Recenzja filmu

Ewolucja planety małp (2014)
Matt Reeves
Andy Serkis
Jason Clarke

Ave Caesar!

Estetyka filmowego świata, choć zdradza niepokojącą zbieżność z grą "The Last of Us", jest konsekwentna i efektowna. Obrazy oplecionego zielenią mostu Golden Gate, zapuszczonych, skąpanych w
Jaka małpa jest, każdy widzi: zgarbiona, nastroszona, z przerzuconym przez ramię kałasznikowem. Od czasu wydarzeń z poprzedniego filmu upłynęło trochę czasu i przodkowie homo sapiens nauczyli się paru nowych sztuczek: nie mówią wyłącznie monosylabami, opanowali podstawy języka obrazkowego, polują w grupach, a także – gdy zajdzie taka potrzeba – mogą galopować na koniu i pruć z dwóch karabinów jednocześnie. Cóż, jak zawsze są umiejętności przydatne i przydatniejsze.



Potrzeba, oczywiście, zachodzi szybko. Narastające pomiędzy zdziesiątkowanymi śmiercionośnym wirusem niedobitkami naszego gatunku a inteligentnymi małpami napięcie osiąga punkt krytyczny. Stłoczeni wewnątrz enklawy w centrum San Francisco ludzie stają w obliczu zagłady. By przedłużyć swoją marną egzystencję, muszą przejąć kontrolę nad hydroelektrownią w okolicznych lasach Muir. Te jak na złość okazują się domem małpiej społeczności. Widmo zbrojnego konfliktu wisi w powietrzu, z kolei mediatorem pomiędzy zwaśnionymi stronami zostaje jeden z ludzkich przywódców, Malcolm (Jason Clarke) – wrażliwy, liberalny i wierzący w możliwość pokojowej koegzystencji twardziel. Znalezienie sojusznika w dowodzącym małpami Ceasarze (Andy Serkis) to tylko połowiczny sukces. Po obydwu stronach barykady znajdą się bowiem jednostki, dla których dobry dyplomata to martwy dyplomata.

Już pierwsza scena filmu, w której obserwujemy nakręcone i zmontowane z werwą polowanie na leśną zwierzynę, uświadamia nam odwrócenie fabularnych wektorów. W pierwszej części małpy – z pominięciem Ceasara – były zepchnięte na drugi plan. W drugiej – to z nimi spędzamy najwięcej czasu. Zamaszysty i imponujący koncept, by obsadzić w najważniejszych rolach cyfrowych bohaterów, przeniesiony został na ekran z dobrym skutkiem. Rozgryzanie zwyczajów i specyfiki małpiej cywilizacji sprawia frajdę, w czym spory udział mają fachowcy od efektów specjalnych z WETA Digital. Język ciała, mimika, faktura skóry, futra, detale w postaci przebarwień na siatkówkach oczu, efektów cząsteczkowych, światłocienia – filmowe małpiszony wyglądają jeszcze lepiej niż w "Genezie". I jeśli oscarowa kapituła ma kiedyś doprowadzić do precedensu i nominować za pierwszoplanową rolę Andy'ego Serkisa, może nie być lepszego momentu.



Z drugiej strony, oddanie gro czasu ekranowego małpom rozrzedza nieco najistotniejszą fabularną warstwę tej szacownej serii. Zarówno oryginał, jak i jego niezliczone sequele, a nawet remake Tima Burtona, kładły akcent na pychę rodzaju ludzkiego i weryfikujące ją zderzenie z bezlitosną naturą. Tutaj ludzie są raczej elementem scenografii niż scenariusza. Widać to nieźle na przykładzie postaci granej przez Gary'ego Oldmana. Jeden z liderów ocalałych zostaje wprowadzony na parę minut, ledwie naszkicowany, by następnie zniknąć z ekranu i powrócić pod koniec filmu w ckliwej scenie tęsknoty za zmarłą rodziną (która przy okazji zawiera wzorowe lokowanie produktu firmy Apple). O wiele lepiej wypada Malcolm, także za sprawą Clarke'a – aktora wciąż niedocenionego, który pod szorstką powierzchownością skrywa pokłady wrażliwości i empatii.

Estetyka filmowego świata, choć zdradza niepokojącą zbieżność z grą "The Last of Us", jest konsekwentna i efektowna. Obrazy oplecionego zielenią mostu Golden Gate, zapuszczonych, skąpanych w deszczu ulic i industrialnych nieużytków robią piorunujące wrażenie. Podobnie jest z pracą kamery: operator Michael Seresin wciąż kursuje między podkreślającymi majestat anektowanych przez przyrodę miast dalekimi planami a zbliżeniami na ekspresyjne, małpie oblicza. Od strony technicznej utwór jest kapitalny, zaś jego wizytówką są dwa mastershoty mogące konkurować z efektami pracy Emmanuela Lubezkiego przy "Ludzkich dzieciach" Alfonso Cuarona. W pierwszej obserwujemy chaos i grozę wojny znad wieżyczki pancernego wozu. W drugiej przerażony Malcolm próbuje wydostać się ze szturmowanego przez małpy budynku. Jest moc.



Choć z powodów fabularnych i konstrukcyjnych "Genezę planety małp" cenię nieco wyżej od kontynuacji, to wciąż mamy do czynienia z kinem, które nie przynosi wstydu Hollywood. Scenarzyści otworzyli kilka furtek, zadali parę pytań i jeśli portfele twórców wypełnią się dolarami, to poszukiwanie odpowiedzi będzie jedną z najfajniejszych zabaw w trakcie kolejnych, kinowych sezonów.
1 10
Moja ocena:
7
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Największym plusem "Ewolucji planety małp" nie są efekty specjalne czy wizja zdziesiątkowanego przez... czytaj więcej
Futrzani bohaterowie "Ewolucji planety małp" nie mają nic wspólnego z uroczymi zwierzakami, które znamy z... czytaj więcej
Stanley Kubrick mawiał: "Nigdy nie wiem, czego chcę, ale zawsze dobrze wiem, czego nie chcę". Współcześni... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones