W niedzielę wręczone zostały Oscary. Wielkim wygranym okazał się
"Slumdog. Milioner z ulicy", który otrzymał aż 8 statuetek, w tym dla najlepszego filmu, za reżyserię i scenariusz. Werdykt Akademii został przyjęty przez publikę z mieszanymi uczuciami. Film ma swoich zagorzałych zwolenników ale i równie namiętnie broniących swoich racji przeciwników.
Również w redakcji Filmwebu nie ma co do filmu jednomyślności. Postanowiliśmy zatem przedstawić argument "za" i "przeciw" nagrodzeniu
"Slumdoga" Oscarami.
Poniżej Łukasz Muszyński podaje powody, dla których Oscary dla "Slumdog. Milioner z ulicy" to pomyłka: 1. Poza fenomenalną stroną formalną film oferuje zaledwie krzepiące przesłanko w sam raz na kryzysowe czasy.
2. Małżeństwo Hollywoodu z Bollywodem zawarte z pomocą brytyjskich kapłanów kina wygląda na cyniczny skok na kasę - jak tu złączyć modną estetykę z uniwersalnym kodem popkulturowym, aby "wkleić się" w świat w dobie globalizacji.
3.
"Milioner z ulicy" jest koszmarnie naiwny, ale to bajka, więc trzeba mu niby wszystko wybaczyć. Wygląda na to, że widziałem wcześniej lepsze bajki.
4. Nie lubię Bollywood i nie chcę, żeby ktoś wpadł na fantastyczny pomysł wsparcia kasą i machiną dystrybucyjną trzygodzinnych tańców i śpiewów w stylu "Ojoooo ajeeeeeee".
5.
"Frost/Nixon" zjada
"Slumdoga" jednym kłapnięciem paszczy.
Odpowiada mu Marcin Pietrzyk pięcioma argumentami "za" "Slumdogiem": 1. Znakomite zdjęcia, montaż i muzyka. Film aż kipi od energii, tętni życiem, elektryzuje zapierającym widowiskiem.
2. Boyle udowadnia, że film to sztuka uniwersalna, przemawiająca do ludzi pod każdą szerokością i długością geograficzną.
"Slumdog" łączy tradycyjną historię rodem z Dickensa z hinduskim wyczuciem kinowej magii, a wszystko podaje w ultranowoczesnej formie.
3. Jak filmy z
Shirley Temple w czasach Wielkiego Kryzysu tak i film
Boyle'a sprzedaje widzom nadzieję, ładuje pozytywną energią i bawi. Może to i naiwne, ale kto powiedział, że film musi być wyrafinowany i psychologicznie bądź fabularnie skomplikowany dla samego komplikowania spraw?
4. Wbrew zarzutom o epatowanie kinem Bollywood, w
"Slumdogu" odniesień do kinematografii indyjskiej jest naprawdę niewiele. Widzimy uwielbienie dla gwiazd Bollywood, dla których można się utaplać w szambie, a na koniec tradycyjny numer taneczny (zresztą bardzo fajny) – i to wszystko.
5.
"Slumdog" jest autentyczną zabawą nie zaś pretensjonalną produkcją imitującą 'wysoką kulturę' dla ludzi, którym Homer kojarzy się tylko z
"Simpsonami".