Czytelnia FILMu: Ekranizacje komiksów robią kasiorę

FILM /
https://www.filmweb.pl/news/Czytelnia+FILMu%3A+Ekranizacje+komiks%C3%B3w+robi%C4%85+kasior%C4%99-49813
W kioskach w całej Polsce od tygodnia możecie zakupić marcowy numer miesięcznika "Film". Tymczasem w czytelni magazynu na Filmwebie prezentujemy kolejny artykuł z bieżącego wydania: analizę sukcesu filmowych ekranizacji komiksów. Miłej lektury!


EKRANIZACJE  KOMIKSÓW

Im bardziej spada sprzedaż papierowych komiksów, szczególnie serii o superbohaterach, tym częściej oglądamy ich przygody na wielkim ekranie. Zaskakujące? Tylko na pierwszy rzut oka…

Przemysł filmowy w ostatnich latach wyraźnie pokochał historie obrazkowe i z pasją produkuje kolejne. Co ciekawe, uczucie to oparte jest na zabawnym paradoksie. Im bardziej spadała sprzedaż komiksów, szczególnie serii o superbohaterach, tym częściej oglądaliśmy ich przygody na ekranie. Zaskakujące? Tylko na pierwszy rzut oka. Tacy herosi jak Spider-Man, Batman, a także mniej znane u nas postaci ze "Strażników" (w kinach od 6 marca) w USA stanowią ikony popkultury, a przede wszystkim – sprawdzone marki, sprawnie generujące zyski. Problem w tym, że mniej więcej od lat 90. dochody z ich papierowych przygód wyraźnie się skurczyły. Młody konsument odwrócił się od kolorowych zeszytów i skierował swoje zainteresowania w stronę gier wideo i kina, bo mogły realizować coraz trudniejsze technicznie, a przy tym bardziej wciągające produkcje. Fantastyczne przygody pełne niesamowitych scenerii i zdarzeń, które do tej pory można było jedynie narysować, wkrótce dało się już przenieść na plan – nie rujnując jednocześnie budżetu filmu. Dlatego najwięksi wydawcy, tacy jak DC i Marvel, musieli w końcu pogodzić się z tym, że walka jest przegrana. Albo zwyczajnie zbankrutują, albo zaczną sprzedawać prawa autorskie do superbohaterów deweloperom gier wideo i hollywoodzkim producentom.    

Literatura piękna w obrazkach

Oczywiście wybrali to drugie wyjście i po kilku latach okazało się, że zrobili na tym świetny interes. Z kolei herosi otrzymywali niejako drugie życie i wracali na należne im pozycje w popkulturze. Liczby mówią za siebie: "Mroczny rycerz" zarobił ponad 994 miliony dolarów (2008), "Iron Man" – ponad 570 mln (2008), "Spider-Man" – 806 mln (2002), "X-Men: Ostatni bastion" – 455 mln (2006). A to tylko kilka przykładów. Zyski finansowe wcale nie przekładają się jednak na wartość tych filmów, bo z całej powyżej wyliczanki udany był tylko "Mroczny rycerz". Ale pal licho ekranizacje przygód facetów w trykotach. Ich naiwne, schematyczne i płytkie opowieści nie zasługują w sumie na nic więcej niż zgrabnie techniczne, hollywoodzkie fajerwerki. Tylko że komiks to medium niezwykle różnorodne, a nie tylko efekciarskie bajki dla dzieciaków lub niezbyt dojrzałych dorosłych oparte głównie na akcji. Znajdziemy wśród nich także powieści graficzne (ang. graphic novel). Śmiało moglibyśmy nazwać je literaturą piękną w obrazkach. Te ambitne, wielowątkowe dzieła nie raz trafiały na listę najlepszych książek niejednego opiniotwórczego amerykańskiego magazynu. Takie tytuły jak "Maus" Arta Spiegelmana, "Jimmy Corrigan" Chrisa Ware’a czy dzieła Alana Moore’a doczekały się też niejednego eseju naukowego.

Niestety, filmowcy podejmujący się ekranizacji komiksów, często nie dostrzegają różnorodności tego medium albo wykazują się ignorancją, myśląc o każdym tytule w taki sposób, jakby musieli nieustannie pokazywać akrobacje przebierańca biegającego w dziwnym kostiumie po wieżowcach Nowego Jorku. Taki los spotkał na przykład "Ligę Niezwykłych Dżentelmenów" Alana Moore’a. Papierowy pierwowzór stanowi ironiczną i inteligentną grę ze stereotypem komiksowego bohatera, naśmiewając się z jego schematyczności i braku głębi w portrecie psychologicznym.

A co zrobił reżyser ekranizacji, Stephen Norrington? Rzecz typowo superbohaterską, kompletnie sprzeczną z ideą Moore’a. Albo nie zrozumiał ironii dzieła, albo też stwierdził, że komiks na ekranie może wyglądać tylko jak kolejny bzdet z setką wybuchów w tle, bo nie zasługuje na nic więcej. Kolejny grzech filmowców, to zupełne ignorowanie warstwy graficznej komiksu, jakby rysunek był przezroczysty. W przypadku "Supermana" nie ma ona zbyt wielkiego znaczenia, ale już w serii "Hellboy" Mike’a Mignolii, owszem, ma. Mocna, ale oszczędna kreska, mroczna kolorystyka i przemyślana gra światłocieniem tworzą cały klimat opowieści, niosą wiele dodatkowych znaczeń, a przede wszystkim – nadają jej unikalnych cech. W obydwu wersjach kinowego "Hellboya" nie znajdziemy jednak zbyt wielkiego wpływu artystycznej wizji Mignolii na warstwę wizualną filmu. Efekt? Kolejny przeciętniak o  liniowym scenariuszu, tyle że główny bohater jest przynajmniej bardziej zabawny.

Twórcy komiksów reżyserują

Nic dziwnego więc, że za kamery chwycili w końcu sami twórcy komiksów, w tym Frank Miller, autor "Sin City". Trzeba przyznać, że ekranizując swoją  serię, dokonał prawdziwego przełomu. Jako pierwszy udowodnił, że warstwę graficzną komiksu można z powodzeniem przenieść na taśmę, a co najważniejsze – nie będzie ona tylko miłym dodatkiem, ale elementem kluczowym dla filmu. Rysownik, decydując się na konkretny styl, buduje przecież pewną wizję świata, przekształca go na swój sposób i koduje mnóstwo semantycznych, często podprogowych znaczeń, stosując choćby odpowiednią kolorystkę. Widać to szczególnie w ortodoksyjnej wręcz adaptacji kolejnego dzieła Millera (w reżyserii Zacka Snydera) – "300" (2006). Blade, rozproszone światło oraz pomarańczowa poświata zarówno w komiksie, jak i w filmie zapowiadają klęskę Spartan i zmierzch greckiego świata.    

Ze swojej wizji nie chciała rezygnować również Marjane Satrapi, której filmowe "Persepolis" (2008) zostało zrealizowane w postaci animacji – wiernie  naśladującej jej komiksowy pierwowzór. Nic w tym dziwnego – oszczędny, czarno-biały rysunek dodaje dziełu uniwersalizmu i pozbawia niepotrzebnej martyrologii. Gdyby zekranizować dzieło Iranki w konwencji fabularnej, te właściwości zniknęłyby w mgnieniu oka. Styl rysunkowy danego autora jest jednak tak ściśle z nim związany, że przenoszenie go do ekranizacji innego komiksu może być bardzo bolesne i nieudane. Skutecznie udowadnia to sam Miller, chwalony za "Sin City" (2005), a zbierający cięgi za "The Spirit – Duch Miasta" (2009) – ekranizację prawdziwej legendy światowego komiksu.

Te niepowodzenia i tak nie zniechęcą filmowców do przygody ze światem obrazkowych historii. Miejmy nadzieję jednak, że ich znajomość papierowego medium będzie systematycznie wzrastać, a przede wszystkim – nie będą traktować go z góry i bez większej refleksji, jakby był gorszym i głupszym kuzynem w artystycznej familii.    


Sebastian Frąckiewicz   

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones