Recenzja filmu

Agnieszka (2014)
Tomasz Emil Rudzik
Karolina Gorczyca
Hildegard Schmahl

Dziewczyna niewarta poznania

Nowy film Tomasza Emila Rudzika jest chaotyczny, histeryczny i egzaltowany. Zamiast ze sobą rozmawiać, postacie rzucają tu przedmiotami, a jeśli uprawiają seks, to tylko sado – maso. Gdy w
Nie warto bliżej zapoznawać się z "Agnieszką". Nowy film Tomasza Emila Rudzika jest chaotyczny, histeryczny i egzaltowany. Zamiast ze sobą rozmawiać, postacie rzucają tu przedmiotami, a jeśli uprawiają seks, to tylko sado–maso. Gdy w ekranowym świecie pojawia się natomiast szansa na miłość, jej obiektem okazuje się chłopak tak młody, że powinno wzbudzić to czujność prokuratury. Charakteryzująca "Agnieszkę" skłonność do przekraczania granic jest faktem, ale nie stanowi rezultatu szczególnej śmiałości obyczajowej.  To raczej kolejna - po "Sponsoringu" Szumowskiej - tania prowokacja, której pozorna brawura ma odwrócić uwagę od ewidentnych słabości scenariusza.


W pierwszej scenie tytułowa bohaterka opuszcza więzienie, gdzie trafiła - jakżeby inaczej - "za niewinność". Niestety, film do samego końca będzie tkwić w niewoli schematów. Choć reżyser od wielu lat mieszka w Niemczech, sprawia wrażenie jakby postanowił złożyć perwersyjny hołd dla polskiego kina lat dziewięćdziesiątych. Tak jak twórcy wielu filmów z tamtych czasów, Rudzik znajduje wprawiającą w konsternację przyjemność w epatowaniu brzydotą i patologią. Zupełnie jak oni, niespecjalnie interesuje się swoją bohaterką i nie stara się nadać jej zachowaniom psychologicznej głębi. Oczami wyobraźni łatwo zobaczyć Agnieszkę jako starszą i bardziej zdeprawowaną kumpelę Tereski z osławionego filmu Roberta Glińskiego. Obie dziewczyny tylko pozornie pozostają postaciami z krwi i kości, a w rzeczywistości stanowią marionetki w rękach reżyserów wykorzystujących ich losy do manipulowania emocjami odbiorców. Gdy pozbawiona perspektyw Agnieszka snuje się po rodzinnej miejscowości, ma wzbudzać automatyczne współczucie. Kiedy wyjeżdża za  granicę i przypadkowo trafia do monachijskiej agencji towarzyskiej, w oczach widza powinna zamienić się w demona seksu. Potencjalna atrakcyjność bohaterki polega na tym, że potrafi mocno przywalić facetowi w jądra, a za chwilę popisać się pensjonarską refleksją o ludzkiej duszy. Problem w tym, że trudno rozstrzygnąć, w której z  tych ról wypada bardziej sztucznie.


Na równie nieprzekonujących kontrastach zbudowana jest cała "Agnieszka". Film Rudzika stanowi krok w tył po jego – niewolnych od niedociągnięć, ale intrygujących – "Desperatach w akademiku". Tym razem reżysera ewidentnie zawiodło wyczucie stylu. Sceny mające obrazować rzekomą dekadencję bywalców agencji towarzyskiej wyglądają jak wysiłki szkolnego teatrzyku próbującego zainscenizować sztukę Fassbindera. Obrazki wyjęte wprost z kroniki kryminalnej bez specjalnego sensu przeplatają się natomiast z widokami rodem z wielkomiejskiej pocztówki. Ta sama niekonsekwencja razi także na płaszczyźnie przynależności gatunkowej filmu. W "Agnieszce" nominalny dramat społeczny bez powodzenia próbuje udawać mroczny kryminał, a pod koniec podszywać się wręcz pod ckliwy melodramat. Najgorsze jest jednak to, że w całej maskaradzie na dalszy plan schodzi ostatecznie tytułowa bohaterka. W ten sposób mistrzyni sado–maso dała się zdominować niespecjalnie pewnemu siebie reżyserowi.
1 10
Moja ocena:
4
Krytyk filmowy, dziennikarz. Współgospodarz programu "Weekendowy Magazyn Filmowy" w TVP 1, autor nominowanego do nagrody PISF-u bloga "Cinema Enchante". Od znanej polskiej reżyserki usłyszał o sobie:... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones