Recenzja filmu

John Wick 2 (2017)
Chad Stahelski
Keanu Reeves
Riccardo Scamarcio

Danse macabre po amerykańsku

John Wick nie zabija ot tak. Wiruje w krwawym, szaleńczym tańcu śmierci, a Keanu Reeves całkowicie za nim nadąża. O ile „John Wick” był prologiem do sztuki zabijania, o tyle dopiero „John Wick 2”
I once saw him kill three men in a bar... with a pencil, with a fucking pencil.
Well John wasn't exactly the Boogeyman. He was the one you sent to kill the fucking Boogeyman.
And then my son, a few days after his wife died, you steal his car and kill his fucking dog.


Czy poczułeś strach na dźwięk tych słów? Nie. Dlaczego? Ponieważ mają w sobie taki nadmiar patosu, że czyni je to wręcz komicznymi. I właśnie za to powinniśmy pokochać Johna Wicka.



Sztuczne dialogi, tysiące pocisków unikających głównego bohatera, próby zabicia go gęsiego zamiast "wszyscy na jednego", irracjonalne wręcz sceny pojedynków. Czysta esencja obu filmów o słodko-gorzkim mordercy siejącym postrach wśród największych mafii świata. Imię JOHN WICK imieniem bardziej zakazanym niż Voldemort. Jak to jest, że cała ta patetyczna i sztuczna otoczka sprawia, że niby wywracamy oczami, ale i tak oglądamy? Powody są dwa.

Po pierwsze, John Wick daje się lubić jako człowiek. Jest spokojny i sentymentalny, miał piękną żonę, mieszka w zjawiskowym apartamencie, jeździ ryczącym mustangiem, opiekuje się zwierzętami. Gdy cierpi, współczujemy mu. Co więcej, zaczynamy mu kibicować, gdy szuka zemsty. Możemy wyśmiewać fakt, iż powrócił do świata morderstw z powodu zabicia jego psa. Dostrzeżmy jednak w tym zdarzeniu dwa motywy: miłości oraz zbrodni i kary. Psa potraktujmy symbolicznie. Czyż nie jest tak, że nie lubimy tracić osób lub rzeczy, które kojarzą nam się z tym, co kochaliśmy (lub stale kochamy) najbardziej? No właśnie. Sprawia to ogromny ból i nawet jeśli byłaby to kartka papieru, którą ktoś z premedytacją spalił na naszych oczach, pragniemy odwetu. Tym bardziej jeśli jesteśmy zawodowymi mordercami, a widok mózgu na ścianie nie jest nam obcy.

Po drugie, idąc w mniej filozoficzną stronę, sukces "Johna Wicka" polega na konsekwentności jego twórców. "John Wick: Chapter Two" został utrzymany w tym samym tonie, co część pierwsza. Choć drugiej części nie współreżyserował David Leitch, to Chad Stahelski poradził sobie świetnie sam. Film ma przejrzystą formę – mamy wstęp, rozwinięcie, kulminacyjny zwrot akcji i zakończenie pozostawiające w niepewności. Dopiero tutaj poznajemy możliwości Johna, który przy pomocy pistoletu z siedmioma nabojami jest w stanie zorganizować istny danse macabre. Co więcej, wreszcie dowiedziałam się jak skutecznie zabić wroga ołówkiem. Scenarzysta Derek Kolstad podtrzymał "komiczny patos" dialogów. Nie zabraknie drewnianych dialogów, które Keanu Reeves sztucznie odgrywa. Dlaczego nie krytykuję? Bo to jest strategia. Celowa, zaplanowana strategia, która albo Ci odpowiada, albo nie. Mi odpowiada!

Keanu Reeves, mimo iż ma za sobą pół wieku życia, jest w szczytowej formie. Tytuł mojej recenzji nie jest oczywiście przypadkowy. John Wick nie zabija ot tak, ale wiruje w krwawym, szaleńczym tańcu śmierci, a Keanu Reeves całkowicie za nim nadąża. Sceny akcji mają swój płynny rytm. Dźwięki padających strzałów, łamanych karków i pękających czaszek układają się w brzmienie niemalże symfoniczne. Słuchasz tych dźwięków i masz wrażenie, że już nie potrzebujesz wizyty w operze. John Wick oferuje Ci symfonię zła.

Skoro już jesteśmy przy dźwiękach, to nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o muzyce. O muzyce, która jako jedyna w "John Wick 2" bardzo mnie rozczarowała. Spodziewałam się kolejnego fenomenu, muzycznego objawienia jakim jest Kaleida, i których piosenki słucham do dziś – filmowe "Think" czy równie klimatycznie "Guess That I". Zamiast oryginalnych brzmień dostaliśmy papkę dubstepu i gotyku, która może i pasuje do klimatu filmu, ale nie zapada w pamięć.



Keanu Reevesowi towarzyszy grupa dobrych aktorów. Swoją rolę rewelacyjnie odegrał Riccardo Scamarcio jako Santino D'Antonio. Pojawia się w "John Wick 2" jako zwiastun nieszczęść kroczących ku Johnowi. Ruby Rose jako bodyguard Santina wzmacnia teorię, że milcząca kobieta to istotnie niebezpieczna kobieta.

Ian McShane ponownie wcielił się w Winstona, właściciela ostoi dla zawodowych morderców, hotelu Continental. McShane robi to świetnie. Szarmancki gentleman, który pod chłodnym wyrazem twarzy chowa sympatię dla Wicka. Pojawienie się Laurence'a Fishburne'a to również plus na konto twórców. Odegrał rolę epizodyczną, ale niezwykle ważną. W ubiegłym roku mieliśmy szansę zobaczyć go w "Pasażerach" oraz w "Batman v Superman: Świt sprawiedliwości", ale w żadnym z tych filmów nie popisał się swoimi możliwościami. Co innego w "John Wick 2", gdzie jako król Bowery rządzi niemałym zastępem zbirów.

Zdając się na instynkt, spodziewam się III części. Aż strach pomyśleć, czym John Wick będzie w niej zabijać wrogów. Może tym razem artykułami toaletowymi? Jakkolwiek brzmi, mówię to z czystą sympatią i szczerą ciekawością. 
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Mało kto spodziewał się, że niepozorny "John Wick" okaże się kasowym sukcesem. Co odważniejsi widzowie... czytaj więcej
A potem żyli długo i szczęśliwie. Tak z reguły kończą się bajki. Jednak życie Johna Wicka to nie bajka.... czytaj więcej
"John Wick 2" rozpoczyna się - a jakże - sceną pościgu. Motocyklista ścigany jest przez tajemniczego... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones