Recenzja filmu

Żegnaj, królowo (2012)
Benoît Jacquot
Diane Kruger

Dramaty "Królowej"

"Farewell My Queen" w reżyserii Benoita Jacquota to przede wszystkim próba ukazania kulis wersalskiego dworu w trakcie francuskiej rewolucji.
Berliński festiwal rozpoczyna historyczny francuski film "Farewell My Queen" o ostatnich dniach panowania frywolnej Austriaczki Marii Antoniny i jej znienawidzonego przez lud paryski męża Ludwika XVI. Pałacowe życie Wersalu to przede wszystkim zbytek wszelakiego dobra i nieustanne zabawy na koszt państwa i jego obywateli, którzy regularnie domagają się chleba i ratunku dla finansów państwa.

Lipiec 1789 roku – Bastylia upada. Przerażony francuski dwór liczy na swojego króla, który nareszcie opuszcza złote komnaty, aby zapobiec dalszym zamieszkom. Polityczna burza daje się we znaki także dworskiej służbie. Narastają plotki, pojawiają się pierwsze pamflety, w który "lud" domaga się kary w postaci dekapitacji prawie trzystu najważniejszych urzędników królewskich i samej pary monarchów.

 Do obowiązków nastoletniej Sidonie Laborde (Lea Seydoux) należy przede wszystkim czytanie książek samej Marii Antoninie (Diane Kruger). W trakcie rzadkich spotkań z królową służka stara się jak najlepiej wypełniać swoje obowiązki. Jednocześnie jest całkowicie zafascynowana osobą monarchini. Do wyznania miłości rzecz jasna nigdy nie dochodzi, ale zazdrość o domniemaną "przyjaciółkę" królowej, hrabinę Gabrielle de Polignac (Virginie Ledoyen), doprowadza ją do szaleństwa. Z dnia na dzień chaos w Wersalu wywraca do góry nogami odwieczny, dworski porządek. Oddane służki kradną ubrania i biżuterię; najbliżsi przyjaciele dworu opuszczają "złotą klatkę" pod osłoną nocy. W tym czasie histeryczna Maria Antonina jest zajęta przede wszystkim niszczeniem listów byłych kochanków, segregowaniem drogocennych klejnotów i wydawaniem bezsensownych rozkazów. Jej największą udręką wydaje się przede wszystkim brak zainteresowania madame de Polignac. Sidonie koniec końców będzie ostatnią wierną towarzyszką niedoli monarchini. Z bólem serca zaciśnie zęby i wypełni misję, która uratuje życie "ukochanej". Sama królowa pozostanie w Wersalu do końca, oczekując na męża, któremu u kresu życia przypomniało się, że czasami warto z czystego rozsądku być odpowiedzialnym za własną ojczyznę.

"Farewell My Queen" w reżyserii Benoita Jacquota to przede wszystkim próba ukazania kulis wersalskiego dworu w trakcie francuskiej rewolucji. Król Ludwik XVI (Xavier Beauvois) w filmie francuskiego reżysera pojawia się zaledwie kilka razy jako maskotka, którą służba obserwuje z ukrycia. Podział na dwa światy, które spotykają się w wyniku zamieszek, jest wręcz przerażająco infantylny. W związku z tym "Farewell My Queen" nie można w żaden sposób postrzegać jako dramatu końca pewnej epoki. Mamy tu raczej do czynienia z kiepską, kostiumową operą mydlaną. Brak w niej jedynie męskiego kochanka, który w świetle nadszarpniętej moralności przestał być potrzebny.

Na tle dworskich intryg na pierwszym planie pojawia się przede wszystkim tajemnicza relacja Sidonie, Marii Antoniny i hrabiny de Polignac. Wszystkie trzy kobiety łączy uczucie oddania i miłości postrzeganej w najbardziej "romantyczny" sposób. Sidonie marzy o swojej władczyni, poświęca się jej bezgranicznie, wiedząc, że tylko dzięki niej coś znaczy. Królowa łamie wszelkie zasady etykiety, wyznając miłość wzgardzonej "hrabiance lekkich obyczajów" de Polignac. Wszystko w cieniu krwawej rewolucji, której widz niestety na ekranie nie zobaczy. Trzy główne aktorki tragedii Francji "Ludwików" zostaną rozdzielone, co mimo końca pewnej epoki stanie się największym dramatem Marii Antoniny.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones