Recenzja filmu

Znamię (2002)
Tom Shadyac
Kevin Costner
Kathy Bates

"Ważka" historia

Powszechnie wiadomo, że Kevin Costner dobrym aktorem jest. Ale ta opinia nie gwarantuje, że każdy występ aktora będzie udaną rozrywką. "Znamię" zdecydowanie do takich filmów nie należy. Bohater
Powszechnie wiadomo, że Kevin Costner dobrym aktorem jest. Ale ta opinia nie gwarantuje, że każdy występ aktora będzie udaną rozrywką. "Znamię" zdecydowanie do takich filmów nie należy.

Bohater filmu, doktor Joe Darrow (Kevin Costner) traci żonę. Aby nie myśleć o jej śmierci, całkowicie poświęca się pracy w szpitalu. Wkrótce jego ukochana próbuje się z nim skontaktować z zaświatów poprzez dzieci pogrążone w śmierci klinicznej. Postać grana przez Costnera do najbystrzejszych, niestety, nie należy. Błądzi w domysłach, narażając się przy tym na utratę zaufania znajomych, którzy coraz częściej przebąkują mu o potrzebie wzięcia długiego urlopu. W końcu cierpliwość ducha zmarłej żony kończy się i zamiast przez dzieci, komunikuje się z Joe, odwiedzając go w jego własnym domu. W tym momencie kończy się też cierpliwość widza.

Bo o ile posługiwanie się tajemniczą symboliką (tytułowe znamię w kształcie ważki) oraz wiadomości z zaświatów autentycznie intrygują, to gdy Tom Shadyac przechodzi do konkretów, można poczuć się oszukanym. Jak gdyby reżyser stwierdził: "intrygę dla bardziej wymagających mamy odfajkowaną, teraz coś mniej wyrafinowanego".

Napięcie leci w dół na łeb, na szyję. Absurd zaczyna gonić absurd (vide poruszanie przedmiotami, rysunki na szybach), a widz czuje się robiony w balona. Z ciekawej intrygi film niebezpiecznie zbliża się do trzecioligowego horroru z duchem w roli głównej, który w miarę poznawania szczegółów historii traci swoje zalety. Każde kolejne posunięcie bohatera jest schematyczne i przewidywalne i mimo aktorskich wysiłków Costnera widz zaczyna się irytować. Fabuła stopniowo się spłaszcza, aby w końcowych scenach swym niezamierzenie śmiesznym patosem i tanią symboliką przekreślić całe dzieło.

Nie ratuje filmu ani aktorstwo (zwłaszcza słaba rola Roberta Bailey Jr., Costner miał zdecydowanie lepsze występy), ani muzyka (oczywiście zmienia się w odpowiednio dramatyczną w momentach mających wbić widza w fotel), która po prostu jest i tyle. Szkoda, że reżyser nie zdecydował się na mniejszą ilość scen rodem z horroru i nie postawił na inteligencję widza. Zamiast tego, podając rozwój wydarzeń bez żadnej otoczki tajemnicy, całkowicie rozmywa nastrój, a widzowie zaczynają niecierpliwie spoglądać na zegarki.

Dla widzów lubiących się trochę bać - są tuziny lepszych filmów z lekkim dreszczykiem. Dla fanów dramatów - są dziesiątki lepszych historii. Zadowoleni chyba będą tylko fani Costnera, jako że aktor występuje w prawie każdym ujęciu.

Zapadnie mi w pamięć tylko jedna scena (poza efektownymi scenami dzieci podczas śmierci klinicznej). Doktor Joe Darrow siedzi wieczorem sam w domu. Nagle jego papuga, do tej pory milcząca, odzywa się słowami: "Kochanie, jestem w domu". Odzywała się tak tylko, gdy jego żona Emily wracała do domu.

Można bardziej kurczowo się złapać fotela. Ale Tom Shadyac od razu nas z tego stanu wyrywa, abyśmy tylko nie mieli zbyt wielkich oczekiwań do tego filmu. A mogło to być takie ważkie dzieło!
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones