nie jest zly, lepszy od poprzednich filmow nakreconych na podstawie Sparksa, tylko nie rozumiem przeslania tego filmu.
Ano przesłanie jest proste - zdrada dobra na wszystko, hulaj dusza, przecież narzeczonego nie ma w domu!
Ja uważam, że przesłaniem tego filmu jest żeby nigdy nie przestawać wierzyć w cud. Żeby walczyć do ostatniego tchu. Ta zdrada to jest tylko podkręcenie fabuły. .
Pozwól, że nie:)
Owszem, dworuję sobie, lecz nie za bardzo - przecie od zdrady wszystko się zaczęło, od - bo czemu nie - seksu po pierwszym wspólnym wypadzie. Wybacz, lecz banały o ,,wierze w cud" nie mieszczą się w moich rejestrach jakiegokolwiek przesłania, zwłaszcza, jeśli są umieszczone w sparksowym gniocie.
Podkręcenie fabuły... w zyciu też tak jest?
Zgodziłabym się z Tobą, gdyby nie fakt, że jest ciąg dalszy tej zdrady. Biora ślub, mają dzieci. A co do życia to niektórzy ludzie lubią sobie je komplikować. Tylko kwestia czy potrafią sobie wzjamnie te zdrade wybaczyć.
No nic.
Ja pozostanę hejterem Sparksa i nie spocznę w poszukiwaniach wartościowych, starających się coś interesującego zrobić melodramatów/ komedii romantycznych. Świeży przykład to oczywiście ,,Zanim się pojawiłeś", film na pewno powyżej przeciętnej. Póki pojawiają się takie filmy, póty będę walczył.
Pozostaje mi tylko życzyć zdrowia i otwarcia oczu na nieco inne rejestry, niż Sparksowe gnioty. Bez obrazy - po prostu do pewnych rzeczy trzeba dotrzeć samemu:)
To że oglądam Sparksa to nie znaczy że nie ogladam innych rzeczy. Co do Zanim sie pojawiłes to w ogole inna tematyka filmu. Choć przyznam słusznośc film godny polecenia. Dziekuje za życzonka :) Ja ze swojej strony polecam nie brać wszystkiego tak dosadnie.
A co takiego jest w Zanim się pojawiłeś?? Główny bohater, gdyby miał wybór to zdecydowanie wybrałby życie sprzed wypadku, nawet wtedy, gdyby nigdy miał nie poznań Lou. Sam stwierdził, że to nie jego życie, w ogóle by na nią wcześniej nie zwrócił uwagi. Jeżeli chodzi o przesłanie, że człowiek może diametralnie zmienić swoje poglądy w danej sytuacji, to ok, ale jeżeli doszukać się tam jakiegokolwiek romantyzmu, to cóż, ja go nie widzę.
No widzisz, sama sobie odpowiedziałaś.
Właśnie to mi się podoba - próba pokomplikowania emocji między głównymi bohaterami. ,,ZsP" to oferuje. Zauważ że, przez 90% seansu film jest jednak w dosyć przyjaznych rejestrach - mówi o tragedii i uczuciu, które nie ma szans, ale to przecie czysto melodramatyczne chwyty. Dopiero pod koniec robi się nieprzyjemnie i film zostawia zwyczajnie widza z niezgodą (dlaczego to JEJ zrobił?).
Wiem, o co Ci chodzi, że brakuje Ci tam romantyzmu. Lecz moim zdaniem o wiele lepiej jest czytać melodramaty w kluczu maksymalnie cynicznym. W przypadku ,,ZsP" przesłanie brzmiałoby tak (słowa Willa):
,,Sorry, Lou, ale jeśli to Ty masz być najlepszym, co mnie spotka w chorobie, to jednak podziękuję. Fajnie się gada, na pewno i w takim stanie jestem lepszy niż Twój obecny facet, ale nie mam zamiaru dalej w to brnąć zwłaszcza, że pewnego dnia może Ci się odwidzieć. Dlatego ja ze świata spadam, ale żebyś nie była stratna, zadbam o Ciebie i masz tu kasę. Cześć!"
Prawda, jakie to świeże, jak zmienia odbiór filmu? U Sparksa czegoś takiego nie można zrobić.
No fakt, ja do obejrzenia tego filmu nastawiałam się przez 2 miesiące, bo wiedziałam, że jest przygnębiający. Jak się jednak okazało nie wzbudził we mnie potoku łez i krzyku: "dlaczego?", może przez to, że właśnie nie polubiłam głównego bohatera.
Co do Sparksa, faktem jest, że w każdej powieści uderza w tą samą strunę, ale z racji, że jestem niepoprawną, nie do wyleczenia romantyczką, no to cóż, nie przeszkadza mi to ;)