Recenzja filmu

Co nas kręci, co nas podnieca (2009)
Woody Allen
Larry David
Evan Rachel Wood

"Jak Wam się podoba" wg Allena

Pierwsza myśl, która się nasuwa, to pytanie: dlaczego przetłumaczono tytuł akurat w ten sposób? "Co nas kręci, co nas podnieca" to w rzeczywistości "Whatever works", czyli maksyma głównego
Pierwsza myśl, która się nasuwa, to pytanie: dlaczego przetłumaczono tytuł akurat w ten sposób? "Co nas kręci, co nas podnieca" to w rzeczywistości "Whatever works", czyli maksyma głównego bohatera – Borisa (Larry David), który idzie przez życie jako wiecznie zrzędzący, negujący wszystko geniusz. Przypadek sprawia (ponieważ przeznaczenie nie istnieje), że do jego drzwi puka młoda, zagubiona dziewczyna. Nieplanowana przeprowadzka Melody (Evan Rachel Wood) do mieszkania Borisa doprowadza do narodzin równie nieplanowanej, absurdalnej miłości staruszka i 21-letniej dziewczyny. Sielankę burzy jednak niespodziewany przyjazd rodziców Melody, który doprowadza do ponownego przewartościowania życia każdego z bohaterów.

Trudno nie dopatrywać się w postaci Borisa osoby samego Allena. Larry David znany jest przede wszystkim jak komik. Był również reżyserem i scenarzystą udanej (przynajmniej moim zdaniem) czarnej komedii "Kwaśne winogrona". Jako aktor bardzo dobrze radzi sobie z ciężarem dźwigania na swoich barkach superego Woody'ego. Przekonuje, bawi i przede wszystkim, pomimo przewidywalności, nie nudzi. Wciela się on w postać neurotycznego staruszka, który ze względu na swoją nieprzeciętną inteligencję widzi i rozumie więcej niż inni. Życie z piętnem geniuszu daje mu prawo do moralizatorstwa oraz krytyki wszystkiego, co go otacza. Jest to jedna ze słabych stron "Co nas kręci, co nas podnieca". Już w pierwszej scenie mamy do czynienia niemalże z kazaniem – każda scena, każdy zwrot akcji okraszony jest soczystym, przydługim komentarzem, który sprawia, że rzędy sali kinowej zamieniają się w nawy kościoła. Widz jednak nie jest aż takim idiotą – robakiem, owsikiem, jak nazwałby go Boris, żeby nie zrozumieć scen, które widzi. Nie można odmówić tym sarkastycznym monologom błyskotliwości, jednakże Allen zapomniał chyba, że ma do czynienia z filmem, gdzie pierwsze skrzypce gra obraz, a słowo jest jedynie dodatkiem.

Poza Larrym Davidem, również drugoplanowi bohaterowie błyszczą. Patricia Clarkson, którą mogliśmy oglądać już w "Vicky Cristinie Barcelonie", jednak większości widzów zna ją jako amatorkę artystycznego kina (role w "Dogville" von Triera oraz "Dróżniku" Thomasa McCarthy'ego). Wciela się ona w rolę teściowej Borisa. Nie można odmówić jej autentyczności, nawet pomimo absurdu postaci, jaką gra. Z prawdziwym talentem można stworzyć postać z klasą, nawet jeśli ma to być nawiedzona nimfomanka w okresie menopauzy. Irytuje natomiast Evan Rachel Wood, której przerysowana postać już po kilku scenach odbiera radość z sarkazmu Allena. Po aktorce z takim dorobkiem i obyciem przed kamerą spodziewałam się jednak więcej.

Patrząc na "Co nas kręci, co nas podnieca" widać pewne niedopracowanie, przede wszystkim nieoszlifowane tło. Enigmatyczne są lata, w których rozgrywa się ta historia, jak również brakuje konkretnych informacji o przeskokach czasowych. Miejscem jest oczywiście Nowy Jork – jedynie miasto (zdaniem Allena), gdzie można zachłysnąć się wolnością i po prostu żyć. Ponadto ma się wrażenie jakby bohaterowie funkcjonowali oderwani od wszelkiej rzeczywistości. Nie musieli oni zarabiać, chodzić na zakupy, ani wykonywać żadnej z tych bezsensownych czynności dnia codziennego. Boris jest geniuszem, który otarł się o Nagrodę Nobla – w zasadzie jednak poza słowem nie otrzymujemy w filmie żadnego poparcia tej informacji. Równie dobrze nagroda Nobla mogła zaistnieć w jego hipochondrycznej głowie, wraz z przekonaniem, że podwójne odśpiewanie "Sto lat" niszczy bakterie. Być może Allen nie uznał tego za istotne. A może wpływ na to miał fakt, iż "Co nas kręci, co nas podnieca" to odświeżony scenariusz z lat 70-tych, którego aktualizacja zawierała niedociągnięcia.Bardziej rażący jest jednak brak dopowiedzenia również w sferze emocjonalnej. Dlaczego Melody wzięła ślub z Borisem? Dlaczego Boris pomimo samotności nie jest z Jessicą? I czy tak naprawdę wszystkie wydarzenia w życiu każdego bohatera sprawiły, że czują się oni szczęśliwi? To tylko jedne z wielu pytań, które nasunęły się po obejrzeniu filmu. Szkoda, że nie dostałam na nie odpowiedzi.

"Co nas kręci, co nas podnieca" miało być przede wszystkim być pseudodekadencką analizą relacji międzyludzkich. Allen bawi się swoimi bohaterami, przestawiając ich niczym figury na szachownicy. Stawia ich w coraz to nowych sytuacjach, pozwalając poznać im samych siebie. Reżyser po raz kolejny udowadnia, że osobowość najbardziej kształtują spotkani przez nas ludzie. Pojawienie się głupiutkiej, lecz pełnej optymizmu Melody sprawia, że życie Borisa staje się pełniejsze. Zaczyna on dostrzegać radość w czynnościach dotąd postrzeganych jako bezsensowne. Mimo że sam się do tego nie przyznaje. Melody, która w zwyczaju miała przyjmować wszystko takie, jakim jest, również zaczyna patrzeć na świat oczami Borisa – na tyle, na ile pozwala jej mały rozumek. Przebija również spośród scen ateizm reżysera. Skoro ten zegar, jakim jest świat, nie ma zegarmistrza, oczywistym jest, że wszystkim rządzi przypadek. Allen przekonuje ostatecznie, że dla dobra nas samych powinniśmy zrzucić kajdany społeczne, obyczajowe czy religijne, gdyż dla każdego z nas istnieje inna recepta na szczęście. Whatever works.

Większość widzów wybierze się do kina ze względu na markę Allena. Obrazy sygnowane tym nazwiskiem, niezależnie od roli, jaką Woody w nich pełni, są gwarancją dobrej zabawy. Nie brakuje jej i tutaj. Nie jest to już jednak kino porównywalne z "Manhattanem" czy "Annie Hall", która zyskała już miano kultowej. Mimo wszystko zawsze warto zobaczyć, jak powraca mistrz. Niezależnie od upływu czasu, wciąż taki sam.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Po okresie europejskiej tułaczki Woody Allen wreszcie powrócił do swej ojczyzny, do miejsca, w którym... czytaj więcej
Na Manhattanie jest chyba jakaś specjalna, magiczna mieszanka powietrza lub coś w tym stylu. A może po... czytaj więcej
Woody Allen - niezrównany mistrz ironii i błyskotliwych aforyzmów, powrócił ze swojej europejskiej... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones