Hollywood nie ma chyba dość
Russella Crowe'a, który dzięki temu nie narzeka na brak propozycji i to od najlepszych reżyserów. W najbliższym czasie pojawi się u
Petera Weira w
"Master and Commander", później u
Ridleya Scotta w
"Tripoli". Dżiś wiadomo, że najprawdopodobniej pojawi się także u
Rona Howarda w
"Alamo". Będzie to remake zrealizowanego w 1960 r. przez
Johna Wayne'a filmu pod tym samym tytułem, opowiadającego o heroicznej walce obrońców fortu Alamo, którzy pod wodzą Davida Crocketta długo odpierali ataki meksykańskich wojsk Santa Anny. Nie udało im się jednak pokonać wrogów i wszyscy obrońcy fortu zginęli.
Po
"Alamo" Crowe będzie miał w końcu czas zrealizować swój rezyserski debiut
"The long green shore".