Film nie jest też jakoś potwornie wstrząsający, tzn. nie ma epatowania krzywdą bohaterek. Myslałam, że podobnie jak w "Róży" będą tylko te gwałty, gwałty i gwałty (no w końcu, jak "ruskie" i wojna, to czego się spodziewać?), no ale dało się obejrzeć film bez kilkudniowej traumy.
Obraz dobrze oddaje jak wyglądały nasze stosunki (hmmm... niefortunne słowo) z Rosjanami na przestrzeni lat. Wojna jest paskudna i wyzwala w ludziach wszystko co najgorsze. Ale z drugiej strony jest tam też postać, która jest pewnym tchnieniem nadziei. My kobiety wolimy wierzyć, że wojna nie przemienia w potwora każdego jednego mężczyzny, dlatego dla mnie zakończenie jest mimo wszystko dosyc mocno pozytywne.