"Jezus Chrystus też nie wszystkim się podobał" - ruszył festiwal w Gdyni

- / autor: /
https://www.filmweb.pl/news/%22Jezus+Chrystus+te%C5%BC+nie+wszystkim+si%C4%99+podoba%C5%82%22+-+ruszy%C5%82+festiwal+w+Gdyni-24007
Trzydziesty jubileuszowy Festiwal Polskich Filmów Fabularnych już się rozpoczął a pierwszy dzień okazał się dla nas niezwykle pracowity. Piszę dla nas, bowiem po raz pierwszy redakcja Filmwebu jest w Gdyni reprezentowana przez dwie osoby. Do Waszego skromnego korespondenta, czyli mnie :-) dołączyła tym razem Dominika.

Tegoroczna impreza rozpoczęła się od niemiłego akcentu - projekcji najnowszego filmu Janusza Zaorskiego zatytułowanego "Lekarz drzew". Obraz, o którym reżyser mówił, iż powstał z potrzeby realizacji kina artystycznego, okazał się zwyczajnym nieporozumieniem.

Akcja filmu rozgrywa się, gdzieś na Mazurach. Mieszkający samotnie mężczyzna - Szymon, wyławia pewnego wieczoru z jeziora zziębnięta i nagą dziewczynę. Zabiera ją do swego domu, gdzie bardzo szybko przekonuje się, iż Kaja - tak przedstawiła się uratowana - coś przed nim ukrywa. Dziewczyna nie chce, by ktokolwiek dowiedział się o jej obecności u Szymona, twierdzi, że jej życie jest w niebezpieczeństwie i codziennie opowiada inną wersję wydarzeń, które doprowadziły do tego, że znalazła się nago w jeziorze. Ale i Szymon nie lubi mówić o sobie. Pomiędzy dojrzałym, doświadczonym przez życie mężczyzną i młodą kobietą rozpoczyna się misterna, dziwna gra.

"Ten film powstał z potrzeby zrobienia filmu artystycznego" - mówił na konferencji prasowej Janusz Zaorski, Jednak zarówno on, jak i autor scenariusza Jerzy Niemczuk nie potrafili z tej intrygującej z początku historii zrobić ciekawego obrazu. Akcja wlecze się niemiłosiernie, bohaterowie zachowują się dziwacznie, wypowiadając niewiarygodnie sztuczne kwiestie.



Jeden z dziennikarzy nazwał na konferencji film Zaorskiego "knotem", co wywołało oburzenie ze strony zaproszonych filmowców. Autor zdjęć i producent "Lekarza drzew" - Andrzej Wolf, nazwał wypowiedź dziennikarza głupotą, natomiast Jerzy Niemczuk dodał filozoficznie, że "Jezus Chrystus też nie wszystkim się podobał, a co mówić o naszym skromnym filmie".

Niewątpliwie największym atutem filmu są piękne plenery ukazujące niezaludnione, bo do niedawna zajmowane przez wojsko, rejony Mazur. Niestety, również i to wrażenie zostało zepsute. Okazało się bowiem, że organizatorzy festiwalu nie dysponowali sprzętem pozwalającym na obejrzenie filmu z taśmy cyfrowej, na której został on oryginalnie nagrany. W rezultacie zaprezentowano wersję, w której najpierw niewiele było widać, a później - kiedy podniesiono jasność i kontrast obrazu - ekran zdominowały rozmyte piksele.

To niedopatrzenie ze strony organizatorów wywołało oburzenie Janusza Zaorskiego. "To niedopuszczalne, żeby największa i najbardziej prestiżowa impreza poświęcona polskiemu kinu nie była w stanie zapewnić emisji filmu z odpowiednich nośników, które są już w powszechnym użyciu" - grzmiał reżyser. Jednocześnie Janusz Zaorski zapewnił, że kolejny pokaz "Lekarza drzew" odbędzie się z innej kopii i wszystkie te niedoskonałości znikną.

Niestety, nie zmienia to faktu, że najnowsze dzieło autora doskonałej "Matki królów" pozostaje produkcją nieudaną. W pewnym momencie Kaja, przeglądając stojące w domu Szymona książki, natrafia na "Sto lat samotności" Marqueza, co pozwala sądzić, iż twórcy chcieli utrzymać swój film w poetyce realizmu magicznego. Niestety, "Lekarz drzew" to obraz, w którym zabrakło i magii i realizmu.

Po projekcji filmu Zaorskiego udaliśmy się na pokaz nowej, kinowej produkcji Leszka Wosiewcza, autora głośnych obrazów "Kornblumenblau" i "Cynga", zatytułowanej "Rozdroże Cafe". Tym razem nie wyszliśmy z projekcji rozczarowani.

Film Wosiewcza ma w sobie tę samą siłę, którą przed laty elektryzował widzów "Dług" Krzysztofa Krauzego. "Rozdroże Cafe" to historia pochodzącego ze wsi młodego człowieka - Grzesia, który wraz z opóźnionym w rozwoju bratem przeprowadza się do Warszawy z nadzieją na lepsze życie. Grześ mieszka w obskurnym budynku w sąsiedztwie nastoletnich prostytutek i alkoholików. Prace, które podejmuje, nie zapewniają ani godziwego, ani tym bardziej szybkiego zarobku. To jednak nie koniec jego problemów. Grześ nie potrafi znaleźć w sobie uczucia dla młodszego brata, pozostaje w ciągłym konflikcie z matką i nie zgadza się z decyzją siostry, która postanowiła wyjść za mąż za rozwiedzionego, podstarzałego polityka.

Kiedy więc jeden z jego przyjaciół proponuje mu udział w skoku na bank, gdzie znajdować się ma milion złotych, Grześ nie zastanawia się długo. Naiwnie wierzy, że zdobyte w ten sposób pieniądze okażą się "lekiem na całe zło".

"Rozdroże Cafe" to jedna z najmocniejszych produkcji jakie powstały w polskim kinie w ciągu kilku ostatnich lat. Poruszający, brutalnie realistyczny, nie unikający trudnych tematów film ma szansę stać się jednym z wydarzeń tegorocznej imprezy.

Chcąc uwiarygodnić całą historię Wosiewicz zdecydował się nakręcić film w naturalnych plenerach i obiektach. Poszedł z kamerą w te części Warszawy, które najczęściej oglądamy tylko przy okazji kronik policyjnych. Pokazał zapuszczone, pokryte grzybem mieszkania i podwórka ze stojącymi na nich kapliczkami. Chłodne, praktycznie pozbawione ciepłych i żywych kolorów zdjęcia Andrzeja Ramlau potęgują ponury, depresyjny klimat historii.



W parze z nimi idą kompozycje Kazika Staszewskiego. Piosenki lidera formacji Kult są nie tyle ilustracją fabuły, co jej uzupełnieniem. Kazik śpiewa o bohaterach pokazywanych w tym samym czasie na ekranie. Opowiada o ich życiu, komentuje akcje, stawia pytania, na które sami musimy poszukać sobie odpowiedzi.

Siłą "Rozdroże Cafe" jest również obsada aktorska, w której oprócz artystów tej klasy co Maria Pakulnis, Agnieszka Krukówna, czy Krzysztof Kolberger pojawili się młodzi, nieopatrzeni jeszcze aktorzy (dla części których rola w obrazie Wosiewicza była kinowym debiutem). Podobnie jak przed latu w "Długu", również i tym razem zaufanie młodym artystom przyniosło wymierne rezultaty. Odtwarzający główną rolę Robert Olech, na którym opiera się większość filmu, stworzył wiarygodną, wielowymiarową kreację dołączając do grona najbardziej obiecujących rodzimych aktorów.

"Filmem o ludziach, którzy szukają swego miejsca w pojebanym świecie" - rozpoczyna opowiadanie o "Rozdroże Cafe" Kazik Staszewski. "Chciałem powiedzieć coś na temat ludzi, ich kondycji i czasów, w których żyjemy. Tropię człowieka w każdej jednostce ludzkiej" - dodaje reżyser.

Film, inspirowany tragicznymi wydarzeniami towarzyszącymi przed laty napadowi na warszawski odział Kredyt Baku jest czymś w rodzaju współczesnej ballady, moralitetu z wyrazistym komentarzem”.

"Od dawna myślałem o zrobieniu obrazu z muzyką Kazika, która byłaby nie tylko ilustracją, ale również komentarzem do wydarzeń" - mówił na konferencji prasowej reżyser. "Historia, którą opowiedziałem w 'Rozdroże Cafe' chodziła mi po głowie od dłuższego czasu, ale dopiero wiadomość o napadzie na bank stała się inspiracją i podpowiedzią, jak pokazać moich bohaterów w działaniu".

"Film zostawia dość duży margines dla wyobraźni" - kontynuował reżyser. "Pytanie kim są bohaterowie, jak działają, dlaczego robią to w taki, a nie inny sposób jest pytaniem otwartym. Nie wierzę w film, w którym wszystkiego do końca dowiadujemy się o bohaterach".

Po pokazie filmu Leszka Wosiewicza pobiegłem (dosłownie) na otwarcie konkursu filmów niezależnych, na którym miano pokazać najnowszy film Ryszarda Macieja Nyczka "Fortuna czyha w lesie". Sam reżyser, laureat pierwszej nagrody tej imprezy sprzed 4 lat (za obraz "Kobieta z papugą na ramieniu") zasiada w tym roku w jury festiwalu filmów niezależnych, któremu przewodniczy Małgorzata Szumowska. W ocenie produkcji pomagają im Grzegorz Lipiec, Łukasz Palkowski i Bartosz Prokopowicz.

Ryszard Maciej Nyczka od lat pozostaje wierny kinu niezależnemu i co roku pokazuje w Gdyni co najmniej jeden film (w zeszłym roku aż dwa). Niestety, ani "Siedem przystanków na drodze do raju", ani "Park tysiąca westchnień" nie powtórzyły sukcesu "Kobiety z papugą na ramieniu". Miło mi zatem poinformować, że "Fortuna czyha w lesie" oznacza koniec złej passy Nyczki. Jego najnowszy obraz, w którym główną rolę zagrał oczywiście Wojciech Starostecki to zabawna, ale i inteligentna komedia oparta na pomyśle Jarosława Haszka.

Bohaterem filmu jest sympatyczny i do bólu uczciwy Pan Zenon, który pewnego dnia podczas spaceru w lesie znajduje portfel a w nim 10 tysięcy złotych. Zgodnie ze swoimi zasadami wpojonymi mu przez rodziców Pan Zenon nie zatrzymuje zguby, ale odnosi ją na policję. Ten czyn, nagłośniony dodatkowo przez telewizję, sprawia, że sąsiedzi, przyjaciele a nawet przypadkowe osoby zaczynają się od bohatera... odsuwać. Niezrozumiała, a dla wielu nienormalna decyzja Pana Zenona powoduje, że traci on pracę, narzeczoną i przyjaciół. Dodatkowo zaczyna go śledzić jakiś tajemniczy mężczyzna wyglądający na gangstera...

Podobnie jak wcześniejsze filmy Nyczki, również "Fortuna czyha w lesie" ma strukturę epizodyczną. Kolejne spotkania i perypetie Pana Zeona opowiedziane są w formie krótkich historyjek - zabawnych, ale w przeciwieństwie do 3 ostatnich filmów autora "Kobiety z papugą na ramieniu", składających się w jedną, spójną całość.

Tradycyjnie u Nyczki nie zabrakło ekscentrycznych bohaterów - księdza szukającego wejścia do piekła, pani mecenas przewidującej z kart wyniki swoich spraw, czy mężczyzny przeliczającego pieniądze na butelki wódki oraz inteligentnych dialogów. Scena, w której najlepszy przyjaciel tłumaczy Zenonowi, iż oddawanie pożyczonych pieniędzy przynosi ujmę na honorze, rozbawi każdego.

Aż szkoda, że "Fortuna czyha w lesie" pokazywana jest poza konkursem. Wydaje się bowiem - choć może jeszcze za wcześnie o tym mówić - że film ten nie byłby bez szans w rywalizacji o nagrodę główną festiwalu produkcji niezależnych.

Pierwszy dzień i trzy filmy, z których dwa zasługujące na uwagę. To dobry bilans, który mam nadzieję utrzyma się aż do końca imprezy. Dziś przed nami "Teraz, ja" Anny Jadowskiej, "Doskonałe popołudnie" Przemka Wojcieszka, długo oczekiwany "Mistrz" Piotra Trzaskalskiego - autora głośnego "Ediego" oraz "Metanoia" Radosława Markiewicza - twórcy, który kilka lat temu zaprezentował nam znakomity "Złom".


Dla kogo te filmy? - podsumowanie festiwalu w Gdyni

"Komornik" Feliksa Falka zdobywa Złote Lwy

Kędzierzawska faworytem - piąty dzień festiwalu w Gdyni

Gdynia czeka na faworyta - czwarty dzień festiwalu

"Na razie bez rewelacji" - festiwal w Gdyni na półmetku

Drugi dzień festiwalu w Gdyni

Lista filmów konkursowych

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones