Recenzja filmu

Pionierzy marzyciele (2015)
Natalia Kudraszowa
Natalia Kudraszowa
Darya Moroz

Bolszewizm jak bajka

Ciekawie robi się, gdy akcja przenosi się do dzieciństwa bohaterów, do Niżnego Nowogrodu lat. 80. Nasza trójka to nie tylko jedno z pierwszych pokoleń nowej rosyjskiej klasy średniej, ale także
Pionierzy marzyciele to film, zwłaszcza z polskiej perspektywy, mocno ekscentryczny. Na festiwalu w Berlinie, gdzie miał premierę w lutym tego roku, zapowiadany był jako portret pokolenia współczesnych trzydziestolatków z Moskwy. Jako taki nie jest jednak szczególnie interesujący. Trójka nieźle sytuowanych bohaterów wydaje się całkowicie oderwana od współczesnej rosyjskiej rzeczywistości; przeżywają oni takie same problemy, co bohaterowie dowolnego filmu o młodych z dowolnego wielkiego miasta, gdzie wielkomiejska klasa średnia faktycznie występuje. Początkująca aktorka Olga (w tej roli reżyserka filmu, Natalia Kudriaszowa) leczy swoje egzystencjalne lęki u psychoanalityka; analityk polityczny Andriej męczy się w niezbyt satysfakcjonujących związku i pracy; Katia pracuje w korpo. Do ich świata nie przenika nic ze współczesnej Rosji. Jakby nie było w niej autorytaryzmu Putina, cenzury sztuki, kryzysu ekonomicznego, nacjonalistyczno-prawosławnego wzmożenia. 

Ciekawie robi się jednak, gdy akcja przenosi się do dzieciństwa bohaterów, do Niżnego Nowogrodu lat. 80. Nasza trójka to nie tylko jedno z pierwszych pokoleń nowej rosyjskiej klasy średniej, ale także ostatnie pokolenie radzieckich pionierów. Organizacji wzorowanej na harcerstwie, upolitycznionej w radzieckim duchu, do której w czasach ZSRR należała większość dzieci w wieku 9-14 lat. 

Pionierzy nie są jednak przedstawieni w filmie jako źródło opresji. Wręcz przeciwnie, na tle szarej i płaskiej współczesnej Moskwy to Niżny Nowogród czasów Gorbaczowa – choć jest w nim biednie i zgrzebnie – jawi się jako rzeczywistość niemalże magiczna. Opowieści o bohaterskich pionierach wydają się dziecięcym postaciom niezwykłą, heroiczną baśnią; radzieckie rytuały wyrastają, zamglone przez bieg czasu, do rangi magii i religijnego rytuału, zdolnego nadawać życiu sens. Czegokolwiek sensotwórczego bohaterowie na próżno szukają we współczesnej Moskwie, przynajmniej dopóki jeden z nich nie zwraca się ku prawosławiu.

O ile obrazy współczesnej Moskwy przypominają banalny, telewizyjny realizm, o tyle obrazy z przeszłości inscenizowane są przez reżyserkę z niezwykłą kreatywnością. Utrzymane w onirycznej poetyce eksplodują w każdym niemal kadrze wyjątkową wizualną inwencją.  Kudriaszowa bawi się ikonami kultury socrealizmu: obrazami z radzieckich filmów, plakatami propagandowymi, estetyką masówek i radzieckich szkolnych akademii, "kosmiczno-monumentalną" architekturą z ostatniej fali radzieckiego modernizmu z lat 80.

Próbując znaleźć odniesienia do kina polskiego, przypominam sobie to, co z totalitarnym kiczem robili w swoich filmach Wojciech Marczewski w "Dreszczach" czy Wojciech Wiszniewski w "Wandzie Gościmińskiej". Ale u Marczewskiego służyło to wykreowaniu filmowego koszmaru, u Wiszniewskiego – dekonstrukcji. W "Pionierach marzycielach" reżyserka tworzy raczej sen niż koszmar. 

W dodatku sen wcale nie ironiczny. To może jest najbardziej szokujące dla polskiego widza w tym filmie – obraz bohaterów, którzy w latach 80., nawet jako dzieci, na serio zdają się wierzyć w komunizm. Obraz niemożliwy do wyobrażenia w polskim kinie. Po zrywie "Solidarności" i związanej z nią eksplozji idealizmu nasze lata 80. były albo martyrologiczne, albo cyniczne – kino portretujące ten okres nigdy nie wyszło poza te dwa bieguny.

Co z tego zestawienia płaskiej teraźniejszości i bajkowej przeszłości ma właściwie w "Pionierach" wynikać? Obsługa poradzieckich nostalgii? Zabawa totalitarnym kiczem? Opowieść o dzieciństwie w krainie skazanej przez historię na niebyt? Charakterystyczny ponoć dla rosyjskiej duszy głód wielkiej idei? Obraz zagubienia rosyjskich trzydziestolatków, niepotrafiących sensownie zmierzyć się z teraźniejszością i przeszłością? Wszystko po trochu. Trudność zaszufladkowania tego filmu, to, że nie daje on widzowi spokoju, sprawia, że przy wszystkich jego wadach (skupiających się szczególnie we współczesnej części), warto się z nim zmierzyć.
1 10
Moja ocena:
6
Filmoznawca, politolog, eseista. Pisze o filmie, sztukach wizualnych, literaturze, komentuje polityczną bieżączkę. Członek zespołu Krytyki Politycznej. Współautor i redaktor wielu książek filmowych,... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones