Lubilem czytac Stachure i czytalem "Siekierezade". Ksiazka byla wysmienita, ale stwierdzam ze w filmie jest malo z istoty tego, co pisze Stachura. Film jest jak na moj gust zbyt sentymentalny, a Janek Pradera w ksiazce nie byl o ile dobrze pamietam taka zdołowana "ciepla kluchą" jak ten grajacy go w filmie. Na oslode dobrze zagrana rola Olbrychskiego, Peresady i w ogole calych tych karczemno-wódczacznych klimatow lesnych żuli. No i piekna bibliotekarka:) z objazdowym "ogórku".
Szkoda, bo rola Janka Pradery ma byc tu kluczowa. Wyglada to na jakies teskne wzdychanie za tragizmem samoboja Stachury. Ja jednak wole jego mistyczna poezje z opisami wewnetrznych lotow niz rzewne piosenki zaplakane nad jego samobojem.
To tak samo jak ja, zgadzam się z Tobą, ale... Ja akurat zdecydowanie przedkładam prozę Stachury nad jego wiersze i piosenki. "Cała jaskrawość" rządzi.
To prawda. Siekierezada to taka książka, z której ciężko zrobić film, o ile w ogóle się da. To dlatego, że cała akcja toczy się we wnętrzu człowieka, a to jest trudno pokazać.
Pierwszą wersję scenariusza p. Leszczyński pisał jeszcze wspólnie z samym Stachurą i tamta wersja silnie znaczona językiem bardziej kojarzonej z mową drwali. Drugą pisał już sam, niedługo przed realizacją filmu. Zapewne wtedy miał już pomysł na obsadę z E. Żentarą w aurze pastelowej, na czele. Za to dialog jest prosty, niemal pozbawiony wrażenia potoczności, a przez to, myślę, wybrzmiewający w uszach widza jak mowa mu nieznana choć rozumiana.
I ten zabieg ładnie komponuje się z harmonijną fotografią budującą nastrój całości. Ponadto zrównoważony kadr, wolny rytm sugerują, że twórca lubi dopracować swoje filmy w montażowni.
Jakkolwiek <tańcem derwisza> p.Leszczyńskiego, dla mnie, pozostaje "Żywot Mateusza" to satysfakcja z seansu spora, z uwzględnieniem, iż zadanie było niebanalne: sfilmować Stachurę. Na horyzoncie ówczesnych ludzi kina to może jeszcze p. Kolski w sensie estetycznym. Good night, and good luck, esforty.
7/10