Brakowało mi w tym filmie ikry, był strasznie bezbarwny. Kapitan Ameryka był średni, ale oglądało się go przyjemnie, natomiast Thor mnie znudził. Pomijam nawet ten plastikowy Asgard (może w komiksach był podobny, ale na ekranie to wygląda po prostu źle) i Elbę w roli Heimdalla (serio, aktor takiej klasy mógłby zagrać dużo ważniejszą, CZARNĄ postać, jak chociażby Cage'a czy T'Challę). Największymi plusami filmu są Thor i Loki - obaj moim zdaniem nie dość że świetnie obsadzeni (chociaż to w filmach Marvela w sumie standard), to jeszcze bardzo dobrze zagrani.

TAK! Przyglądałam się grze aktorów, i rzeczywiście świetnie ich dobrali. Thor był taki "szczery do bólu", odważny, poświęcający się, aż biło to z jego twarzy, a Loki to postać tak genialnie zagrana, że przewijałam fragmenty w których wypowiadał swoje kwestie tak emocjonalnie... To jak zmieniał głos, to jak niemal płakał... A reszta... to takie tło jest, nawet Odyn był mało przekonujący....