Wczoraj wieczorem w Cieszynie odbyło się spotkanie z
Kurtem Weberem, kończące przegląd czterech filmów, do których robił zdjęcia. Pokazano
"Ludzi z pociągu",
"Bazę ludzi umarłych",
"Sublokatora" i
"Salto". Gośćmi specjalnymi spotkania byli
Kazimierz Kutz i
Janusz Majewski, długoletni przyjaciele i współpracownicy
Webera.
"Z pewnej ostrożności, asekuracji pokazaliśmy tylko cztery filmy, bo jest to klasyka przypominana przez telewizję; zwłaszcza że konkurencją jest 36 nowych obrazów. Cieszymy się, że cieszyły się one powodzeniem" - powiedział prowadzący spotkanie.
Kurt Weber zapytany o to, jakie filmy wybrałby odpowiedział, że właśnie te, które mieliśmy okazję zobaczyć. "Dodałbym jeszcze
"Urząd" w reżyserii
Janusza Majewskiego. Może również
"Zaduszki".
"Urząd" to film, którym żegnaliśmy się ze sobą [...] to film robiony przez łzy - z poczuciem, że coś się kończy" powiedział Majewski (
Kurt Weber opuścił Polskę pod koniec lat 60. i zamieszkał w Niemczech).
"Filmy, które razem robiliśmy, to nie tylko filmy dobre, ale też ważne dla kina polskiego" ciągnął reżyser
"Sublokatora". Pokreślał kilkakrotnie, że jego i
Kurta Webera łączyła i nadal łączy przyjaźń.
"Przyjaźnie nie są rzeczą zbyt częstą w naszym środowisku, przyjaźń to trudna kategoria, jeszcze trudniejsza niż miłość" dodał
Kazimierz Kutz.
Gości spotkania zapytano także o słynną cenzurę lat 60. i póżniejszych - czy rzeczywiście bardzo przeszkadzała twórcom. "Pan chce żebyśmy skończyli nad ranem?" zażartował
Majewski.
Kazimierz Kutz dłużej opowiadał o swoich spotkaniach z cenzorami, które porównał do "randki z niebezpieczną kobietą".
"Cenzura miała dobry wpływ na twórczych ludzi" powiedział "prowadziliśmy z nią romans, budowaliśmy takie metafory, by udało się ją oszukać. Z roku na rok więc byliśmy inteligentniejsi, ale i oni mądrzeli". Czasem cenzorzy mieli słuszność, czasem jednak ich zarzuty był absurdalne. W jednym ze swoich filmów
Kazimierz Kutz musiał usunąć scenę, w której ksiądz wącha drzewo. Dlaczego - tego nie potrafił wyjaśnić nawet minister.
Kutz opowiedział jeszcze wiele zabawnych sytuacji, które miały miejsce podczas spotkań z cenzorami. Zabawnych z perspektywy czasu, rzecz jasna.
Do rozmowy włączył się w tym miejscu
Kurt Weber, który chciał opowiedzieć o mniej "zabawnej" stronie walki z cenzurą.
W filmie
"Czarne skrzydła" w reżyserii
Ewy Petelskiej cenzorzy przyspożyli ekipie dużo pracy i znacznie podnieśli koszta produkcji. O co tyle hałasu? W pokoju PPS wisiał portret Daszyńskiego, związanego z prawym skrzydłem partii. Portret trzeba było usunąć techniką retuszu filmowego, która zajmowała dużo czasu (polega ona na ręcznym "poprawianiu" każdej klatki filmu) i kosztowała. Ciekawostką jest fakt, że w podobny sposób usuwano portrety Trockiego z radzieckich kronik.
"W
"Krzyżu walecznych" osłabiałem pointy, to było jak rak" potwierdza ciężar cenzury
Kutz.
Kurt Weber wypowiedział się także na
temat młodszych kolegów po fachu: "To najwyższej klasy specjaliści i solidni rzemieślnicy". Nie chciał jednak podać nazwiska, swoim zdaniem, najlepszego obecnie operatora.
Roman Gutek obiecał, że jeśli festiwal będzie odbywał się w Cieszynie za rok, również zostaną pokazane zdjęcia z filmami Kurta Webera.
Być może wcześniej powtórzy je znów telewizja.