temat może i ciekawy, ale potraktowany w grunice rzeczy bardzo na hollywoodzką modłę i w sumie dosć sztampowo. brak tu jakichkolwiek dwuznacności, wszystko jest białe i czarne (no, może z wyjątkiem "dobrego pana" ze Staatspolizei, który co prawda kusi bohaterkę, ale jedynie po to, aby ją uratować - taki, nie przymierzając, nazistowski Piłat co umywa ręce:P), a tytułowa postać kreowana jest wręcz na jakąś świętą. strasznie to proste i jednowymiarowe. pierwsza połowa potrafi jeszcze zaciekawić, posiada nawet pewną dozę napięcia, ale potem całość robi się coraz mocniej nużąca i banalna. ot, taka laurka, w których kochają się zwłaszcza Polacy (vide: "Karol, człowiek który został..." czy "Popiełuszko. wolność costam"). bohaterowie mają za zadanie być jedynie nieugięci w swej nieugiętości wygłaszać wyprane frazesy o wolności i honorze. 5/10
p.s. dodatkowo aktorka grająca Sophie aż za bardzo przypominała z wyglądu Maję Ostaszewską, co wyprowadzło mnie z równowagi, tym bardziej że obie równie bezpłciowe i rozlazłe. brrr!