Recenzja filmu

Wzgórze nadziei (2003)
Anthony Minghella
Jude Law
Nicole Kidman

Bliskie nam, a zarazem dalekie.

Ciekaw jestem, czy "Wzgórze Nadziei" zachwyciło Amerykanów. Pewnie tak, bo mówi o wojnie secesyjnej, czyli porusza i tak już poruszoną w kinie historię Ameryki. Mnie film zawiódł. Oczekiwałem
Ciekaw jestem, czy "Wzgórze Nadziei" zachwyciło Amerykanów. Pewnie tak, bo mówi o wojnie secesyjnej, czyli porusza i tak już poruszoną w kinie historię Ameryki. Mnie film zawiódł. Oczekiwałem więcej od niego, gdyż wiedziałem, że otrzymał siedem nominacji do Oscara. Scenariusz, który został napisany na podstawie powieści "Cold Mountain" Charles Frazier jest dość typowy dla miłosnych opowieści, ale odróżnia go to od innych, że jest utopijny. Taka miłość, jaka jest przedstawiona we "Wzgórzu Nadziei" to przypadek jeden na miliard, a nawet, jeśli coś takiego nastąpi, to nie wierzę, żeby taki przypadek czekał na swoje spełnienie kilka lat. Żadnej miłości nie wypełni tylko kilka spojrzeń i krótki pocałunek. Oczywiście chciałbym, żeby tak było, ale... Jednak nie tylko uczucie wypełniało ten film. Niezwykle ważna była tu tragedia ludzka. Kiedy widzimy, z jakim okrucieństwem karano dezerterów oraz tych, którzy ich ukrywali, to wczuwamy się w tę historię i złości nas, że były kiedyś takie czasy. To okrucieństwo i wiarygodność oraz pietyzm, z jakim było to pokazane, przypomniało mi "Pianistę" Polańskiego. Zobaczyłem tu też prawdziwą bitwę, co rzadko się zdarza w aktualnym kinie. Prawdziwość była wyrażona przez cierpienia ludzkie, a nie przez ogrom, jak jest to robione zazwyczaj. To znowu przypomina mi inny film - "Cienką Czerwoną Linię". We "Wzgórzu Nadziei" znalazłem też krajobrazy rodem z Polski. Najpierw zobaczyłem Gorce, później Tatry. Dzięki temu ta historia znów stała mi się trochę bliższa. Bliskie były też mi lasy, które przemierzał Imman, czyli Jude Law. Sam aktor to znów inna bajka. Dostał nominację do Oscara za tę rolę, a więc mogłem oczekiwać czegoś niepowtarzalnego. Zawiodłem się sromotnie. Dotąd tworzył barwne i ciekawe psychologicznie postacie w takich filmach jak "Droga do Zatracenia" oraz "Utalentowany Pan Ripley". Tu otrzymałem odartą z uczuć postać robotnika-żołnierza. Mam nawet skłonność nazwać go bezbarwnym, ale to zbyt duże określenie, a może po prostu za dużo od niego oczekiwałem. Za to świetnie spisała się Nicole Kidman, może nie tak dobrze jak w "Godzinach", ale tu przynajmniej mogła czarować swoją urodą, a przede wszystkim cudownymi oczami. Najlepsza jednak z całego filmu jest Renée Zellweger, która kolejny raz potwierdziła swoje umiejętności. W roli zadziornej i zaradnej Ruby wypadła doskonale. Jest moją faworytką do zdobycia wszelkich tegorocznych nagród. Ciekawa była również kreacja Sally, którą zagrała Natalie Portman, oraz pastora, który przez pewien czas podróżował z Immanem. Wracając do samych odczuć po seansie, to ten obraz wywołał we mnie różne uczucia. Przez pewien czas byłem zły, a chwilę zafascynowany, ale najgorsze, że na początku się nudziłem i byłem obojętny temu, co dzieje się na ekranie. Podsumowując. "Wzgórze Nadziei" można zaliczyć do dobrych technicznie filmów z dobrymi aktorami, ale z historią, która nie zawsze zajmuje. Na wzgórze warto się wybrać choćby z ciekawości, co nowego zrobił reżyser Anthony Minghella oraz kto dostaje siedem nominacji do Oscara.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Tytuł oryginalny "Cold Mountain" przetłumaczono jako "Wzgórze nadziei". Po części jest to zabieg udany.... czytaj więcej
Zrealizowana z wielkim rozmachem ekranizacja bestsellerowej powieści Charlesa Fraziera. Przejmująca... czytaj więcej
Do filmu podchodziłem nastawiony sceptycznie. Spodziewałem się kolejnej miłosnej historii, poruszającej... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones