Recenzja serialu

Dr House (2004)
Keith Gordon
Deran Sarafian
Hugh Laurie
Robert Sean Leonard

Bardzo ostry dyżur

"Dr House” to nie tyle serial, co prawdziwy fenomen – nowa postać w panteonie masowej wyobraźni. O ile jednak siostra Betty z filmu Neila LaBute'a odpłynęła na dobre zakochana w bohaterze
"Dr House to nie tyle serial, co prawdziwy fenomen – nowa postać w panteonie masowej wyobraźni. O ile jednak siostra Betty z filmu Neila LaBute'a odpłynęła na dobre zakochana w bohaterze szpitalnej telenoweli, o tyle w doktorze Housie mało kto jest w stanie się zakochać. No chyba że się go lepiej pozna. Bo wiecznie nieogolony i naszprycowany prochami przeciwbólowymi diagnosta, pod powłoką cynizmu i arogancji, jest nadzwyczaj ciepłym i wrażliwym facetem. Inna rzecz, że to właśnie ta powłoka gburowatości zapewniła mu tak wielkie powodzenie wśród widowni znudzonej cukierkowatymi obrazami nienagannie uczesanych lekarzy wracających właśnie z ostrego dyżuru. Strukturalnie "Dr House" to połączenie "CSI" i "Monka". Każdy odcinek stanowi zamkniętą całość skupioną wokół zagadki kryminalnej. Supernowoczesny sprzęt medyczny i łatwość, z jaką szafuje nim personel szpitala, przypomina metody śledczych z Las Vegas, Miami czy Nowego Jorku. Polskiemu widzowi, przyzwyczajonemu do kolejek i łóżek na korytarzu, kojarzy się to co prawda bardziej z kinem science-fiction niż serialem medycznym, ale nic to, bo i tak najważniejszy jest człowiek. Doktor House to najlepszy detektyw od czasu Monka, tyle że zamiast wszelkiej maści przestępców, wykrywa choroby. A że interesują go one bardziej niż pacjenci... No cóż, nikt nie jest doskonały. Największym skarbem serialu jest jednak odtwórca głównej roli. Hugh Laurie, bo o nim mowa, stworzył kreację, która sławi cały serial. Ponadto "Dr House" ma świetnie napisane dialogi i odpowiednio rozłożone punkty dramaturgiczne (choć inna rzecz, że prawie zawsze oparte na tym samym schemacie), ale to Laurie daje mu życie. Bez niego wszystko zamiera. Co prawda otacza go gromadka asystentów – wszyscy są odpowiednio różni i sympatyczni – ale nie oszukujmy się, gdyby nie postać House'a, widzowie dawno by się posnęli. "Dr House" to wzorowy przykład receptury na doskonały, inteligentny i popularny serial. A lekcja z niego jest banalnie prosta, choć tak często, świadomie lub nie, ignorowana – najważniejszy jest bohater. Wydanie DVD nie grzeszy obfitością dodatków. Właściwie z wyjątkiem tradycyjnych opcji dostępu do wybranych odcinków, możliwości zobaczenia filmów z napisami lub lektorem to wiele nie ma. Format obrazu, w jakim możemy zobaczyć film, to 16:9, 1.78:1, a ścieżka dźwiękowa angielska zapisana jest w formacie 5.1, polska zaś zarówno w 5.l1 jak i 2.0. No cóż, najważniejszy w "Dr Housie" jest sam doktor House, a tego na pięciu płytach DVD z całą pewnością nie zabraknie.
1 10
Moja ocena serialu:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Dupek, seksista, rasistowski mizantrop, tyran, geniusz. Samolubny drań nieliczący się z uczuciami... czytaj więcej
Seriali medycznych było już wiele. Są wśród nich komedie, dramaty, opery mydlane. Lekarze, obok... czytaj więcej
Filmy i seriale kryminalno-detektywistyczne cieszą się niesłabnącym powodzeniem od zarania kinematografii... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones