Recenzja filmu

Armageddon (1998)
Michael Bay
Bruce Willis
Billy Bob Thornton

Granice efekciarstwa

Nie ulega wątpliwości, że w latach dziewięćdziesiątych młody amerykański reżyser Michael Bay był na szczycie. Do 1998 roku miał na swoim koncie dwa filmy:  przebojową komedię sensacyjną "Bad
Nie ulega wątpliwości, że w latach dziewięćdziesiątych młody amerykański reżyser Michael Bay był na szczycie. Do 1998 roku miał na swoim koncie dwa filmy:  przebojową komedię sensacyjną "Bad Boys" oraz zrealizowany z rozmachem i trzymający w napięciu film sensacyjny "Twierdza". Wydawało się, że jego następny obraz "Armageddon" będzie tylko potwierdzeniem jego talentów jako specjalisty od efektownej rozrywki. Nie do końca jednak tak się stało.

Fabuła filmu jest bardzo prosta. Na Nowy Jork spada deszcz meteorów. To jednak dopiero początek kłopotów, ponieważ okazuje się, że w stronę Ziemi zmierza potężna asteroida. Na działanie pozostało tylko 18 dni. W końcu rząd USA wraz z NASA stwierdza, że jedynym ratunkiem jest umieszczenie ładunku w strukturze asteroidy i wysadzenie jej od środka. W kosmos wyrusza ekspedycja, wśród której jest ekipa specjalistów od odwiertów pod przywództwem Harry’ego Stampera (Bruce Willis).
Scenariusz tego filmu zapewnia to, czego można się spodziewać po ujęciu takiego tematu przez Hollywood. Oznacza to sporą dawkę patosu, trochę humoru oraz niewielką zgodność z faktami naukowymi. Nie tylko zresztą w kwestiach astronautyki brakuje w tym filmie logiki. Widz często obserwuje wydarzenia, które normalnie rozegrałyby się w przeciągu kilku miesięcy, a nie kilku dni, jak w filmie. Fabułę jednak ratuje pewna ilość dowcipnych dialogów oraz brak dłużyzn. I tak naprawdę scenariusz, mimo swych wad, mógłby wystarczyć na porządną, efektowną rozrywkę. Wystarczyło tylko, żeby Michael Bay zachował podstawy rzemiosła. Niestety, przesadził...

Sposób, w jaki prowadzona jest akcja w tym filmie, woła wręcz o pomstę do nieba. Jest ona nadmiernie przyspieszana i właściwie nie ma tutaj ani budowania napięcia, ani żadnego, minimalnego choćby rozwoju postaci. Zamiast tego Bay ciągle raczy nas swoim znakiem firmowym – kilkoma ujęciami naraz kamery kręcącej się wokół tego samego miejsca. Efektem jest na przykład brak odczucia u widza jakiegokolwiek zagrożenia Ziemi i rodzaju ludzkiego. Najgorsze jednak następuje w drugiej połowie filmu. Widz jest bowiem dosłownie bombardowany taką ilością zdarzeń i zwrotów akcji, że zwyczajnie nie jest w stanie nadążyć. Całą sprawę pogarszają okropne, źle skadrowane zdjęcia Johna Schwartzmanna, nadużywanie migających świateł oraz – przede wszystkim – chaotyczny i męczący szybki montaż. Wszystko to sprawia, że widz, zamiast odczuwać przyjemność z oglądania, po prostu się męczy i w rezultacie przestaje śledzić fabułę.

Czy jest w takim razie coś dobrego w tym filmie? Na szczęście tak. Przede wszystkim obsada aktorska, z Bruce'em Willisem na czele, spisała się znakomicie i każdy stworzył postać z krwi i kości. Inna sprawa, że nie bardzo mieli czego grać. Muzyka również jest znakomita i chyba jako jedyna dodaje filmowi patosu i dramatyzmu, jakiego widz oczekuje od takiego filmu. Na koniec należy wspomnieć o efektach specjalnych, które stoją na wysokim poziomie i po tylu latach wciąż robią wrażenie.

"Armageddon" był szansą na porządną, efektowną rozrywkę. Niestety, film wyszedł efekciarski aż do przesady, a przez to praktycznie nieoglądalny. Michael Bay zamiast jak profesjonalny reżyser zachował się jak dzieciak, który dopiero co dostał na Gwiazdkę kamerę i program do montażu. A skutki tego, jak zwykle, odczuwa widz.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
I jeszcze jeden i jeszcze raz... Znowu całemu światu grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. Tym razem jest... czytaj więcej
Czego w "Armageddonie" nie było? Był wspaniały Bruce Willis, była wspaniała przygoda w kosmosie, była... czytaj więcej
Świat stoi na skraju zagłady. Znowu. Przyszłość całej cywilizacji wisi na włosku. Znowu. Tym razem chodzi... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones