Recenzja wyd. DVD filmu

Gwałt (2000)
Virginie Despentes
Coralie
Hervé P. Gustave
Estelle Isaac

Francuski numerek

Tak jak wolność mojej pięści ogranicza wolność czyjegoś nosa, tak granice mojej filmowej tolerancji ograniczają trzy iksy. Jestem w stanie oddać szacunek kamieniom milowym kina erotycznego,
Tak jak wolność mojej pięści ogranicza wolność czyjegoś nosa, tak granice mojej filmowej tolerancji ograniczają trzy iksy. Jestem w stanie oddać szacunek kamieniom milowym kina erotycznego, pornografia jednak gorszy mnie niczym posła Piłkę. I zarzekam się, choć przed seansem przeczytałam dwa czy trzy opisy "Gwałtu", nie przyszło mi na myśl, że miast średniawego thrillerka okraszonego okazyjną golizną przyjdzie mi zobaczyć obleśne blue movie. Pierwsze skojarzenie - marne popłuczyny po "Thelmie i Louise". Mamy dwie kobiety w drodze, mamy motyw gwałtu (który u Scotta nie doszedł do skutku), mamy trupa. I na tym podobieństwa się kończą. Gwałt obok ciężarnych nastolatek i psychopatycznych sublokatorek jest ulubionym tematem tanich dramatów klasy B. Kino drogi to nieco inna bajka. Odkrywczą syntezę zrobić niełatwo, produkcja wtórnej to banał. Można też podążyć śladami twórców "Prawo gwałtu (1970)Gwałtu" i stworzyć lekkie BDSM z pretensjami do "Urodzonych morderców". Wróćmy do treści. Manu zostaje zgwałcona, co nie robi na niej większego wrażenia. Nadine jest świadkiem morderstwa bliskiej osoby, nad czym specjalnie nie rozpacza. Wspólnie dochodzą do wniosku, że będą lać na ten zły świat i rozpoczynają zabawę w kontestację - ruszają w podróż, kochając się ze wszystkimi napotkanymi na drodze samcami i mordując kogo popadnie. Co ciekawe, panie grające główne role, jeśli chodzi o filmografię, prowadzą się nieco lżej, preferując obrazy uboższe w dialogi. Upodobały sobie bowiem kino spod znaku XXX. Na przykład Raffaëla Anderson może pochwalić się rolą w filmie o wiele mówiącym tytule "Faust Fucker - Drei Fäuste im Arsch". Sens zatrudnienia aktorek o tak specyficznym doświadczeniu jest dla mnie jednoznaczny - miało to być krokiem wysoce kontrowersyjnym, podobnie jak i całe wątpliwej jakości dziełko. Czy "Gwałt" rzeczywiście jest jednym z najbardziej bulwersujących obrazów ostatnich lat? Nie, bo szokując na siłę można co najwyżej zrobić z siebie i swoich wypocin pośmiewisko. O niesmaku nie wspominając. To samo tyczy się niezwykle dokładnych, wręcz anatomicznych zbliżeń narządów płciowych podczas stosunku i nie tylko. Co to właściwie było? Czyżby nawiązanie do Courbetowskiego "Początku świata"? Czy raczej najprostszy chwyt prowadzący do wzbudzenia kontrowersji? Po tytule spodziewałam się jakiejś głębszej penetr.. tfu.. analizy zjawiska. Na przykład wewnętrznego portretu zgwałconej kobiety. Kłębiących się w jej głowie emocji, dramatycznych prób zapomnienia, przywrócenia dawnego stanu rzeczy. Portret otrzymałam, owszem, ale pani, która, jak mawiał mój profesor literaturoznawstwa, częściej rozkłada nogi niż książkę. Białogłowa przyjmuje więc gwałt jak po zimie wiosnę, bez mrugnięcia okiem. Anderson minę ma właściwie przez cały film taką samą, co każe nam zgadywać, że gra w produkcji chwilami niepornograficznej jest permanentnym gwałtem na jej rzeczywistych zdolnościach. Z powodzeniem mogłaby w tym czasie występować jako kolejna inkarnacja Biustoliny. A przecież mogłam liczyć na jakieś bardziej oryginalne przedstawienie psychicznych reperkusji rzeczonego gwałtu. Bohaterki mordują, znęcają się nad ofiarami, kopulują jak króliki, ale dlaczego? Czyżby wykorzystane przez mężczyzn szukały na nich zemsty? Czyżby zgwałcona bohaterka weszła w konflikt duszy i ciała, odrzucając to drugie jako brudne, stłamszone, chcąc urzeczywistnić tę przemianę promiskuitycznym trybem życia? Otóż wcale nie. W umysłowości naszych pań nie doszło do żadnej wewnętrznej rewolucji. Zabijają, bo są najzwyczajniej w świecie zdegenerowane, a kręgosłup moralny straciły na długo przed rozpoczęciem fabuły. Wielka szkoda, że psychologiczny portret bohaterek został uszczuplony do minimum, by zrobić miejsce kolejnym ruchom frykcyjnym. Dziwię się ludziom, którzy chcą w tym filmowym potworku dostrzec jakąkolwiek wartość. Dla mnie to tandetny pornol i nic ponadto. Reżyserowi zaś gratuluję pomyślnego uskutecznienia umysłowej defekacji.
1 10
Moja ocena:
1
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones