do zwalczenia tych wielkich ;). Jeden z nich? Strach przed śmiercią :D.
>>> to jeden z moich argumentów przeciwko obawom wierzących, żeby "nie bawić się w Boga". Wtedy ja mówię, że kiedy to Bóg bawił się w boga, to umieralność dzieci... etc., a odkąd to my bawimy się w "boga", to umieralność dzieci...etc.
>>> to jeden z moich argumentów przeciwko obawom wierzących, żeby "nie bawić się w Boga". Wtedy ja mówię, że kiedy to Bóg bawił się w boga, to umieralność dzieci... etc., a odkąd to my bawimy się w "boga", to umieralność dzieci...etc.
O! Ja właśnie jakiemuś teiście niedoceniającemu, albo ignorującemu naukę mówię podobnie: "Słuchaj, dzięki nauce, rozwojowi techniki, przemysłu umieralność diametralnie się zmniejszyła. W średniowieczu, najbardziej rozmodlonym okresie, jakoś nie widać, by bóg zainterweniował".
>>>ciągle zapominam przesłać mu kwoty na browara
Skoro o Nim mowa, to coś ostatnio rzadko się pokazuje. Szkoda.
>>>Dzięki za dyskusję. Miło pogadac z kimś pozytywnie nastawionym do życia i ludzi. Obyśmy za 500 lat mogli powspominać tę rozmowę;D
Dzięki wielkie :). Może wgrają naszą pamięć do komputera i za 500 lat pogadamy w tym wątku, w nieco inny sposób? ;)
">>> Masz to pewne jak w banku, że nie zdążysz zrobić tego czy tamtego.;)
Zobaczymy :)"
- W jakimkolwiek (wyłączając demencje itd.) momencie życia, w którym zastanie cię śmierć - będziesz miał do zrobienia to czy tamto i nie zdążysz tego zrobic;)
No nic, dziękuję jeszcze raz za dyskusję i twoje opinie - wszystkie wezmę pod rozwagę.
Pozdro i trzymaneczko:)
Czy zawierają w sobie moją śmierć? Tak i nie.
"Tak", bo wszystkie znaki na niebie wskazują, że jako syn swojej matki - ktoś z unikalnym organizmem i przeszłością trafię do piachu i żaden Jezus już mnie z niego nie wygrzebie.
"Nie", bo wierzę, że jestem czymś znacznie większym niż ten organizm. Myślę, że jestem każdym, a każdy jest mną.
Miało być prosto, a gadam sprzecznościami. No ale te akurat wynikają z ułomności języka. "Ja" może się odnosić do konkretnej osoby (w tradycji Wschodu nazywane fałszywym), może także do czegoś bardziej fundamentalnego (prawdziwego) - tego co cię czyni żywym w pierwszej kolejności. Dla teisty to niematerialna dusza, dla ateisty (zazwyczaj) emergentna właściwość mózgu. Oba to jakieś nonsensy. Różnią się co najwyżej tym, że to pierwsze jak zaistniało to już nie może przestać, a problem mają wspólny: POCZĄTEK. Moje poglądy na istnienie przypominają bardziej https://pl.wikipedia.org/wiki/Rozszerzony_zbiór_liczb_rzeczywistych niż oś liczbową, na której można się poruszać od zera tylko w prawo. Właściwie to wcale nie przewiduję zera (niebytu).
""Nie", bo wierzę, że jestem czymś znacznie większym niż ten organizm. Myślę, że jestem każdym, a każdy jest mną."
- A nie słyszałeś, że jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego?;) A tak powazniej, to twoja wiara wynika z jakichś wiarygodnych przesłanek, tak w ogóle? - oto jest pytanie...
"Miało być prosto, a gadam sprzecznościami. No ale te akurat wynikają z ułomności języka. "Ja" może się odnosić do konkretnej osoby (w tradycji Wschodu nazywane fałszywym), może także do czegoś bardziej fundamentalnego (prawdziwego) - tego co cię czyni żywym w pierwszej kolejności."
- Rozumiem, ale w filozofii Wschodu owo "coś/"Ja" fundamentalne" jest pozbawione osobowości, zdawania sobie sprawy z czegokolwiek/z siebie - a więc niczym się nie różni właściwie od niebytu, przynajmniej z naszego ludzkiego punktu widzenia. Dlatego, wybacz, ale niech mnie w zadek cmokną z taką formą "istnienia" po śmierci ciała;)
"Dla teisty to niematerialna dusza, dla ateisty (zazwyczaj) emergentna właściwość mózgu. Oba to jakieś nonsensy. Różnią się co najwyżej tym, że to pierwsze jak zaistniało to już nie może przestać, a problem mają wspólny: POCZĄTEK. Moje poglądy na istnienie przypominają bardziej https://pl.wikipedia.org/wiki/Rozszerzony_zbiór_liczb... niż oś liczbową, na której można się poruszać od zera tylko w prawo. Właściwie to wcale nie przewiduję zera (niebytu)."
- Ta "emergentna właściwość mózgu" jest coraz lepiej badana i rozumiana przez nauki z "neuro-" na początku nazwy. Uszkodzenia mechaniczne układu nerwowego, i inne zaburzenia w jego funkcjonowaniu itp., są ściśle skorelowane z "jakością umysłu", a więc to ciało wytwarza umysł. Z jednej strony proces myślenia przebiega za pomocą strukturalnych zmian mózgu (np. powstawanie nowych połączeń miedzy komórkami nerwowymi - synaps, lub nawet nowych neuronów), wzajemnych pobudzeń jednych rejonów mózgu, przez inne - a z drugiej strony oddolne zmiany w strukturach układu nerwowego, albo np. "balansie biochemicznym", to jednocześnie zmiany w umyśle.
Jeśli mózg ulegnie zniszczeniu, to i umysł także. Zniknie twoja pamięć, osobowość, świadomość, czyli de facto ty sam - co więc zostanie, wg twoich wierzeń o ile byłyby prawdziwe, z ciebie? - Nic, tak naprawdę...
"tak powazniej, to twoja wiara wynika z jakichś wiarygodnych przesłanek, tak w ogóle? - oto jest pytanie..." - No ba, inaczej bym się nie porywał na dyskusję z naszym Konradem C. Ale chyba jest zajęty, bo ta pierwsza część pozostaje bez odpowiedzi, a ja bez niej nie mogę ruszyć.
"w filozofii Wschodu owo "coś/"Ja" fundamentalne" jest pozbawione osobowości, zdawania sobie sprawy z czegokolwiek/z siebie - a więc niczym się nie różni właściwie od niebytu" - To nieprawda. Być może jest tak w filozofii buddyjskiej, ale zamiast tych grafomanów bliżsi są mi hindusi. Czym jest wg nich prawdziwe ja? Świadomością. Każdą świadomością. I tyle. Żeby przed tym uciec trzeba być solipsystą, ale nie jest to - wbrew mądrości ludowo-internetowej - pogląd niepodważalny.
"są ściśle skorelowane z "jakością umysłu", a więc to ciało wytwarza umysł" - Nie ma tu wynikania. https://en.wikipedia.org/wiki/Correlation_does_not_imply_causation
"Jeśli mózg ulegnie zniszczeniu, to i umysł także. Zniknie twoja pamięć, osobowość, świadomość" - Jestem przede wszystkim idealistą. Twierdzę buńczucznie, że nie jesteśmy umiejscowieni w świecie, tylko świat w nas. A to oznacza, że nie byt określa świadomość, tylko świadomość byt. Czyni to prawa fizyki elastycznymi jak guma w gaciach; tylko przed logicznymi mam szacunek. Pamięć i osobowość znikną, ale to ostatnie co wymieniłeś nigdy. Świadomość jest bytem koniecznym, że tak się, po chrześcijańsku, wyrażę. Bo kiedy jej nie ma, to czas mija baaardzo szybko... :)
Co do tego, co zostanie - istota istnienia. Myślę, że dobrze to opisuje ta powieść: http://www.galactanet.com/oneoff/theegg_mod.html (jest polskie tłumaczenie, ale niestety autorstwa jakiegoś analfabety).
""tak powazniej, to twoja wiara wynika z jakichś wiarygodnych przesłanek, tak w ogóle? - oto jest pytanie..." - No ba, inaczej bym się nie porywał na dyskusję z naszym Konradem C. Ale chyba jest zajęty, bo ta pierwsza część pozostaje bez odpowiedzi, a ja bez niej nie mogę ruszyć."
- A nie dałoby się, żebyś po polsku i prostym językiem przyblizył nieco tę argumentację (ja bym moze coś skorzystał i inni obserwatorzy tego wątku)? Uważam, że nie ma to jak samemu przedstawić swoje stanowisko w jakiejś sprawie, zamiast odsyłac interlokutora do filmików, czy książek, zeby we własnym zakresie interpretował ich treść - o pomyłki i niedomówienia wtedy dużo łatwiej, a ja, na ten przykład, nigdy wtedy nie mam pewnosci, czy mój rozmówca sam rozumie o czym mówi. ;)
Oczywiście w pewnych wyjątkowych sytuacjach może być tak, że lepiej jest podac źródło, niż samemu przedstawiac z niego wnioski i byc moze tak jest właśnie w twoim przypadku, ale może jednak szarpniesz się na jakieś konkrety, zamiast "czekac na Godota"..?
""w filozofii Wschodu owo "coś/"Ja" fundamentalne" jest pozbawione osobowości, zdawania sobie sprawy z czegokolwiek/z siebie - a więc niczym się nie różni właściwie od niebytu" - To nieprawda. Być może jest tak w filozofii buddyjskiej, ale zamiast tych grafomanów bliżsi są mi hindusi. Czym jest wg nich prawdziwe ja? Świadomością. Każdą świadomością. I tyle."
- No, to powiem ci, że wg mojego zdania, hindusi tez nie poszaleli z definiowaniem "prawdziwego ja", bo co to jest/są w takim razie ta/e "świadomość-ci" zdaniem hindusów? Nie wystarczy powiedziec "każda świadomość i tyle".
"Żeby przed tym uciec trzeba być solipsystą, ale nie jest to - wbrew mądrości ludowo-internetowej - pogląd niepodważalny."
- Tego też nie rozumiem, bo czy ów "jedyny istniejacy podmiot poznający" nie kwalifikuje się do "każdej świadomości i tyle"?
""są ściśle skorelowane z "jakością umysłu", a więc to ciało wytwarza umysł" - Nie ma tu wynikania. https://en.wikipedia.org/wiki/Correlation_does_not_imply_cau..."
- Możliwe, że masz rację i popełniłem błąd logiczny (u mnie to raczej norma, niz wypadek;P) - szczególnie, że wyciąłeś fragment wypowiedzi z konteksu i podajesz mi link do tekstu po angielsku (a ja jestem analfabetą naszych czasów i j.angielskiego nie znam). Moze więc spróbuję trochę lepiej wytłumaczyć co miałem na myśli za pomocą jakiegoś przykładu. Całe zdanie było takie:
"Uszkodzenia mechaniczne układu nerwowego, i inne zaburzenia w jego funkcjonowaniu itp., są ściśle skorelowane z "jakością umysłu", a więc to ciało wytwarza umysł."
...otóż, przykładowo, u osoby z obustronnym uszkodzeniem wczesnej kory wzrokowej, występuje utrata zdolności do tworzenia szczegółowych obrazów wzrokowych (tzw."ślepota korowa") - a więc to bezpośredni dowód (jeden z wielu, które mamy dzięki badaniom nad urazami mózgu ), że to ciało (mózg) wytwarza umysł.
""Jeśli mózg ulegnie zniszczeniu, to i umysł także. Zniknie twoja pamięć, osobowość, świadomość" - Jestem przede wszystkim idealistą. Twierdzę buńczucznie, że nie jesteśmy umiejscowieni w świecie, tylko świat w nas.
- Hmm...;) - Tyle mogę powiedziec, dopóki nie napiszesz o tym czegoś więcej - chodzi mi tu o jakieś merytoryczne podstawy twojej buńczuczności, że tak się wyrażę.:)
"A to oznacza, że nie byt określa świadomość, tylko świadomość byt."
- Ja bym powiedział, że jedno nie wyklucza drugiego - byt określa świadomość, ale świadomość to subiektywna interpretacja bytu.
"Czyni to prawa fizyki elastycznymi jak guma w gaciach; tylko przed logicznymi mam szacunek."
- Ciekawe podejście, bo do tej pory myślałem, że prawa logiki opierają się na aksjomatach, ustalonych na podstawie obserwacji fizycznego świata i stwierdzenia w nim pewnych stałych zasad, min. praw fizyki. Jeśli więc prawa przyrody są rozciągliwe jak guma w kalesrakach, to i logika powinna stracić u ciebie, wg mnie, na wiarygodnosci(?) No ale ja jestem prostym człeczyną, prostaczkiem wręcz i szczerze się przyznaję, że znam się na logice tak samo kiepsko, jak na obcych językach.
"Pamięć i osobowość znikną, ale to ostatnie co wymieniłeś nigdy."
- To co mi po świadomości bez pamięci i osobowości? - To taka "świadomość wszy łonowej" co najwyżej;)
"Świadomość jest bytem koniecznym, że tak się, po chrześcijańsku, wyrażę. Bo kiedy jej nie ma, to czas mija baaardzo szybko... :)"
- Niestety nie łapię tu żadnej zależności - mógłbyś coś więcej napisać? Dla osoby bez świadomości czas płynie tak samo jak dla osoby świadomej, tylko ta pierwsza nie ma percepcji czasu, ale to nie oznacza, że np. jej ciało starzeje się szybciej czy wolniej. Najwyraźniej cię tu zupełnie nie rozumiem.
"Co do tego, co zostanie - istota istnienia. Myślę, że dobrze to opisuje ta powieść: http://www.galactanet.com/oneoff/theegg_mod.html (jest polskie tłumaczenie, ale niestety autorstwa jakiegoś analfabety)."
- No i masz babo placek - odsyłasz mnie do studiowania książki, i to po angielsku, albo w tłumaczeniu analfabety... A jakbyś tak sam mi wytłumaczył, czym wg ciebie jest "istota istnienia", dałoby się?
"A nie dałoby się, żebyś po polsku i prostym językiem przyblizył nieco tę argumentację?" - https://www.wykop.pl/wpis/26983223/ - jest dużo żargonu, ale inaczej się nie da.
"bo co to jest/są w takim razie ta/e "świadomość-ci" zdaniem hindusów? Nie wystarczy powiedziec "każda świadomość i tyle"." - Każda ludzka świadomość, to na pewno. Przeszła, przyszła, teraźniejsza. Biorąc pod uwagę te nauki z przedrostkiem neuro- (z którymi nie mam najmniejszego konfliktu) to najprawdopodobniej również każdego ssaka na tej planecie. Co dalej? To już spekulacja.
"Tego też nie rozumiem, bo czy ów "jedyny istniejacy podmiot poznający" nie kwalifikuje się do "każdej świadomości i tyle"?" - Jak się ktoś uprze to może tak kwalifikować, ale "klasycznie" solipsyzm oznaczał istnienie jednego, uprzywilejowanego punktu widzenia, gdzie każdy inny ma być złudzeniem. Mój pogląd postuluje za to pełną realność wszystkich takich punktów.
"otóż, przykładowo, u osoby z obustronnym uszkodzeniem wczesnej kory wzrokowej, występuje utrata zdolności do tworzenia szczegółowych obrazów wzrokowych (tzw."ślepota korowa") - a więc to bezpośredni dowód (jeden z wielu, które mamy dzięki badaniom nad urazami mózgu ), że to ciało (mózg) wytwarza umysł." - To bezpośredni dowód, że umysł jest skorelowany z mózgiem, ale nie jest to obserwacja zabójcza dla idealisty. Tamten link mówił o tym, że korelacja nie jest zawsze powiązana z przyczynowością (czyli w tym przypadku wytwarzaniem). Tak samo skorelowany i ładnie ułożony jest zresztą cały świat zewnętrzny - czy też jego iluzja - która przecież nie jawi się jako chaotyczna, i na którą nie możemy siłą woli wpływać. A kto za to odpowiada i co miał na celu? Pojęcia nie mam, może ja/my sami, tylko o tym nie pamiętam/y.
"Ciekawe podejście, bo do tej pory myślałem, że prawa logiki opierają się na aksjomatach, ustalonych na podstawie obserwacji fizycznego świata" - Ajj, niezbyt. Opierają się na tautologiach, a także są 'a priori', czyli nieempiryczne. Jasno jest to wyłożone w tym artykule (szlaczki można zignorować): https://pl.wikipedia.org/wiki/Prawa_logiczne
"To co mi po świadomości bez pamięci i osobowości?" - Chodzi o to, że nie będziesz miał pamięci po byciu gienkiem1, a nie że w ogóle. To też trochę ssie, bo można się do swojej obecnej "formy" mocno przywiązać, ale spójrz na jasne strony - będziesz mógł przeżyć świat oczyma Donalda Trumpa... :D
"Niestety nie łapię tu żadnej zależności - mógłbyś coś więcej napisać? Dla osoby bez świadomości czas płynie tak samo jak dla osoby świadomej, tylko ta pierwsza nie ma percepcji czasu" - Właśnie przez brak percepcji czasu myślę, że nie da się nie istnieć. Skupiając się na subiektywnej części: Nawet w "tym życiu" jesteś przytomny bez przerwy. Wszelkie luki, takie jak choćby głęboki sen bez marzeń czy znieczulenie ogólne, figurują w twojej głowie wyłącznie jako cyferki określające godziny, w których byłeś "wyłączony", ew. jeszcze wyobrażenia jak wyglądała ta padlina zwana ciałem gdy leżałeś. Ale strumień świadomości na żadną przerwę sobie nie pozwolił - od odlotu do wybudzenia DLA CIEBIE minęło dokładnie 0 sekund.
"No i masz babo placek - odsyłasz mnie do studiowania książki" - Haha, wybacz, powieść mi się pomyliła z opowiadaniem. Ono jest naprawdę dobre (i nie dłuższe niż nasze posty), a ja nie mam takiego talentu literackiego. Tu masz lepszy przekład: http://braciasamcy.pl/index.php?/topic/3876-andy-weir-the-egg/
"A nie dałoby się, żebyś po polsku i prostym językiem przyblizył nieco tę argumentację?" - https://www.wykop.pl/wpis/26983223/ - jest dużo żargonu, ale inaczej się nie da."
- Dzięki i za to, bo przynajmniej wiem o co mniej więcej chodzi. No niestety, ja jestem tylko prostym, chłopskim filozofem i na tego typu biciu piany sie nie znam. Zazwyczaj proponuje w takich sytuacjach rozpalic ognisko i spróbowac zagasić je gołym tyłkiem - a wtedy wszelkie problemy z istnieniem "zewnętrznej rzeczywistości empirycznej" poza umysłem, powinny ulecieć jak nocne koszmary o poranku.;)
Pod pierwszym postem znajduje się fragment dyskusji i wydaje mi sie, że niejaki "Czarny_Kot_" uchwycił tam sedno problemu, pisząc: "Poza tym jesteś w stanie zwątpić w materię jako koncepcję, a nie w jej jednostkowe manifestacje, tych bowiem doświadczasz - więc w jakiś tam sposób muszą istnieć, być może materia ma inną naturę niż się powszechnie uważa, tego nie wiem, ale nie wpływa to na fakt jej istnienia bądź nie".
Ja więc poniżej trochę pociągnę tę myśl na swój sposób...
To oczywiście będzie tylko moja subiektywna spekulacja na temat natury rzeczywistości - jakaś próba, jedna z wielu, wyobrazenia sobie przeze mnie relacji umysł-rzeczywistość zewnętrzna, przez laika-grafomana:
...wychodząc od przykładu platońskiej jaskini cieni (żeby pozostac w temacie idealizmu), uwazam, że owe cienie na ścianie, to jedyna rzeczywistość jaka istnieje. To nasza subiektywna interpretacja mechaniki kwantowej, taka, w której potrafimy przeżyć; i nie ma żadnej innej alternatywy - nie ma nic bardziej rzeczywistego, namacelnego, o czym mozna by powiedzieć, że "JEST", niż nasza subiektywna percepcja kwantowych podstaw rzeczywistości. W takim ujęciu rzeczywiście "istnieją tylko idee", bo krzesło na poziomie mechaniki cząstek nie istnieje, a już na pewno nie jako krzesło.
Drobne cegiełki u podstaw znanej nam rzeczywistości - oddziaływania/relacje kwantowe - w jakiś sposób stanowią raczej potencjał do zaistnienia czegoś, niż istnieją same w sobie, w naszym rozumieniu tego słowa...
I już dalej nie będę tego rozwijał, tylko napiszę, jaka, moim zdaniem, wynika konkluzja z mojego bełkotu. Otóż nie istnieje dla nas żadna inna, lepsza alternatywa, a świat nam dostępny nie jest iluzją, tylko interpretacją miriadów "jednostkowych zdarzeń kwantowych w relacji z innymi zdarzeniami kwantowymi", czymkolwiek one "(nie-)są", czyli właśnie jedyną rzeczywistością jaka istnieje. Przestańmy więc szukac "chu... tfu... dziury w moście" i zacznijmy w końcu rozwiązywac realne problemy, a nie urojone;) Tymi drugimi zajmiemy się w drugiej kolejności, bo pierwsze są ważniejsze, gdyż dotyczą tego co na pewno istnieje! (...rozpal ognisko, ściągnij nachy i... - zawsze gdy masz problem z istotą istnienia;))
"Każda ludzka świadomość, to na pewno. Przeszła, przyszła, teraźniejsza. Biorąc pod uwagę te nauki z przedrostkiem neuro- (z którymi nie mam najmniejszego konfliktu) to najprawdopodobniej również każdego ssaka na tej planecie. Co dalej? To już spekulacja."
- Wydaje mi się, że cały ten akapit, to twoja spekulacja.:)
"ale "klasycznie" solipsyzm oznaczał istnienie jednego, uprzywilejowanego punktu widzenia, gdzie każdy inny ma być złudzeniem. Mój pogląd postuluje za to pełną realność wszystkich takich punktów."
- Nie znałem tego znaczenia solipsyzmu. Ale w twoim ujęciu to " masz rozmach $%#&^!" ;) W pewnym sensie się z tobą zgadzam, w kazdej głowie znajduje się wyjątkowa, subiektywna interpretacja rzeczywistości, taki osobisty wszechświat - i kazda jest jak najbardziej realna dla swego odbiorcy.
"To bezpośredni dowód, że umysł jest skorelowany z mózgiem, ale nie jest to obserwacja zabójcza dla idealisty."
- Tak ściśle skorelowany, że bez niego nie istnieje, w żadnym znanym nam przypadku, ale co to dla idealisty.;)
"Tamten link mówił o tym, że korelacja nie jest zawsze powiązana z przyczynowością (czyli w tym przypadku wytwarzaniem). Tak samo skorelowany i ładnie ułożony jest zresztą cały świat zewnętrzny - czy też jego iluzja - która przecież nie jawi się jako chaotyczna, i na którą nie możemy siłą woli wpływać."
- No właśnie, czy to nie jest bardziej prawdopodobne, że w takim razie musi stac na solidnych fundamentach, niezależnych od podmiotu doświadczającego?
"A kto za to odpowiada i co miał na celu? Pojęcia nie mam, może ja/my sami, tylko o tym nie pamiętam/y."
- Brzytwa Okhama - ciach...
"Ajj, niezbyt. Opierają się na tautologiach, a także są 'a priori', czyli nieempiryczne. Jasno jest to wyłożone w tym artykule (szlaczki można zignorować): https://pl.wikipedia.org/wiki/Prawa_logiczne"
- Nie widziałem, żeby tam coś było wyłożone, tylko kilka przykładów i te szlaczki od których momentalnie zmiękły mi kolana i rozbolała głowa (więc szybko stamtąd nawiałem:P). Rozpoznałem tam jednak te kilka przykładów podstawowych zasad (tożsamości, racji dostatecznej, wyłączonego środka i sprzeczności) na kórych wg mojej minimalnej wiedzy, głównie opiera się logika i wydały mi sie wszystkie adekwatne do obserwowanej rzeczywistości fizycznej. Ale spoko, też czasami wydaje mi sie, że z logika moze być coś nie tak ( np. czy można podważyć logikę na "sposób nielogiczny"?).
"Chodzi o to, że nie będziesz miał pamięci po byciu gienkiem1, a nie że w ogóle. To też trochę ssie, bo można się do swojej obecnej "formy" mocno przywiązać, ale spójrz na jasne strony - będziesz mógł przeżyć świat oczyma Donalda Trumpa... :D"
- Zmyślasz i spekulujesz;)
"Właśnie przez brak percepcji czasu myślę, że nie da się nie istnieć. Skupiając się na subiektywnej części: Nawet w "tym życiu" jesteś przytomny bez przerwy. Wszelkie luki, takie jak choćby głęboki sen bez marzeń czy znieczulenie ogólne, figurują w twojej głowie wyłącznie jako cyferki określające godziny, w których byłeś "wyłączony", ew. jeszcze wyobrażenia jak wyglądała ta padlina zwana ciałem gdy leżałeś."
- No nie rozumiem twojego toku myślenia ni w ząb - jako co niby miałyby figurować luki w mojej przytomnosci, jeśli nie jako luki w mojej pamięci z ewentualnymi chwilowymi "zajawkami", przypadkowymi wzbudzeniami neuronów jako np."wyobrazenia jako padlina zwana ciałem gdy leżałem"?!
"Ale strumień świadomości na żadną przerwę sobie nie pozwolił - od odlotu do wybudzenia DLA CIEBIE minęło dokładnie 0 sekund."
- Nie rozumiem ani słowa - gdzie więc był ten strumień, jak go nie było i czemu ma "luke"?
"powieść mi się pomyliła z opowiadaniem. Ono jest naprawdę dobre (i nie dłuższe niż nasze posty), a ja nie mam takiego talentu literackiego. Tu masz lepszy przekład: http://braciasamcy.pl/index.php?/topic/3876-andy-weir-the-eg..."
- Dzięki za trud i link do polskiej wersji. Czytałem już kilka opowiadań, w których szary obywatel-główny bohater, okazuje się bogiem (ech ta nasza nieokiełznana megalomania;)).
A to jest własnie przykład na to o czym mówię, gdy krytykuję Impaktora za "zostawianie wierzących ze spuszczonymi gaciami na autostradzie". Co z tego, że wy przestajecie wierzyć w bogów konwencjonalnych, jak popadacie w inne urojenia - wszelkie "new age-izmy", "solipsyzmy", homeopatie i inne zdupywziętyzmy...
W twoim opowiadaniu okazujesz się (tylko ty, a jakże!) cudną istotą, czyli tym w co zawsze podswiadomie chciałeś wierzyć, szczęściarzu; i nic nie musisz robić , bo wszystko dzieje się za ciebie (oj tam musisz tylko odbębnic pare miliardów życiorysów). W zwiazku z Tobą, młody boże, jest jakiś wielki plan i czeka cię jakaś niepojeta przyszłość w innej niepojętej rzeczywistości...Ech;)
Fajny jest pomysł, że całe zło i dobro robisz sam sobie, więc ty i bóg macie zawsze czyste rączki, ale w takim razie też dymasz sam siebie i to we wszystkie otwory we wszystkich możliwych konfiguracjach. Uwązaj więc, drogi Idealisto, żebys nie wydymał naprawdę siebie samego, bo życie jest ciężkie, a potem się umiera - takie są fakty;)
"Przestańmy więc szukac "chu... tfu... dziury w moście" i zacznijmy w końcu rozwiązywac realne problemy, a nie urojone;)" - Dopóki ludzkość nie przyjmie poglądu na tożsamość osobową zbieżnego z tym opowiadaniem o jajecznicy, to nie będzie miała żadnej motywacji do rozwiązania ich. Jeśli całe twoje jestestwo jest zamknięte w jednym ciele, to co cię obchodzą inne? Z pewnym umiarem (tak żeby nie ponieść konsekwencji typu przekopka albo więzienie) możesz im wbijać nóż w plecy dla własnego profitu. Nie mówię, że ty osobiście masz na to ochotę, ale chętni zawsze się znajdą.
W rozmowie z darthbergim wyłożyłeś świetny plan, ale myśląc, że będzie zrealizowany w rzeczywistości egoistów, z których 90% myśli, że po śmierci czmychnie na wieczny orgazm do jakiegoś tam "nieba", a 10% do stanu sprzed narodzin (bezpodstawnie zakładającego, że i wtedy nic nie było)... To chyba jesteś idealistą większym ode mnie (w tym popularnym, a nie filozoficznym, znaczeniu).
"Dopóki ludzkość nie przyjmie poglądu na tożsamość osobową zbieżnego z tym opowiadaniem o jajecznicy, to nie będzie miała żadnej motywacji do rozwiązania ich.Jeśli całe twoje jestestwo jest zamknięte w jednym ciele, to co cię obchodzą inne?"
- Zgadzam się z tobą z grubsza, w końcu nikt nie jest dla nas tak konkurencyjny (w sensie rywalizacji) w dostępie do zasobów, jak inny przedstawiciel tego samego gatunku. Dlatego wymyśliłem coś co nazywam 'dobrym egoizmem społecznym". Nie wdając się w szczegóły, chodzi tu o to, ze zjednoczenie się/wzajemne wspieranie we wspólnej sprawie, jest przecież korzystne i w naszym indywidualnym interesie. Jesteśmy gatunkiem społecznym i największy swój potencjał osiągamy, gdy działamy wspólnie.
W pojedynkę mozna zostać co najwyżej "królem polany" i egzystować dobrze (na tle innych) przez pewien czas, który ZAWSZE zakończy się śmiercią.
Ale w ten sposób nie unikniemy katastrof globalnych, ani nie uzyskamy nieśmiertelności, czyli czegoś "znacznie więcej" - bo do tego potrzeba gigantycznych zasobów i potencjału całej ludzkości. Tylko tym razem nie może być jednostek, ani narodów "wybranych" - wszyscy muszą się zmieścić na "Arkę".
"Z pewnym umiarem (tak żeby nie ponieść konsekwencji typu przekopka albo więzienie) możesz im wbijać nóż w plecy dla własnego profitu. Nie mówię, że ty osobiście masz na to ochotę, ale chętni zawsze się znajdą."
- Gołębie i jastrzębie z teorii gier. Owszem, zawsze znajdą się chętni, żeby żerować na innych, ale przy spodziewanym dłuuugim zyciu, atrakcyjniejsza może się dla większości okazać tzw. "bezpieczna opcja". Długoterminowe, bezpieczne (bo prospołeczne) inwestycje vs. krótkoterminowe, niebezpieczne (bo antyspoleczne) zyski - jaką strategię będą częściej wybierać ludzie? - jeśli tylko "gołębi" będzie odpowiednio więcej, niż "jastrzębi", to damy radę osiągnąć każdy cel.
"W rozmowie z darthbergim wyłożyłeś świetny plan, ale myśląc, że będzie zrealizowany w rzeczywistości egoistów, z których 90% myśli, że po śmierci czmychnie na wieczny orgazm do jakiegoś tam "nieba", a 10% do stanu sprzed narodzin (bezpodstawnie zakładającego, że i wtedy nic nie było)... To chyba jesteś idealistą większym ode mnie (w tym popularnym, a nie filozoficznym, znaczeniu).
Jeśli mogę się wtrącić, to mam nadzieję, że nigdy nie osiągniemy nieśmiertelności. Można by wtedy stworzyć piekło na ziemi. Poza tym nie sądzę, by istnienie było "lepsze" od nieistnienia.
PS: Nie słuchaj Tigero, bo wydaje mi się, że nie ma pojęcia o czym mówi. Zasady logiczne NIE są przyjmowane a priori, ale właśnie na podstawie doświadczenia.