Znacznie bardziej wolałbym, gdyby murzyn "o wyglądzie policjanta" nie dał się zabić, a już najlepiej gdyby Shooter istniał naprawdę i gdyby całość mieściła się w racjonalnych ramach i była zwieńczona happy-endem. Nie znoszę filmów bez happy endu - dosyć jest okropieństw i obłędu w otaczającej nas rzeczywistości. Przynajmniej filmowcy mogliby dać nam trochę wytchnienia.
A ja uwielbiam filmu bez happy endu, już pierdzę tymi szczęśliwymi zakończeniami. Od produkcji z superbohaterami po małe filmy. Zawsze ktoś ratuje osobę, amerykę albo i cały świat jak nie wszechświat.
Jednak w momencie, kiedy wszystko się zaczyna wyjaśniać, dla mnie ciekawa strona filmu mija. I już do końca, czyli jak Johnny pogadał sobie z Johnny'm, film jest tylko trwającym pierdem dążącym do własnej agonii. Nie abym nie lubił filmów o schizofrenikach itp. ale tu taki motyw nie pasował w ogóle. Też czekałem na Shooter'a jako istniejącą postać.