Europa chroni branżę filmową - list Juliusza Machulskiego

Gazeta Wyborcza /
https://www.filmweb.pl/news/Europa+chroni+bran%C5%BC%C4%99+filmow%C4%85+-+list+Juliusza+Machulskiego-20789
W dzisiejszej "Gazecie Wyborczej" ukazał się list otwarty Juliusza Machulskiego w sprawie ustawy o kinematografii.

Od 15 lat czekamy na ustawę o kinematografii. Poprzednia z 1987 r. zaczyna się od określenia "socjalistyczna kinematografia" i obowiązuje do dzisiaj.

Od lat staramy się wprowadzić w Polsce system wspierania narodowej kinematografii na wzór większości krajów europejskich, w myśl obowiązującej w Unii filozofii, że wszystkie podmioty gospodarcze sektora audiowizualnego, które czerpią zyski z eksploatacji filmów, a więc kina, dystrybutorzy, telewizje itd., wspierają narodową kinematografię malutką częścią swoich zysków, podobnie jak dobry gospodarz, który cząstkę zysków z plonów przeznacza na nawożenie. Czemu tak robi? Bo nie chce wyjałowić ziemi, z której żyje. Czemu nam się do tej pory nie udało? Bo amerykańscy dystrybutorzy i prywatni nadawcy telewizyjni skutecznie tę ustawę blokowali, słusznie uważając, że wyjałowienie umysłowe uczyni polskiego widza jeszcze bardziej podatnym na produkt, który mu serwują.

W poprzedniej kadencji Sejmu do Komisji Kultury i Mediów trafiły (podobnie jak i w tej kadencji) dwa projekty ustawy - poselski i rządowy. Zajęli się nimi dwaj posłowie AWS, pp. Wawak i Wełnicki. Poseł Wawak, który był przewodniczącym podkomisji do spraw ustawy o kinematografii, przez prawie rok pisał nawet trzeci projekt, swój własny, w środowisku zwany "jeleniogórskim" ze względu na rodowód posła. Pisał go tak skutecznie, że zablokował dwa pozostałe. Dziś obaj posłowie, których wola wyborców wymiotła z parlamentu, nie są bezrobotni. Pracują w strukturach Polsatu. A nas wyprzedzili i Węgrzy, i nawet Rumuni, którzy swoją obowiązującą od dwóch lat ustawę wzorowali na naszej.

W Unii Europejskiej przemysł i rynek audiowizualny są uważane za sektor strategiczny i podlegają szczególnej ochronie. Kilka dyrektyw i liczne przepisy zapewniają m.in. co najmniej 50-proc. udział filmów i audycji europejskich w programach telewizji komercyjnych, udział europejskich producentów niezależnych w produkcji audiowizualnej przeznaczonej dla tych telewizji, parytet języka narodowego, subsydiowanie produkcji i dystrybucji filmów europejskich. Wszystko to reguluje zasada "wyjątku kulturalnego", która cały europejski sektor audiowizualny chroni przed liberalnymi zakusami Światowej Organizacji Handlu i chroni kulturę przed tzw. wolnym rynkiem, a więc faktycznie amerykańską dominacją. Unia Europejska wydaje kilkaset milionów euro rocznie na subsydiowanie europejskiej kinematografii.

Niestety, warunkiem ubiegania się o pomoc europejską dla projektu filmowego jest uprzednie uzyskanie dofinansowania na szczeblu krajowym, tak więc nasze filmy, przy obecnej mizerii, właściwie nie mają szans na znaczącą pomoc. Póki więc nie będziemy mieli ustawy o kinematografii gwarantującej minimum egzystencji na miarę unijnych standardów, póty będziemy w Europie ubogim krewnym.

Dlatego ta ustawa jest tak dla nas ważna. Bo wprowadza prawo tam, gdzie dotąd królowało bezprawie, gdzie nikt nie przestrzega europejskich dyrektyw o kwotach telewizyjnych, gdzie ani kina, ani nadawcy telewizyjni i kablowi nie płacą praw autorskich i bogacą się, faktycznie okradając twórców.

I jedno trzeba zrozumieć. Ta ustawa nie jest tak istotna dla Wajdy, Zanussiego, Marczewskiego czy choćby dla mnie. My sobie jakoś damy radę i bez ustawy. Ale wszyscy ci młodzi, którzy dopiero ukończyli albo właśnie kończą szkoły filmowe, bez ustawy nie będą mieli szansy zaistnieć.

Na szczęście sytuacja się zmieniła. Temu parlamentowi po prostu nie wypada nie uchwalić nowego prawa filmowego, bo od kilku miesięcy jesteśmy w Europie. Tylko dziwi mnie, że dziennikarze zabierający głos na temat ustawy jakoś tego polityczno-geograficznego faktu nie zauważają i argumentują tak, jakby Polska znajdowała się gdzieś między Mongolią a Teksasem.

Kiedy czytam w "Gazecie Wyborczej", dzienniku adresowanym jak się zdaje do inteligencji, artykuły redaktora Rafała Zasunia, który najpierw pisze głupstwa, nie puszczając pary na temat europejskich standardów w kinematografii, a potem - słusznie skarcony przez prezesa Strzembosza z Krajowej Izby Producentów Audiowizualnych za tendencyjność i ewidentne przeinaczenia - zamiast uderzyć się w piersi , dalej wypisuje te same głupstwa i te same nieprawdy z jeszcze większą pewnością siebie, to zaczynam się zastanawiać, gdzie ja żyję? Pan redaktor nas poucza, jak to jest z budżetem kinematografii w "demokratycznym kraju"? Który demokratyczny kraj ma pan Zasuń na myśli, bo przecież nie żaden europejski?

Mój kolega reżyser w satyrycznym tekście napisał kiedyś, że "Polak jest zawsze dumny z własnej niekompetencji i będzie jej bronił do ostatniej kropli krwi". Kiedy czytałem tę sentencję, wydała mi się nieco przesadzona. Ale redaktor Zasuń bardzo ją ostatnio uwiarygodnił.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones