Już któryś raz w ciągu życia mam fazę na disneyowskiego Zorra. I za każdym razem tak strasznie smuci mnie myśl, że człowiek, który grał moją najulubieńszą wersję Diega de la Vegi zmarł, zanim się w ogóle urodziłam. Dziwne i przykre uczucie.
A jeszcze bardziej smutno, że zmarł samotnie. Jego ciało odnaleziono po kilku dniach w jego mieszkaniu w Buenos Aires, dokąd wyjechał pod koniec życia. Szkoda, że nie doceniono właściwie jego talentu, mógł zrobić wielką karierę.