Gwiazda "Poważnego człowieka" opowiada o pracy z Coenami

Informacja nadesłana przez dystrybutora /
https://www.filmweb.pl/news/Gwiazda+%22Powa%C5%BCnego+cz%C5%82owieka%22+opowiada+o+pracy+z+Coenami-61451
Poniżej zamieszczamy wywiad nadesłany przez dystrybutora wchodzącego wkrótce do kin filmu "Poważny człowiek" w reżyserii braci Coenów z odtwórcą głównej roli - Michaelem Stuhlbargiem. Na początek kilka słów o aktorze.

W roku 2005 Michael Stuhlbarg otrzymał nominację do nagrody Tony i zdobył  Drama Desk Award za rolę w sztuce Martina McDonagh’a "The Pillowman", w reżyserii Johna Crowleya. Uhonorowano go ponadto nagrodą New Dramatists Charles Bowden Actor Award oraz Elliot Norton Boston Theatre Award, tą ostatnią za rolę w sztuce "Long Day’s Journey into Night". Na Broadwayu aktor wystąpił ponadto w spektaklach teatru National Actors Theatre - "Saint Joan", "Three Men on a Horse", "Timon of Athens", "The Government Inspector", w nowej wersji "Kabaretu" Sama Mendesa i "The Invention of Love" Toma Stopparda. W ramach Nowojorskiego Festiwalu Szekspira zagrał Sir Andrew  Aguecheeka w "Wieczorze Trzech Króli", a także  tytułową rolę w "Ryszardzie II". Stuhlbergowi nieobce są też deski teatrów off-Broadway.

Natomiast na srebrnym ekranie pojawił się w filmie Ridleya Scotta "W sieci kłamstw", "Jubilerka" Boaza Yakina, "Afterschool" Antonio Camposa, który w roku 2008 był prezentowany na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Nowym Jorku oraz Cannes, w nowym filmie Sophie Barthes, zatytułowanym Cold Souls oraz krótkometrażowym filmie, który Martin Scorsese nakręcił w uznaniu osiągnięć Alfreda Hitchcocka, "The Key to Reserva". Niedawno znów spotkał się na planie ze Scorsese przy okazji kręcenia zdjęć do pilota serialu "Boardwalk Empire" dla HBO. Stuhlbarg pojawił się też gościnnie w serialach telewizyjnych "Układy" i "Brzydula Betty".  

W najnowszym filmie braci Coen, "Poważny człowiek", Stuhlbarg gra Larry'ego Gopnicka, profesora fizyki na prowincjonalnym uniwersytecie gdzieś na środkowym zachodzie Stanów Zjednoczonych, który dowiaduje się, że żona opuszcza go dla jego nadętego kolegi po fachu Sy'a Ablemana. Jej zdaniem jest on mężczyzną bardziej godnym zaufania niż niedojda Larry. W poszukiwaniu sensu spadających na niego nieszczęść, Larry udaje się po radę do trzech rabinów. Czy ktoś ulży mu w niedoli i pomoże stać się prawym człowiekiem, menszem, poważnym mężczyzną?


Słowo "mensz" często pada w filmie "Serious man". Czy to synonim "poważnego mężczyzny", czy też ma szersze znaczenie?

To niezwykle trafny synonim określenia "poważny mężczyzna". Doskonale pasuje do środowiska, w jakim rozgrywa się film. Mensz to dobry człowiek, ważny dla społeczności.

Według żony Larry'ego takim człowiekiem jest Sy Ableman i po części dlatego, chce być z nim, a nie z Larrym. Czy Sy Ableman wprowadził ją w błąd, kreując się na poważnego człowieka?
Według mnie ona za takiego go uważa. Myślę, że Sy ma cechy, jakich brakuje Larry'emu, a ona jest na etapie życia, na którym być może potrzebuje nieco więcej uwagi lub kogoś bardziej komunikatywnego, a mniej spiętego. Sy wydaje się jej takim właśnie mężczyzną. Nie wiemy właściwie, dlaczego związuje się z Ablemanem, to są tylko moje domysły.

Miał pan zagrać brata Larry'ego, Arthura. Czy potrafi się pan utożsamić z obiema postaciami?
Tak, chociaż pod innymi względami. Arthur ma w sobie wiele smutku. W młodym wieku szło mu doskonale, a potem nie odnalazł się w społeczeństwie, z czym ja się do pewnego stopnia identyfikuję, bo w wielu sytuacjach życiowych też czuję się niezręcznie. Jeśli chodzi o Larry'ego, to nie postrzegałem go jako człowieka smutnego, a raczej takiego, któremu przydałoby się więcej obycia towarzyskiego i wewnętrznego spokoju. Wydaje mi się, że odnalazłem więź i z jednym i z drugim, tyle że z różnych powodów.

Środowisko, w jakim toczy się fabuła filmu musiała być dla pana znajoma, prawda?
Wychowałem się we wspólnocie zreformowanej synagogi w Long Beach w Kalifornii. Nie jestem ze środkowego zachodu jak Coenowie, ale mój ojciec stamtąd pochodzi, więc miałem o tym niejakie pojęcie. A podczas realizacji zdjęć do filmu opadało mnie czasem osobliwe uczucie bliskiej więzi z tamtejszą społecznością. W scenie bar micwy pod koniec filmu całe zgromadzenie zaczęło śpiewać jeden z hymnów. Nie znaliśmy się i nie miałem pojęcia, czy ludzie ci są członkami tej kongregacji, czy też statystami, zatrudnionymi do filmu i ubranymi w stroje z tamtych lat. Jednak wspólne śpiewanie tej samej piosenki, fakt że wszyscy ją znali, zbliżył nas do siebie. Miałem cudowne wrażenie, że jestem w świątyni.

Edukacja religijna sprawia trudność synowi Larry’ego Danny'emu. Czy w tej kwestii wspierał się pan swoimi doświadczeniami z młodości?
Jak najbardziej. Jako młody człowiek byłem otoczony żydowską kulturą. Chodziłem do hebrajskiej szkoły i brałem udział w zajęciach, prowadzonych w lokalnym Jewish Community Centre, w ramach którego jeździłem na letnie obozy. To była część mojego świata, kiedy dorastałem i dała mi wiele radości, głównie ze względu na ludzi. Chodziło o spędzanie czasu z kumplami. Śpiewaliśmy fajne piosenki i tańczyliśmy śmieszne tańce. Wino pite w weekendy, głębokie poczucie zdobywania wykształcenia, humor i piękno, to wszystko było częścią mojego dorastania. Nie jestem pewien, czy Danny też tak to odczuwał. Być może z perspektywy dostrzeże radość, jaką niosły ze sobą lata spędzone w hebrajskiej szkole.

Czy potrafi pan zdefiniować żydowski humor? Jest taki wielu żydowskich artystów komediowych...
Podejrzewam, że trzeba mieć wspólne doświadczenia jako Żydzi, co być może pozwala patrzeć na świat podobnie i dostrzegać zabawną stronę pewnych sytuacji. Na przykład, fakt że nasza trudna historia zmusiła nas do ciągłego przenoszenia się z miejsca na miejsce bez możliwości osiedlenia się gdzieś na dłużej. To doświadczenie, w zależności od podejścia, wywoła śmiech albo łzy. Według mnie to połączenie elementów tragicznych i komicznych dominuje w żydowskich doświadczeniach i jest bardzo widoczne w twórczości Coenów, a zwłaszcza w tym filmie.

Czy w jakiś specjalny sposób przygotowywał się pan do roli?
Lubię być gruntownie przygotowany. Zadawałem mnóstwo pytań. Kiedy scenariusz przewiduje, że moja postać ma wiedzę z danej dziedziny, staram się zdobyć tę wiedzę prywatnie, jako aktor. Spotkałem się z profesorem fizyki, żeby porozmawiać o paradoksie kota Schrödingera i wiele mi wyjaśnił. Chcę być w stanie odpowiadać na pytania jak osoba, którą gram, ponieważ zależy mi, żeby oddzielić się od własnej osobowości. Wspomagałem się też rekwizytami, na przykład przykrótkimi spodniami, okularami w specyficzny sposób zasłaniającymi moją twarz, czy taką a nie inną fryzurą. Tego typu elementy sprawiają, że czujemy się inaczej.

Czy miał pan wpływ na to, jak Larry wygląda?
To była prawdziwa współpraca. Lubię szkicować rysunki przestawiające moją wizję  wyglądu granej przeze mnie postaci, więc rysowałem, robiłem zdjęcia albo wycinałem skądś obrazki tego, jak moim zdaniem wygląda Larry i mówiłem 'To są moje pomysły'. Potem dyskutowaliśmy o tym, co pasuje mnie, a co im i dochodziliśmy do kompromisu. Czasem bardzo mi na czymś zależało, a czasem mówiłem 'Zaproponujcie coś. Zrobię, co zechcecie'.

Czy bracia Coen dali panu do zrozumienia, że tym filmem wracają do swojego dzieciństwa?
 W filmie są truizmy, ale też nawiązania do rzeczywistych doświadczeń i przeżyć. Chodzi o drobne rzeczy. Na przykład, wszyscy przyjaciele Danny'ego noszą imiona ludzi, z którymi Coenowie dorastali. Istniała pani Cuvcvc oraz pani Samsky i gość, którego znali, autor książki pod tytułem „Mentaculus”. W trakcie jej pisania postradał zmysły. Poza tym, ich ojciec był profesorem ekonomii na Uniwersytecie w Minnesocie. Ich matka była bardziej religijna niż ojciec i wszystkie te szczegóły znalazły się w scenariuszu.

Czy może pan podać przykład czegoś, co pan osobiście dodał do swojej postaci?
Przeczytałem coś błędnie w scenariuszu i potem zostało to użyte w filmie. Chodzi o scenę, kiedy Larry idzie do domu pani Samsky i w scenariuszu miał zapukać do drzwi, odczekać chwilę, a potem odejść. Mnie się wydawało, że zamierzał zapukać, ale tego nie zrobił i tak to zagrałem. Wtedy Coenowie powiedzieli, 'O nie, on ma zapukać', ale przemyśleli sprawę i stwierdzili 'Tak jest nawet lepiej. Niech tam idzie, waha się przez chwilę i zmieni zdanie'. Za tę pomyłkę biorę pełną odpowiedzialność!

Jak bracia Coen traktują swoich aktorów, dają im wolną rękę?
Zdecydowanie tak. Kiedy znajdą już aktora, którego chcą obsadzić w danej roli, zostawiają mu sporo swobody. Można im zadawać pytania, na które odpowiadają, ale jeśli nie znają odpowiedzi, nie mają problemu z tym, żeby aktor sam ją wymyślił. To było zaskakujące, że pozwalają na taką swobodę.

Czy często powtarzają ujęcia?
Nie. Sami zajmują się montażem swoich filmów więc wolą mieć mniej ujęć. Z doświadczenia wiedzą, że łatwiej wybrać spomiędzy sześciu niż 46 możliwości i to jest bardzo mądre podejście. Jeśli kiedykolwiek nakręcę film, pewnie też tak zrobię.

Chciałby pan wyreżyserować film?
Jak najbardziej. Reżyserowałem sztuki teatralne i uwielbiam cały ten proces pytań i odpowiedzi oraz wyzwań, które się pojawiają. Pewnie doprowadziłoby mnie to do granic szaleństwa, ale chciałbym kiedyś poczuć na tyle silną inspirację scenariuszem, żeby zechcieć go wyreżyserować i zobaczyć, co z tego wyjdzie. Kiedyś chciałem rysować komiksy, zostać artystą w szerszym rozumieniu, a poza tym mam dość wybujałą wyobraźnię, więc chętnie przekazałbym to kiedyś wizualnie przy pomocy filmu.

Podobno uczył się pan pantomimy?
Krótko. Poświęciłem temu lato. Byłem jednym z czterech finalistów konkursu. Robiłem licencjat na UCLA i rok wcześniej pan Marcel ufundował jedno stypendium w swojej szkole we Francji. Wtedy dowiedziałem się o tym za późno, więc w następnym roku byłem czujny i zgłosiłem się, ponieważ uważałem, że to fantastyczna szansa na poznanie tej formy sztuki w obcym kraju. Nie chciałem zostać mimem, ale pantomima mnie interesowała, a podczas jej zgłębiania zorientowałem się, że nigdy nie mógłbym zostać mimem! Nie dość, że nie byłem w tym zbyt dobry, to na dodatek, opowiadanie historii przy pomocy własnego ciała wymaga żelaznej dyscypliny. To jednak wpłynęło na moją pracę, jeśli chodzi o kondycję fizyczną. Przydało mi się to w kilku sztukach, w których zagrałem niedługo potem.

Jakie są pana najbliższe plany, serial telewizyjny z Martinem Scorsese?
Zgadza się, zaczynam pracę nad serialem dla HBO, pod tytułem "Boardwalk Empire". Jego producentem wykonawczym jest Martin Scorsese. Już nakręciliśmy pilota. Jest oparty na książce Nelsona Johnsona pod tym samym tytułem, która opowiada o początkach, złotej erze i ewolucji Atlantic City. Książka wraca do początków dziewiętnastego wieku, ale serial rozpoczyna się u zarania prohibicji w roku 1920.

Czy to opowieść gangsterska?
Historia opowiada o czołowych postaciach Atlantic City z tego okresu. Gram Arnolda Rothsteina, który podobno był odpowiedzialny za ustawienie wyników mistrzostw baseballowych w roku 1919. Był przemytnikiem alkoholu i reketierem, a na dodatek importerem heroiny. Miał nielegalne bary, stajnie i kasyna. To niezwykle złożona postać, która stanowi dla mnie wielkie wyzwanie. Serial ma świetną obsadę. Pilot już został nakręcony i zmontowany. HBO musiał go najpierw zobaczyć, zanim wyraził zgodę na dalszą produkcję i w listopadzie zaczynamy zdjęcia do dwóch kolejnych odcinków jednocześnie. Wydaje mi się, że w całości serial ma 12 albo 13 części.  

Jak porównałby pan pracę z braćmi Coen i Scorsese?
Bardzo się od siebie różnią. Joel i Ethan zostawiają wiele swobody aktorom, ale przykładają wielką wagę do tekstu. Chcą, żeby mówić dokładnie to, co jest w scenariuszu. Scorsese zachowuje się dokładnie na odwrót. Daje aktorom mnóstwo poleceń: ‘Przyspiesz! Dobrze! Za wolno! Więcej tego! Więcej tego! Bądź bardziej rozzłoszczony!’ Natomiast do tekstu podchodzi bardzo luźno. Jest zupełnym przeciwieństwem. Mówi ‘Improwizuj! Przyjdź z własnymi pomysłami! Tekst się dopasuje!’ Wymyślaliśmy swoje kwestie na planie. Scorsese bardzo się angażuje. Zmaga się sam ze sobą.

Czy praca ze Scorsese jest onieśmielająca?
Cóż, co by nie mówić, to Martin Scorsese. Widziałem większość jego filmów, więc zależało mi, żeby dobrze wypaść. Nie znaczy to, że zachowuje się w jakiś konkretny sposób. Jest najszczęśliwszym człowiekiem na planie. Nie było tam ani jednego przygnębiającego momentu, nawet kiedy musiał przyspieszyć realizację. Do wszystkiego podchodził z poczuciem humoru, niemal żartobliwie. Był niezwykle zabawny i życzliwy.


Wywiad nadesłany przez dystrybutora kinowego filmu "Poważny człowiek".

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones