Ten niezwykle ciekawy film wyróżnia się glamrockową otoczką, nieszablonowym montażem i przebojowością. Historia jest zainspirowana między innymi powieścią Gastona Leroux "Phantom of the Opera". Można powiedzieć, że jest to zaczerpnięcie pomysłu i przedstawienie go w zupełnie innej formie. Przy okazji doskonale parodiuje inne głośne filmy, a wszystko to robi z niebywałym luzem sprawiając widzowi mnóstwo frajdy.
O ile początkowy występ muzyczny jakoś specjalnie nie nastraja do dalszego oglądania, o tyle im dalej w las, tym lepiej. Historia nabiera bardzo przyjemnego tempa, a my oglądamy popis reżyserski Briana De Palmy, który podchodzi do tematu bawiąc się kamerą, pokazując niekonwencjonalne ujęcia czy używając "split screen" użytego w jeszcze ciekawszy sposób przez reżysera w słynnym horrorze "Carrie" 2 lata później.
W tle wybrzmiewają klimatyczne utwory, które doskonale komponują się z obrazem. Siłą rzeczy muzyka odgrywa w tym filmie olbrzymie znaczenie dlatego dobrze, że stoi ona faktycznie na wysokim poziomie i jest jej poświęcone sporo czasu.
Podobać się mogą wszelkie zabawy motywem Upiora. To wciąż dalej dramatyczna postać (ukłon dla powieści) - bardzo nieudolna, naiwna, wręcz wyśmiewana przez większość filmu, a jednak rozkochująca się od pierwszego wejrzenia w Christine, której nie będzie dane odwzajemnić tego uczucia.
"Upiór z raju" to również ciekawa, czarna komedia. Twórcy nie raz puszczają nam oko i komentują społeczeństwo żyjące dla samej rozrywki, nie wnikające w sztukę, a chcące się tylko dobrze zabawić. Ten motyw jest tutaj nad wyraz podkreślany, wiele razy. Z jednej strony śmiejemy się z niektórych scen, z drugiej w tym samym czasie odczytujemy komentarz społeczny, który już aż tak śmieszny nie jest. Nie wszystkie aspirujące do tego filmy są w stanie coś takiego osiągnąć. Ten natomiast robi to w bardzo pewny sposób. Dodajmy do tego jeszcze bardzo dobre, niesamowicie wyraziste role aktorskie i tak oto mamy przepis na sukces.
8/10.