Recenzja wyd. DVD filmu

Napromieniowana klasa (1986)
Lloyd Kaufman
Richard W. Haines
Robert Prichard
Pat Ryan

Ekstraklasa tandetnego kina

"Napromieniowana klasa" to parodia filmów o licealistach połączona z tandetnym horrorem i jeszcze bardziej tandetnym science-fiction. Z takich składników nikt nie mógłby stworzyć
Premiera "Class of nuke 'em high" miała miejsce na festiwalu w Cannes (sic!) w 1986 roku, w niespełna miesiąc po katastrofie elektrowni jądrowej w Czarnobylu. Tym samym temat filmu idealnie wpisał się w atmosferę strachu przed promieniowaniem, a jego ujęcie pozwalało na chwilę wytchnienia w obliczu przerażających doniesień. Nic przecież nie podbudowuje tak bardzo, jak świadomość, że nie należy się do najbardziej narażonej grupy. Uczniowie "napromieniowanego liceum" mają znacznie twardszy orzech do zgryzienia i nie poratuje ich dawka płynu Lugola. Prawdopodobnie żaden z nich nie poradziłby sobie z maturą, za to wytypowani do battle royale dostarczyliby niezapomnianych wrażeń.

"Napromieniowana klasa" jest obok "Toksycznego mściciela" najpopularniejszym z klasyków Troma Entertainment. Powodem, dla którego fani na całym globie uwielbiają te arcydzieła filmu klasy Z jest przede wszystkim ich komiksowo-kreskówkowy charakter, który objawia się w każdym detalu - od fabuły po charakteryzację. Najlepiej to widać na przykładzie parodii typowego szkolnego gangu stylizowanego na coś pomiędzy punkami a fanami glam metalu. Mamy tutaj zbira noszącego czepek z doklejonym irokezem, a nawet wymalowanego czarną pastą reprezentanta jakiegoś zaginionego plemienia (oczywiście każdy używa pseudonimów typu Spike lub Spud). Końcówka ich szaleńczego buntu zdradza jednak, jak bardzo zmieniły się szkolne realia. Gang Cretins demoluje szkolny korytarz z pomysłowością, którą przyćmiewa byle gimnazjum z Polski.

"Class of nuke 'em high" wciąż jest twórczością o budżecie w wysokości miesięcznej wypłaty Billa Gatesa, ale w porównaniu z młodszym o niespełna dwa lata "Toksycznym mścicielem" prezentuje się znacznie lepiej. Wystarczy postawić obok siebie Toxiego i mutanta z ostatnich scen "Napromieniowanej klasy", by spostrzec jak znaczące postępy poczynili spece od efektów specjalnych Tromy. Najbardziej irytującym elementem jest natomiast nieustający podkład muzyczny złożony z kilku pudel rockowych piosenek. Sam gatunek zupełnie mi nie przeszkadza i jest silnie związany z kinem rozrywkowym lat 80., ale ile razy można słuchać tych samych utworów i to tak głośno wmontowanych pod dialogi? Aktorstwa przy tego typu produkcjach nie omawia się - wiadomo, że jest złe, a obecność wybitnego fachowca byłaby pretensjonalnym wyłomem z konwencji.

Dla wielu produkcje Tromy są chłamem nie do przebrnięcia, ale przy nieco szerzej otwartej głowie można dostrzec znakomity zmysł obserwacyjny Lloyda Kaufmana i jego ekipy. Usytuowanie szkoły u podnóża elektrowni nie jest tylko żartem, ale także krytyką stosowania podobnych praktyk w świecie pozafilmowym. Natomiast dyrektor elektrowni powtarzający jak mantrę, że nic się nie stało i wszyscy są całkowicie bezpieczni pomimo ewidentnego zagrożenia życia jest odzwierciedleniem zakłamania wielu polityków i przedsiębiorców doprowadzających do podobnych tragedii. Kaufman nie jest ani Von Trierem, ani nawet Aronofskym i nie dość, że się pod nich nie podszywa, to wręcz zawzięcie odżegnuje się od twórczości przeładowanej symbolami, ukrytymi znaczeniami i melancholijnym refleksjami. Ocenianie ich wytworów według tych samych kryteriów nie jest nawet niesprawiedliwe, jest całkowicie pozbawione sensu.

Fanom tandetnych filmów nie trzeba rekomendować "Napromieniowanej klasy". Młodzi adepci nie znajdą natomiast lepszej pozycji, od której warto rozpocząć przygodę z najdziwniejszym z oblicz kina.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones