Recenzja filmu

Tango Libre (2012)
Frédéric Fonteyne
François Damiens
Sergi López

Bo do tanga trzeba czworga

"Tango libre" to tylko i aż kino rozrywkowe. I tak właśnie należy je oceniać.
Jak wszyscy wiemy, tango to taniec namiętności, wyłącznie dla silnych osobowości, które w rytm muzyki walczą o dominację, testują się wzajemnie. Pewnie dlatego powstało o nim aż tyle filmów. Trudno sobie wyobrazić bardziej wdzięczny temat. Z drugiej strony, przy zatrzęsieniu filmów inspirowanych tangiem, trzeba wykazać się niezwykłą pewnością siebie, przekonaniem, że ma się do powiedzenia coś nowego. Takie ryzyko podjął reżyser Frédéric Fonteyne.

I przynajmniej jeśli chodzi o punkt wyjścia, ryzyko się opłaciło. Oto jest sobie strażnik więzienny, który ma hobby. Chodzi mianowicie na lekcje tanga. Tam poznaje kobietę. Może nie jest hollywoodzką pięknością, ale i tak wpada mu w oko. Problem w tym, że widuje ją również w więzieniu, gdzie przychodzi na widzenia nie do jednego mężczyzny, a do dwóch. Z oboma wiążą ją silne relacje emocjonalne. Sprawa zacznie się jeszcze bardziej komplikować, kiedy jeden z nich – jej nominalny mąż – z zazdrości o strażnika zacznie uczyć się tanga, korzystając z tego, że w więzieniu przebywa paru Argentyńczyków.

Kiedy Fonteyne opowiada o tańcu, jego film jest prawdziwie fascynującym widowiskiem. Uwagę przykuwają zwłaszcza sceny z więziennych lekcji tanga. Fakt, że tancerzami są tam wyłącznie mężczyźni sprawia, że dokonuje się transformacja tańca w spektakl opowiadający o walce i wolności. Wyraźnie widać, że reżyser czuje tango i wie, jak najlepiej je pokazać.

Szkoda więc, że kiedy przychodzi do opowiadania o relacjach bohaterów, gdzieś znika ta pewność. Niekonwencjonalny czworobok emocjonalny, do którego dodany jest jeszcze syn bohaterki, jest przez reżysera potraktowany z dystansem. Całość ubiera on w szaty komediowej bajki, jakby w ten sposób łatwiej mu było uzasadnić fakt, że jedna kobieta może być uczuciowo związana z trzema mężczyznami, a ci niekoniecznie muszą być rywalami. Owszem, poszczególne sceny wyglądają nieźle. Ale dzieje się tak raczej za sprawą aktorów niż reżysera. Odniosłem wręcz wrażenie, że aktorzy z chęcią zagraliby w poważniejszej wersji tej historii, gdzie emocjonalne relacje nie byłby tak banalnie spointowane.

Nie zmienia to jednak faktu, że nowy film autora "Związku pornograficznego" to obraz, który ogląda się lekko i przyjemnie. Banalność została zrównoważona scenami dramatycznymi robiącymi wrażenie za sprawą nagich emocji znakomicie ukazanych przez aktorów. "Tango libre" to tylko i aż kino rozrywkowe. I tak właśnie należy je oceniać.
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones