Czytelnia FILMu: Sukces kobiety w hollywoodzkim kinie to fuks

FILM /
https://www.filmweb.pl/news/Czytelnia+FILMu%3A+Sukces+kobiety+w+hollywoodzkim+kinie+to+fuks-46511
 Czytelnia "Filmu" na Filmwebie po raz kolejny otwiera podwoje. Tym razem z prezentujemy Wam  pochodzący z październikowego numeru artykuł dotyczący karier aktorek w amerykańskich kinie. Miłej lektury!



SUKCES KOBIETY TO FUKS

Hollywood to od zawsze wymarzone miejsce dla dojrzałego, białego, utalentowanego mężczyzny. Ani aktorzy, a ni tym bardziej reżyserzy, scenarzyści czy producenci nie muszą sobie zawracać głowy swoim wiekiem. Jeśli okaże się, że mają talent i pomysły, nie będą też narzekać na brak zajęcia. Co innego kobiety. Te będą miały nie tylko szczęście, jeśli trafią się im interesujące pierwszoplanowe role (główne są rzadkością, ale do tego muszą się spieszyć). Każdy dzień przybliża je do magicznej czterdziestki – to wiek, w którym hollywoodzka aktorka zostaje emerytką. Oczywiście, może grać epizody, rólki żon, matek lub babć. Ale ambitne aktorki i gwiazdy liczące na trwałą karierę, wkraczając w wiek średni, muszą się pogodzić z brakiem ciekawych propozycji.

Pani jest za stara

Wszystko to za sprawą seksizmu, który może tłumaczyć niewielką liczbę kobiet we wszystkich filmowych zawodach w Hollywood, a także proporcjonalnie o wiele mniejszą liczbę ról dla kobiet w filmach, ale również z powodu ageizmu, czyli nierównego traktowania ze względu na wiek.

Na oba zjawiska narzeka większość hollywoodzkich gwiazd. "Producenci nie wiedzą, co ze mną zrobić. Nie mam 20 lat, ani 30 – mówi Demi Moore (46). – A nikt nie pisze istotnych ról dla kobiet po czterdziestce. Czy jest coś dziwnego w tym, że nie mam ochoty na role matek czy żon?". Jennifer Aniston (39) podobnie ocenia sytuację na rynku komedii: "Wszystkie takie filmy zawsze są pomyślane jako męskie »one man show«. Czy gdyby kobieta zagrała główną rolę w komedii, film przestałby być śmieszny?". O swoją przyszłość już niepokoi się 23-letnia, uznawana za ikonę seksu Scarlett Johansson: "Kino to przemysł zdominowany przez mężczyzn. Kobiety, które przestają być symbolem seksu, natychmiast tracą zainteresowanie producentów. Obawiam się, że mnie też to czeka".

Wydaje się, że obawy Johansson nie są bezpodstawne. Ulubionym tematem mężczyzn scenarzystów, tak samo jak mężczyzn pisarzy i mężczyzn reżyserów, pozostają oni sami. A aktorkom, mimo protestowania przeciwko swojej słabszej pozycji, przez lata nie udaje się zmienić sytuacji. Nadal kolejne pokolenia nagradzanych artystek odchodzą z zawodu po osiągnięciu wieku średniego. Niektóre z nich nie chcą się przyznawać do rzeczywistych powodów swoich decyzji. Pokazał to wyreżyserowany w 2002 roku przez aktorkę Rosannę Arquette i pokazany w Cannes dokument "Searching for Debra Winger" ("Szukając Debry Winger"). Arquette, zainspirowana decyzją trzykrotnie nominowanej do Oscara Winger o odejściu z zawodu po trzydziestce, zapytała 34 znane aktorki o losy ich kariery od momentu, kiedy wkroczyły w wiek średni. Większa część bohaterek skupiła się na przyczynach rodzinnych lub po prostu przyznawała się do strachu przed starzeniem się. Szansą dla tych dojrzałych aktorek, które łatwo się nie poddają, są role w filmach o kobietach i dla kobiet, najczęściej napisane i reżyserowane przez kobiety. Jednak i takich filmów nie kręci się zbyt wiele.

Te z ostatnich 20 lat można szybko policzyć: "Stalowe magnolie" (1989), "Smażone zielone pomidory" (1991), "Thelma i Louise" (1991), "Małe kobietki" (1994) "Skrawki życia" (1995), "Zmowa pierwszych żon" (1996), a ostatnio filmowa wersja "Seksu w wielkim mieście" czy "Mamma Mia!".

Zmaskulinizowane Hollywood (z 250 najlepiej zarabiających amerykańskich filmów w 2007 roku tylko 6 proc. wyreżyserowały kobiety, w 2005 było to 7 proc., a w 1998 – 9 proc.) niełatwo przekonać do produkcji skierowanych do kobiet. Powód jest prosty. Mimo że kobiety stanowią połowę populacji, nadal – zgodnie z badaniami – uznaje się, że widz kinowy w Ameryce to mężczyzna w wieku od 16 do 24 lat. To, jak trudno jest dzisiaj namówić Hollywood na film o kobietach z kobietami w rolach głównych, świetnie obrazuje historia realizowania "Kobiet". Doprowadzenie do powstania tego filmu zajęło Diane English – ostatecznie reżyserce, producentce i scenarzystce projektu – 14 lat!

Kobiecy film to nie interes

Wszystko zaczęło się w 1994 roku, kiedy dwie odnoszące sukcesy aktorki – Julia Roberts i Meg Ryan – postanowiły wystąpić w duecie. Obie były wtedy na topie – filmy z ich udziałem przynosiły ponad 100 mln dolarów zysku, a one same dostawały za rolę po 8 mln. Nie tylko im wydawało się wtedy, że to pułap ich możliwości. Razem podpisały więc umowę ze studiem New Line Cinema. Miały być producentkami i odtwórczyniami dwóch najważniejszych ról w remake’u "Kobiet" – komedii opowiadającej o damskiej przyjaźni i wyreżyserowanej w 1939 roku przez George’a Cukora.

Scenariusz miała zaadaptować Diane English, jako scenarzystka wyróżniona nagrodą Emmy za serial CBS "Murphy Brown", który przez 10 lat cieszył się powodzeniem. "Pomysł na film bez mężczyzn wydawał mi się zabawny – mówi English. – Poza tym, w oryginale Cukora znalazło się mnóstwo dość przestarzałych teorii o pozycji kobiet w społeczeństwie, dlatego unowocześnienie tamtego scenariusza wydawało się uzasadnione". Na reżysera wybrano Jamesa L. Brooksa. W pierwszej obsadzie znalazły się także Candice Bergen, Blythe Danner i Marisa Tomei.

Kiedy ekipa spotkała się w 1996 roku w siedzibie Sony Pictures, aby omówić stan przygotowań do projektu i scenariusz, wydawało się, że wszyscy zainteresowani są zgodni. Wtedy jednak pojawiły się problemy: obydwie producentki – i Roberts, i Ryan – chciały zagrać tę samą rolę. Aby zadowolić obie gwiazdy, English spędziła rok na dokonywaniu zmian w scenariuszu. Brooks odszedł w 1997 roku, kiedy dostał propozycję wyreżyserowania "Lepiej być nie może", i nigdy nie powrócił do rozmów o "Kobietach". A Roberts, która w międzyczasie dostała Oscara i jej gaże wzrosły do 20 mln dolarów, stała się za droga. "Przez wszystkie lata moich starań utrzymywałyśmy kontakt – mówi English. – Ale nigdy nie było dobrego momentu, żeby przystąpić do pracy".

W 2001 roku scenarzystka uznała, że nie będzie dłużej zabiegać o zainteresowanie reżyserów i zrealizuje film sama: "Uznałam, że to jedyny sposób, żeby ten film w końcu powstał". Teraz potrzebowała już tylko studia, które zainwestuje w produkcję. Zredukowała też budżet z 30 do 20 mln dolarów. Ale chodzenie od studia do studia nie przynosiło efektów. "Każda wątpliwość, odłożenie terminu czy odmowa sprawiała, że mój upór rósł. Nakręcenie tego filmu stało się moją misją". Przekonywała producentów do projektu filmu o kobietach i przywoływała przykłady sukcesów "Zmowy pierwszych żon" czy "Stalowych magnolii". "Za każdym razem słyszałam, że sukces tych filmów to był fuks" – wspomina. Kolejną decyzją była rezygnacja z Hollywoodu. Film miał powstać niezależnie. Nieoczekiwanie sojuszniczką English jako producentki została Victoria Pearman – prezeska firmy producenckiej Micka Jaggera. Razem zaproponowały zrealizowanie filmu firmie Picturehouse – ustalona obsada z Meg Ryan, Annette Bening, Candice Bergen, Debrą Messing, Jadą Pinkett Smith, Evą Mendes i Bette Midler stanowiła mocny argument w negocjacjach.    

Ostatecznie film powstał za 16 mln dolarów, a sukces tegorocznych produkcji dla kobiet – "Seksu w wielkim mieście" i musicalu "Mamma Mia!" – spowodował, że firma Warner Bros., która przejęła Picturehouse, dołożyła 25 mln dolarów na reklamę oraz większą liczbę kopii, tak aby "Kobiety" mogły pojawić się w 2 tys. kin w Stanach Zjednoczonych, podobnie jak "Seks w wielkim mieście", a nie w 500, jak wcześniej planowano. English jest dobrej myśli: "Nawet jeśli film przyniesie tylko część zysków, jakie wypracował »Sex w wielkim mieście«, będę zadowolona. Mam nadzieję na 9-, 10-milionowy weekend otwarcia". Jej nadzieje już się spełniły. Podczas pierwszego weekendu wyświetlania "Kobiety" zarobiły w Stanach ponad 10 mln dolarów. Ale po tylu latach uporczywych starań o ich zrealizowanie już sam fakt, że film powstał, wydaje się wielkim sukcesem.
Jednak Diane English nie zamierza na tym zakończyć. Już przygotowuje się do adaptacji feministycznego bestsellera z 1973 roku – książki Eriki Jong "Strach przed lataniem". "Jestem przygotowana na to, że może być równie trudno, jak z »Kobietami«" – przyznaje. Oby nie. Wtedy premiera odbyłaby się w 2022 roku.

Szansa na zmianę

Jak widać, zrealizowanie kobiecego filmu w Hollywood wymaga nadludzkiego uporu. Zabrakło go choćby Goldie Hawn, Bette Midler i Diane Keaton, które nacis-kały na Paramount Pictures, aby nakręcić sequel wielkiego kobiecego przeboju z 1996 roku –"Zmowy pierwszych żon". Niestety, studio nie chciało z nimi o tym rozmawiać. Pewnie dzisiaj mają czego żałować, bo jednak sukces ostatnich dwóch kobiecych produkcji – "Seksu w wielkim mieście" (152 mln dol.) i filmu "Mamma Mia!" (124 mln dol.) – pokazuje, że z damską widownią warto się liczyć. Zdają sobie z tego sprawę reżyserzy w Europie, którzy dość chętnie kręcą filmy o kobietach.

W ambitnych i udanych produkcjach z kobietami w rolach głównych celują Anglicy. Wystarczy wymienić te z ostatnich lat: "Lawendowe wzgórze" (2004) z dwiema 74-letnimi damami – Judi Dench i Maggie Smith, "Dziewczyny z kalendarza" (2003), "Notatki o skandalu" (2006) z Judi Dench, czy wreszcie "Królową" (2006) z 63-letnią Helen Mirren. Wydaje się, że brytyjskie aktorki nie muszą się niepokoić o swoją przyszłość. Zapewne to jeden z powodów, dla których mniej intensywnie korzystają z chirurgii plastycznej.    

Fantastycznie o kobietach opowiada Hiszpan Pedro Almodóvar. Wystarczy wymienić "Wszystko o mojej matce" (1999) czy "Volver" (2006), którego cała kobieca ekipa otrzymała nagrodę w Cannes. Francus-kiego honoru w kobiecym kinie broni Franųois Ozon. Jego "8 kobiet" (2002) z Catherine Deneuve, Isabelle Huppert, Emmanuelle Béart, Fanny Ardant, Virginie Ledoyen, Ludivine Sagnier i Danielle Darrieux czy "Basen" (2003), w którym wystąpiły Charlotte Rampling i Ludivine Sagnier, to hołdy złożone aktorkom. Także tym dojrzałym.

Ostatnio filmy o kobietach, także dojrzałych, pojawiły się w Polsce. Dorota Kędzierzawska nakręciła "Pora umierać", przywracając polskiemu kinu dawną gwiazdę – Danutę Szaflarską, a debiutantka Izabela Szylko obsadziła w "Niezawodnym systemie" dawno niewidzianą 85-letnią Alinę Janowską. Osobnym zjawiskiem okazała się komedia Tomasza Koneckiego i Andrzeja Saramonowicza "Lejdis". Jej sukces kasowy nie tylko dowiódł, że kobiety w Polsce chcą filmów o sobie, ale również pozwolił kilku dobrym polskim aktorkom pokazać się na ekranie w rolach innych niż te, które dostawały dotychczas.

Jak mówi reżyserka "Kobiet", Diane English, jest tylko jeden sposób na zmianę proporcji w amerykańskim (i nie tylko) kinie oraz sprawienie, aby zainteresowało się ono kobietami w różnym wieku: "Możecie głosować swoimi portfelami. Zamiast narzekać, że nie macie na co iść do kina, nie ignorujcie tych niewielu kobiecych filmów, które się pojawiają".

Anita Zuchora

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones