Recenzja filmu

Drużyna A (2010)
Joe Carnahan
Liam Neeson
Bradley Cooper

Czterej pancerni made in USA

Każdy miał w dzieciństwie innych bohaterów. Nasi ojcowie śledzili i, umówmy się, do dziś śledzą w corocznych powtórkach, przygody dzielnych pancernych i Szarika. Nasze pokolenie, dzisiejszych
Każdy miał w dzieciństwie innych bohaterów. Nasi ojcowie śledzili i, umówmy się, do dziś śledzą w corocznych powtórkach, przygody dzielnych pancernych i Szarika. Nasze pokolenie, dzisiejszych dwudziestoparolatków, z czasów dzieciństwa najlepiej pamięta niezawodną "Drużynę A" i "MacGyvera". Pierwsza z wymienionych produkcji właśnie doczekała się wersji kinowej.

Film w luźny sposób nawiązuje do kultowego serialu. Pułkownik "Hannibal" Smith wraz ze swoim legendarnym zespołem, zostaje podczas sekretnej misji wrobiony w kradzież matryc i zabójstwo generała. Konsekwencją jest wydalenie z armii i skazanie na długoletnie więzienie. Po sześciu miesiącach udaje im się uciec z więzienia. Postanawiają oczyścić swoje imię i odzyskać honor. Odpowiedzialny za film jest Joe Carnahan, reżyser bez większych przebojów na koncie. Do dyspozycji miał całkiem niezłych aktorów, jednak nie do końca nad nimi zapanował. Najbardziej zawodzi Liam Neeson w roli "Hannibala". Irlandczyk jakby zbytnio wczuł się w rolę i niepotrzebnie przerysował tę postać, nadając jej zbyt patetyczny i wzniosły wydźwięk. Również Bradley Cooper nie pokazał nic nowego. Wraz z rozwojem filmu jego postać niepotrzebnie brnęła w złym kierunku, zacierając wszelka indywidualność lekko narcystycznego "Buźki". Nawet znany z "Dystryktu 9", Sharlto Copley, mimo, że zdecydowanie najlepszy z obsady, w roli szalonego Murdocka był zbyt zachowawczy, grzeczny. Nie oznacza to jednak, że aktorzy wypadli źle. Mogli po prostu wypaść lepiej. A może po prostu się czepiam? W każdym razie, niewielkie braki aktorskie nadrabia za to świetna, dynamiczna akcja i chwilami bardzo zabawne dialogi. Kilka scen rzeczywiście zapada w pamięci i wbija w fotel. Długo nie zapomnicie przede wszystkim latającego czołgu i jednej z pierwszych scen filmu z helikopterem.

Miły powrót w świat dzieciństwa czy profanacja? Właśnie tak podzielili się fani serialu w odniesieniu do jego wersji kinowej. Jedni uważają, że film jest bardzo pozytywny i super, że powstał. Inni twierdzą, że do pięt nie dorasta oryginałowi. Jaka jest prawda? O gustach się nie dyskutuje, więc pewnie każdy ma po części rację. Jeśli chodzi o mnie, to skłaniam się bliżej tych pierwszych - zdecydowanie! Reżyser nie próbował na siłę podłączać się pod sukces serialu. Wręcz przeciwnie - brutalnie odcina się od legendy, chociażby sposobem, w jaki rozprawia się z kultową furgonetką Drużyny A. Fanatyków serialu może to zaboleć. Film jest niezłym, wakacyjnym kinem akcji, naznaczonym jednak legendą. Brzemię to musi nosić, czy się komuś to podoba czy nie. Nie uda się uciec od porównań i grymaszenia. Prawdą pozostaje, że "Drużyna A", to sprawnie zrealizowane kino akcji i tak należy na niego patrzeć - bez zbędnego zagłębiania się w jego serialową historię.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Nigdy nie należałem do grona fanów serialu "Drużyna A". Widziałem tylko kilka odcinków, więc jego fenomen... czytaj więcej
W dzieciństwie z pasją oglądałem "Drużynę A". Pamiętam jak z niecierpliwością wyczekiwałem kolejnego... czytaj więcej
Idąc do kina na "Drużynę A", nie wiedziałem, czego się spodziewać. Przyznaję, że skusiły mnie głównie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones