Recenzja filmu

Śluby panieńskie (2010)
Filip Bajon
Marta Żmuda Trzebiatowska
Anna Cieślak

Happy End ale...

"Komedia wszech czasów"  - takim hasłem promowana jest ekranizacja XIX-wiecznego komediowego dramatu Fredry w reżyserii Filipa Bajona. Niestety materiały promocyjne kłamią. Nie jest to ani
"Komedia wszech czasów"  - takim hasłem promowana jest ekranizacja XIX-wiecznego komediowego dramatu Fredry w reżyserii Filipa Bajona. Niestety materiały promocyjne kłamią. Nie jest to ani komedia, ani tym bardziej film wszech czasów. Jest to trwająca około 100 minut bliżej nieokreślona i nudna hybryda.

Wszystko kręci się wokół dwóch panienek z niewielkiego dworu Klary i Anieli. Niewiasty bowiem postanowiły nie wychodzić nigdy za mąż. Ich adoratorzy, czyli Albin i Gustaw, postarają się jednak złamać to przyrzeczenie. W tej rozgrywce sięgną po najróżniejsze sposoby...

Bajon niewątpliwie chciał stworzyć arcydzieło. Obsadził w głównych rolach czołowych aktorów młodego pokolenia. Zmienił nawet dotychczasowe wizerunki odtwórców postaci męskich. I tak przekornie Szyc dostał rolę fajtłapowatego Albina, a bardziej romantyczny dotychczas Stuhr zmierzył się z wizerunkiem podrywacza Gustawa. Do tego dochodzi jeszcze Robert Więckiewicz w roli Radosta. Trzeba przyznać panom, że wyszli z tego wyzwania obronną ręką ale... No właśnie. Wspomniane "ale" jest tak duże, że już w chwilę po seansie można o tym zapomnieć.  "Ale" ma wiele części składowych. Dokładniej jego całość to suma wszystkich pozostałych elementów tegoż obrazu. Najpierw role żeńskie. Marta Żmuda-Trzebiatowska w roli Klary przy panach wypadła bardzo blado. Miałem wrażenie, że cofnąłem się do szkolnych czasów i stoję na długiej akademii. Jej kwestie brzmią bowiem jak żywcem wyjęty recytowany wierszyk z takiego właśnie apelu. Ania Cieślak natomiast to taka słodziutka idiotka. Nie sposób jej jednak nie kibicować. W moim osobistym rankingu wypadła też blado na tle mężczyzn, ale lepiej od Żmudy-Trzebiatowskiej.


Mimo że wszytko zostało już opisane w recenzji redakcyjnej pozwolę sobie poświęcić akapit na mieszanie stylów. Komórki, auta i inne współczesne gadżety miały uczynić Fredrę jeszcze bardziej śmiesznego i przede wszystkim współczesnego. Efekt jest jednak zgoła odmienny. Jest nudno, nieśmiesznie i jeszcze raz nudno. Dawna fredrowska scenografia, kostiumy i język w połączeniu ze współczesnością jest po prostu mdła i nieciekawa. I być może wojna płci była tak samo aktualna 200 lat temu jak dziś, ale ukazanie tego Bajona przerosło. Chłopak chyba sam się pogubił w tym galimatiasie i nie znalazł wyważonego połączenia. Przed kolejną produkcją radzę mu otworzyć słownik i poczytać hasło "złoty środek".

Obraz ten nie ma praktycznie nic do zaoferowania. Szkoda mi Więckiewicza i Szyca. Panowie dlaczego się prostytuujecie w takich produkcjach? Jedynie epizod z udziałem Daniela Olbrychskiego i Mariana Opani jest godny uwagi. Mi doszło jeszcze wspaniałe towarzystwo, dzięki któremu wytrwałem do końca i zdołałem przetrwać kilka kryzysowych, sennych momentów.

Ten mój wywód nie jednak żadnego znaczenia. Nie mają też znaczenia inne recenzje, zarówno te negatywne, jak i pozytywne. Mimo wszystko twórcy z Bajonem i tak mogli być, już podczas produkcji, spokojni o kasowy "happy end" swej mieszanki (zresztą potwierdzony). Młodzież jest dziś leniwa, więc większość licealistów pewnie i tak pójdzie do kina, zamiast przeczytać lekturę. A co napiszą na maturze czy klasowym sprawdzianie, to już inna bajka.
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Z adaptacjami szkolnych lektur w naszej rodzimej kinematografii różnie bywało. Raz wychodziło lepiej... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones