Recenzja filmu

Poza szatanem (2011)
Bruno Dumont
David Dewaele
Alexandra Lemâtre

Święty od morderców

Kino Dumonta nie jest przyjemnym czy oczyszczającym doświadczeniem. Dobrze definiuje wrażliwość publiczności festiwalu Nowe Horyzonty.
Francuzi, którzy służą zwykle jako podręcznikowy przykład narodu zlaicyzowanego, wyrastają w kinie na forpocztę religijnych myślicieli. Zdeklarowany ateista Bruno Dumont nie zajmuje się bynajmniej walką z kościelnymi instytucjami czy świętowaniem "śmierci boga". Jego dwa ostatnie filmy układają się w traktat o religijnym głodzie, potrzebie wiary w postreligijnym świecie. "Poza szatanem" łączy z "Hadewijch" także nazwisko Davida Dewaele'a – aktora, jak większość tych, którzy grają u Dumonta, niezawodowego. W scenariuszu poprzedniego filmu jego postać odgrywała w życiu bohaterki pierwszorzędną rolę, ale pojawiała się w tle. W najnowszym – akcja koncentruje się całkowicie wokół niego.

Jak wszystkie postaci w "Poza szatanem" bohater nie ma imienia. Nie ma domu, ani głosu. Nie odzywa się, bo jego aura mówi wiele za niego – to jurodiwy, postać świętego szaleńca z tradycji prawosławnej. Jest bezdomny, ale stanowi trwalszy element krajobrazu niż mieszkańcy jego wsi, zamieszkujący domy zbudowane na najtrwalszych fundamentach. Pewnie dlatego, że bardziej niż jednym z mieszkańców, jest częścią przyrody, żywiołem. Trzyma się na uboczu, ale otacza go tajemniczy szacunek. Ludzie go karmią i proszą o pomoc, gdy zawodzi wiedza, medycyna i rozsądek. Jurodiwy radzi sobie z demonami, odprawiając tajemnicze egzorcyzmy. Jest obdarzony mocą, której pochodzenie ciężko ustalić.

Dumont koncentruje się na relacji bezdomnego z młodą dziewczyną, z którą przesiaduje, włóczy się po okolicy, modli się. On ledwie przyzwala na jej obecność. Opiekuje się nią, pozwala tulić się do ramienia, ale zdecydowanie oddala jej seksualne propozycje. Ich bliskość zbudowana jest na mocnym fundamencie wspólnej zbrodni. Zbrodni – w ich mniemaniu – całkowicie sprawiedliwej. Nie jest typem dobrotliwego świętego Franciszka. Słuszność wszystkich działań świętego włóczęgi sankcjonuje jego moc, która pozwala mu nie tylko na wypędzanie demonów, ale też na unikanie kary. Reżyser jednak nie bawi się w żadną rozbudowaną argumentację, jego bohater funkcjonuje poza ludzkim prawem. A także poza dobrem i złem. Jak na uosobienie żywiołu przystało, posiada moralność kataklizmu – czasem zsyła ludziom śmierć, a czasem ocalenie. Nigdy zrozumienie.

Kino Dumonta nie jest przyjemnym czy oczyszczającym doświadczeniem. Dobrze definiuje wrażliwość publiczności festiwalu Nowe Horyzonty, która lubi filmy nieoczywiste, niewygodne, przekraczające granice (cała jego filmografia została tam na przestrzeni lat zaprezentowana). I nie ma mowy, żeby jego najnowszy film przekonał kogoś, komu obca jest preferowana przez niego naturalistyczna estetyka. Siłą "filozofa kina" (określenie powtarzane do znudzenia na zmianę z "naturalizmem") nie jest wcale intelektualny koncept czy metafora, ale forma. W "Poza szatanem" Dumont po raz kolejny rzeźbi w beznadziei flandryjskiego krajobrazu. Świat filmowych cudów ulepiony jest z brudu i błota.

W pewnym sensie to antyteza kina metafizycznego – metafizyczne bajki Dumont opowiada bowiem skrajnie realistycznym językiem. Nawet gdy dzieją się cuda, widz nie zostaje wyzwolony od materialnego ciężaru, nie odrywa się od ziemi. Twarze wokół są brzydkie, przyroda obojętna, seks brutalny. "Poza Szatanem" to kolejna filmowa zagadka, która nawet po jej rozwiązaniu nie daje widzowi satysfakcji dobrze wypełnionego zadania.
1 10
Moja ocena:
5
Rocznik '82. Urodzony w Grudziądzu. Nie odnalazł się jako elektronik, zagubił jako filmoznawca (poznański UAM). Jako wolny strzelec współpracuje lub współpracował z różnymi redakcjami, z czego... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones