Z jednej strony nieźle nakręcony (łażenie po murach miało sens), dało się wyczuć jakieś napięcie w tym filmie, to jakiś plus przy melodramacie, czasami też to co mówiła narratorka czyniło ją ciekawą postacią, sam pomysł na fabułę też w sumie niezły...
Z drugiej strony, ta narracja robiła się momentami absurdalna i śmieszna, w rodzaju "wchodząc do pokoju... siadając na łóżku" (jakoś tak, chociaż dziwne końcówki gramatyczne to może wina tłumaczenia). Gorzej było gdy główna bohaterka nie tylko nawijała o sobie, ale zamieniała się w narratorkę wszechwiedzącą (czy w 3 osobie, jakoś tak mnie uczyli w szkole) - bo skąd niby miała wiedzieć, że ten lekarz podmienia środki nasenne na witaminy?! Nie było jej tam! Kolejna rzecz, twórcy mogli by się zdecydować z kim z dwójki małżonków wychowywał się Zhang, ewentualnie czy ma zdolność do bilokacji.
Wątek młodszej siostry też jest ciekawy sam w sobie, ale z jakiegoś powodu kończy się niczym, zresztą jak cały film, w dodatku jest to jakieś cukierkowe - albo nie wiem, radośnie masochistyczne, bo może to oznacza, że ten dramat będą odgrywać każdej wiosny?