Wczoraj się trochę rozpisałem, więc dziś będzie krótko. "R-Point" to horror, który cierpi na brak zdecydowania twórców, w którą stronę pchnąć opowiadaną historię. To co otrzymaliśmy jest niestety zachowawczo nijakie - ani straszne, ani szokujące, ani przesadnie krwawe. Film Su-chang Konga opowiada o oddziale prowadzącym misję ratunkową, który został wysłany w celu odnalezienia grupy żołnierzy, którzy zaginęli na obszarze tytułowego r-point, pół roku temu. Jednakże zagadkowe wołanie o pomoc trwa nadal…
Najgorsze w tym filmie jest postawa bohaterów, którzy momentami zachowują się jak banda nastolatków i nie chodzi mi tu tylko o końcówkę, gdy wszyscy tracą głowę. Drugi problem to całkowity brak napięcia przez pierwszą godzinę filmu, którą równie dobrze można by było przewinąć, a i tak nadal byśmy wiedzieli o co chodzi. Dopiero w ciągu ostatnich kilkunastu minut całość się rozkręca (od sceny z helikopterem) i zaczyna jako tako straszyć. Co nie zmienia faktu, że pierwsze cztery kwadranse trzeba jakoś przeżyć. Pytanie tylko czy warto? Według mnie nie za bardzo.
5/10 bez emocji.
nie szkoda czasu jakies glupie wywody pisac?" skod kolezko malinowy posiadasz wiedze o jakims niezdecydowaniu tworcow? pajacu ty
"pajacu ty" - nie ma co, wielce konstruktywnie, od razu zmieniłem zdanie co
do tego filmu i teraz go uwielbiam...