Piotr Czerkawski

Wariacje Kunderowskie – żegnamy autora "Żartu"

Hotspot
/fwm/article/Wariacje+Kunderowskie+%E2%80%93+%C5%BCegnamy+autora+%22%C5%BBartu%22+FILMWEB-151467 Getty Images © Eamonn M. McCormack
Filmweb A. Gortych Spółka komandytowa
https://www.filmweb.pl/fwm/article/Pami%C4%99taj+o+mnie-126699
GORĄCZKA ZŁOTA

Pamiętaj o mnie

Podziel się

W dorobku Errola Morrisa "Wormwood" to film wyjątkowy.

W fascynującym serialu dokumentalnym Errola Morrisa równie ważne jak odkrycie prawdy wydaje się coś innego. W jego dorobku "Wormwood" to film wyjątkowy, i to nawet nie dlatego, że są w nim sceny inscenizowane, chociażby śmierci Franka Olsona. Wyjątkowa jest tu figura przewodnika po świecie – tym razem nie jest nim reżyser, cierpliwie przepytujący swoich rozmówców, czekając aż odsłonią ukryte, oświetlą rzeczywistość z innej strony.
 
Ten obraz będzie powracał jak refren: mężczyzna gotowy do snu wypada przez okno. Szyba pęka na milion odłamków, czas rozciąga się jak guma – mężczyzna leci i nie chce spaść, co najmniej jakby wypadł nie z pokoju hotelowego, tylko z samolotu, który znajduje się 10 tysięcy metrów nad ziemią. Zanim roztrzaska się o nowojorską ulicę, zamacha kilkanaście razy rękami, wywinie kilkanaście koziołków, zdąży wywrócić oczami, zamyślić się. I zdziwić. Może i on zachodzi w głowę i próbuje rozgryźć fundamentalny problem: wypadłem czy może jednak ktoś mnie przez to okno wyrzucił? W spadku przekaże tę zgryzotę swojemu synowi, który będzie zmagał się z nią przez całe życie, prześladowany, niczym Hamlet, przez ducha ojca szepcącego pierworodnemu do ucha: pamiętaj mnie. Raport, który władze przedstawiły rodzinie zmarłego, najpierw stwierdzał, że było to samobójstwo, choć nikt z bliskich nieboszczyka nie zaobserwował u niego żadnych symptomów psychicznego wyczerpania, mogącego skłonić go do targnięcia się na własne życie. Jakiś czas później ogłoszono jednak, że był to nieszczęśliwy wypadek – mężczyzna wypadł z okna. Wypadł albo wyskoczył. Wyskoczył. Przez przypadek. Oczywiście.


W tej historii jest aż za dużo kina, tylko że wydarzyła się ona naprawdę. Frank Olson był amerykańskim bakteriologiem, zatrudnionym w CIA, pracującym w laboratoriach Camp Detrick nad bronią biologiczną. 28 listopada 1953 roku jego ciało znaleziono na nowojorskiej ulicy, tuż przy hotelu, gdzie zatrzymał się wraz ze swoimi współpracownikami. Choć rodzina nie mogła uwierzyć w oficjalną wersję wydarzeń, sprawę udało wyciszyć. Ciszę, trwającą grubo ponad dwie dekady, przerwał dopiero raport Komisji Rockefellera, ogłoszony w 1975 roku. Ujawnił on zaangażowanie CIA w badanie nad możliwościami wykorzystania substancji psychoaktywnych w działaniach szpiegowskich i wywiadowczych. Przy okazji wyszło na jaw, że prowadził je także Olson i że kilka dni przed śmiercią został przez kolegów z pracy potraktowany jak świnka eksperymentalna: naszprycowano go LSD, Olson złapał złego tripa, co miało być bezpośrednią przyczyną tego, że wypadł przez okno. Rozrzucone i zamiecione pod dywan elementy udało się wreszcie ułożyć w wiarygodną historię. Prawda wyszła na jaw, Frankowi Olsonowi zostało przywrócone dobre imię, potępiono złe praktyki, błędy i wypaczenia. Władze zaczęły przepraszać – w ramach zadośćuczynienia rodzinę Olsona zaproszono nawet do Białego Domu na audiencję u Geralda Forda.
  
David Hume był wtedy fotografem amerykańskiego prezydenta. Gdy Errol Morris, legenda amerykańskiego dokumentu, przygotowując się do filmu o sprawie Olsona, przeglądał zdjęcia, które Hume zrobił w Białym Domu rodzinie zmarłego naukowca, natknął się na jednym z nich na znaną twarz – twarz Donalda Rumsfelda, późniejszego sekretarza obrony w administracji Goerge'a W. Busha. "Trudno nie dostrzec w tym pewnej ironii – skomentował w jednym z wywiadów Morris swoje odkrycie – bo nawet kiedy nie próbuje ich szukać, Rumsfeld i Cheney nagle materializują się z powietrza i okazuje się, że znowu maczali palce w jakiejś nowej aferze. Może dlatego od początku miałem wrażenie, że nie opowiadam tu jednej historii, tylko kilkadziesiąt". Historii niekończących się kłamstw tych samych amerykańskich polityków - wydawałoby się, że pogrążonych już przez niejedną aferę, a tak naprawdę niezatapialnych. Kłamstwo staje się w "Wormwood" zasadą organizującą świat – gdy jedno upada, zaraz na jego miejsce pojawia się kolejne.
Kłamstwo staje się w "Wormwood" zasadą organizującą świat – gdy jedno upada, zaraz na jego miejsce pojawia się kolejne.
Jakub Socha

To z kłamstwami walczy Eric, syn Franka – kopiąc co chwilę głębiej, obierając rzeczywistość z kolejnych warstw fikcji, jak cebulę. I gdy wydaje się, że jest już blisko, spotyka starego dziennikarza, który zęby zjadł na amerykańskiej polityce i nie ma żadnych złudzeń. Ten, zapytany o przyczyny śmierci Olsona, mówi: "wiem, ale nie powiem. Nie mogę". Zasłania się ochroną źródła – pierwsze przykazania prawdziwego dziennikarza. Ale dochowanie mu wiary okupione jest goryczą. Inną pewnie niż ta, którą pozostawia na podniebieniu piołun (po angielsku "wormwood" to właśnie piołun). Nie dającą się wywabić. Wszechobecną. Dziennikarz, Seymour Hersh, nie jakiś pierwszy lepszy pismak, tylko legenda dziennikarstwa, zdobywca nagrody Pulitzera, facet, który ujawnił Masakrę w Mỹ Lai, skonfrontowany z Morrisem, nie daje się nabrać na jego podchody. Jest na to zbyt doświadczony, powtarza mu to, co powiedział Ericowi. A potem ze smutkiem konstatuje – "te stare dziadki z CIA będą zachwycone, uwielbiają te momenty, gdy człowiek wali głową w wybudowaną przez nich ścianę i nie potrafi jej przebić. A jeszcze bardziej, gdy ogarnia go przerażenia, że żyje w wymyślonym i całkowicie kontrolowanym przez nich świecie".
 
Errol Morris przyznaje, że został zainfekowany – sprawa Olsona ciągle w nim siedzi, wie, że jedynie przybliżył się do rozwikłania tajemnicy jego śmierci. W jego fascynującym serialu dokumentalnym równie ważne jak odkrycie prawdy wydaje się coś innego. W dorobku Morrisa "Wormwood" to film wyjątkowy, i to nawet nie dlatego, że są w nim sceny inscenizowane, chociażby śmierci Franka Olsona. Wyjątkowa jest tu figura przewodnika po świecie – tym razem nie jest nim reżyser, cierpliwie przepytujący swoich rozmówców, czekając, aż odsłonią ukryte, oświetlą rzeczywistość z innej strony. Wszystkie pytania zadał już za niego Eric, to on przeprowadził całe śledztwo. Reżyserowi pozostaje iść po rozpiętej przez niego linie. Szybko orientuje się, że syn chce mu opowiedzieć nie tylko historię ojca, ale także swoją własną. Historię ukrytą pod historią, jak z thrillera politycznego, w której jest miejsce dla politycznych graczy, paranoi zimnowojennej, a nawet kogoś, kto jest odpowiednikiem Głębkiego Gardła znanego z afery Watergate. Historię więźnia pamięci, który przez ponad pół wieku pamiętał i dążył do prawdy. Jeździł po kraju, zbierał materiały, budował tablice skojarzeń, pewnie takie same jak Carrie Mathison z "Homeland". Dziś już jest starszym człowiekiem i mówi – szukanie prawdy zniszczyło moje życie. Prawdy, której pewnie nigdy się nie dowie. 
6