Recenzja filmu

Zima żywych trupów (2005)
Markus Heiskanen
Kirsti Savola
Pasi Martikainen

Amatorzy z pasją...

Zombie-horror przeżywa ostatnimi laty wielki renesans. Rokrocznie widz ma okazję obejrzeć kilka tytułów z tego podgatunku. Całkiem nowe tytuły i remake’i, naprawdę jest w czym wybierać. Fani
Zombie-horror przeżywa ostatnimi laty wielki renesans. Rokrocznie widz ma okazję obejrzeć kilka tytułów z tego podgatunku. Całkiem nowe tytuły i remake’i, naprawdę jest w czym wybierać. Fani „chodzącej śmierci” nie mają powodów do narzekań. Romero i Fulci mają obecnie wielu mniej lub bardziej wybitnych naśladowców. Wielu z nich czerpie garściami z dobrodziejstw techniki komputerowej, co niestety często wychodzi na minus. Zatracany jest klimat autentyczności, który w filmach wymienionych mistrzów był wszechobecny. Fakt faktem, nowe produkcje cieszą oko, ale czegoś tu brakuje. Jestem pewien, że każdy fan horroru dostrzega te różnice. Prawdą jest, iż nie trzeba wielomilionowych budżetów, aby stworzyć przerażający obraz. Udowodnił to Markus Heiskanen, tworząc krótkometrażowy film amatorski, zrobiony niewielkimi nakładami finansowymi w zaledwie 16 dni. Co z tego wyszło? Zapraszam do lektury. Film przedstawia historię Toniego. Opowiada o wielkiej wojnie i o skutkach, które przyniosła. W wyniku bombardowania ludzie zaczęli zmieniać się w krwiożercze istoty. Przetrwały jedynie odporne na promieniowanie jednostki. Toni wraz ze swym przyjacielem Risto muszą sami o siebie zadbać w świecie zdominowanym przez wygłodniałe zombie. Ich żywot wygląda rutynowo: wyprawy po żywność do opustoszałego marketu, relaks i dyskusje przy wysokoprocentowym, domowej roboty trunku oraz eksterminacja żądnych ludzkiego mięsa istot. Pewnego dnia, podczas jednej z wypraw, Toni zauważa leżącą w śniegu kobietę. Marika, bo tak ma na imię, w jakiś sposób uniknęła śmierci. Nasz bohater postanawia jej pomóc… Film ten wzbudził mój wielki szacunek dla twórców. Mimo niewielkiego budżetu, czasu wykonania i amatorskiej ekipy, obraz robi naprawdę pozytywne wrażenie. Widać, że twórcy dobrze bawili się na planie i przede wszystkim kochają ten gatunek kina. Większość aspektów, które wypada mi oceniać, trzymają dobry poziom. Mówię tu o aktorach, realizacji, niektórych efektach i muzyce. Czasem naprawdę zapomina się, iż jest to film „od fanów dla fanów”. Pomimo dość płytkiej fabuły i pewnych niedociągnięć, produkcję należy ocenić pozytywnie. Ciekawie przedstawiają się również opustoszałe, zasypane śniegiem fińskie zakątki. Zombie i zimowa sceneria to dość ciekawe wizualnie rozwiązanie. Reasumując, „Winter of the Dead” to ciekawa pozycja dla fanów horroru. Mamy tutaj sporą liczbę nieumarłych, walkę o przetrwanie, efekty gore, ciekawe ujęcia i klimatyczną muzykę. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że obraz Heiskanena w pewnych momentach dorównuje niektórym wysokobudżetowym, zrealizowanym przez profesjonalne ekipy, produkcjom. Widoczne są co prawda pewne niedociągnięcia, ale nie zapominajmy jednak, że jest to obraz amatorski, twór zrodzony z fascynacji horrorem. Pamiętajmy, nie sztuką jest zrobić film dysponując milionami i techniką komputerową, sztuką jest zrobić coś z niczego. I to się twórcom „Kuolleiden Talvi” udało. (7/10)
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones